"Co on tutaj robi?"

12 1 0
                                    

Zignorowałam cichy głos przyjaciółki, intensywnie wpatrując się w widok za oknem. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno. Pierwsze gwiazdy migotały gdzieś w oddali. Zamknęłam oczy, wspomnieniami wracjąc do ostatnich Wakacji. Leżałam beztrosko na nagrzanej podłodze tarasu w bordowej, zwiewnej sukience. Moje ciemne włosy rozrzucone były dookoła głowy, a ja miałam utkwiony wzrok w rozgwieżdżonym niebie. Delikatny wiatr muskał rumiane policzki. Ogarniała mnie cisza.
Pamiętam, jaka byłam wtedy szczęśliwa. Każdy dzień traktowałam jak cud. Cieszyłam się z małych, nieistotnych rzeczy. Ale potem wszystko się zmieniło...

-Ana... -melodyjny głos Lou sprowadził mnie do rzeczywistości. Nawet nie zauważyłam, kiedy kolejne łzy spłynęły po policzkach, kreśląc mokre ścieżki.

-Napędziłaś mi takiego strac...

-Co on tutaj robi? -przerwałam jej w pół zdania. Nie obdarzyłam ją ani jednym spojrzeniem. Nie potrafiłam. Było mi wstyd. Zawiodłam ją. To bolało najbardziej. Świadomość, że zawiodłam najbliższe mi osoby. Ją i Sophie.

-Kiedy zemdlałaś na korytarzu, przybiegł, słysząc mój krzyk. Zobaczył Cię na podłodze i od razu pobiegł po nauczyciela. A potem zaniósł Cię tu, na oddział. -wyjaśniła, pocierając kciukiem mój nadgarstek.

Pokiwałam nieznacznie głową, lekko się uśmiechając.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zaprzątał sobie tym głowę. Jasne, pomoc w szkole jest zrozumiała, ale po co jechał ze mną aż tu? Może został o to poproszony?
Gdzieś, z tyłu głowy marzyłam, żeby..

-Jest tu? -spojrzałam na nią. Była blada, a jej krótkie włosy upięte były w nie ładzie. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z troską.
Chciałam, żeby powiedziała "Tak." Miałam nadzieję, że nadal siedzi na szpitalnym korytarzu. Że czeka. Martwi się.

-Nie, wyszedł już. -usłyszałam w odpowiedzi. Spuściłam wzrok.
Teraz chciałam zostać sama. Chciałam wtulić się w poduszkę i rozpłakać. Przerażało mnie to, kim się stałam. Wystarczyło jedno krzwe spojrzenie, a ja rozsypywałam się od nowa.
Poczułam ciepłą dłoń na ramieniu i charakterystyczne perfumy. Sophia.

-Przywiozłam Twoje rzeczy. -niższa brunetka położyła dużą, czarną torebkę na krześle.

-Dziękuję. -szepnęłam, posyłając w jej stronę nikły uśmiech.

Dziewczyny wymieniły między sobą spojrzenia, a potem wstały, żegnając się ze mną. W drzwiach usłyszałam, że przyjdą jutro, jednak szybko zaprzeczyłam. Obiecałam odezwać się, jak tylko poczuję się lepiej i znajdę się w domu. Przytaknęły z uśmiechem, opuszczając salę.
Westchnienie irytacji wyrwało się z moich ust, kiedy w progu usłyszałam głos mamy. Podeszła do łóżka, jednak ja odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku.

-Jutro będziesz mogła wyjść, dzisiaj zostaniejsz jeszcze na obserwacji. -szepnęła -Wrócę do domu i przyjadę po Ciebie z samego rana, Skarbie -ułożyła dłoń na moim ramieniu.

Nie doczekając się żadnej reakcji, westchnęła smutno, skałdając na moim czole krótkiego całusa. A potem wyszła.
Nareszcie ogarnęła mnie cisza, a wspomnienia i uczucia zalały mnie kolejną falą.

____________
Witam, witam!
Kolejny rozdział wpada! Zapraszam do czytaniado następnego! ♥ ~ J.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 01, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niezgodna | H. S. |Where stories live. Discover now