Część 4

18 1 0
                                    

Mijała druga doba odkąd pojawiłam się w dziadków. Im częściej z nimi przebywałam, tym większe dostrzegałam podobieństwo do mojej mamy. Głównie w mimice twarzy i ciała oraz zachowania w niektórych sytuacjach. Czułam się u nich w domu mniej obco i powoli zaczęłam się na nich otwierać. Język zaczął się rozplątywać, a rozmowa lepiej prowadzić.

Leżałam sobie spokojnie na prowizorycznym hamaku, który zrobił mi dziadek. Upierałam się, że wystarczy mi niewielka ławka w cieniu drzewa, jednak on uparł się i jak twierdził "po ciężkiej pracy w polu należy się odpoczynek". Byli starsi i było dla mnie oczywiste, że szybciej się męczą, ale dla mnie kopanie ziemniaków nie było żadnym problemem. Nawet to polubiłam. Dzięki niej bardziej poznawałam moich dziadków oraz licznych sąsiadów.

Próbowałam się skupić na książce, którą przywiozłam ze sobą z rodzinnego domu, jednak nie potrafiłam się na niej skupić. W wiosce panowała niezwykła cisza. Z daleka było słychać szum pszenicy, która uginała się pod podmuchami wiatru, śpiew ptaków, małych zwierzątek mieszkających w trawie oraz tych większych z obory. Było mi nad wyraz dobrze. Promienie słoneczne przedzierające się przez liście delikatnie muskały moją twarz, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów, słomy i obory, który o dziwo przestał mi tak bardzo doskwierać. Im dłużej tu przebywałam, tym bardziej się dziwiłam spokojem panującym tutaj. Nie było odgłosów samochodu za oknem, remontów, sklepikarzy nawołujących do zakupów. Niczego co zakłócałoby tą idealną harmonię. Nawet jedzenie smakowało tutaj inaczej - lepiej. Warzywa miały większy aromat, a mięso miało wyrazistszy smak. Jak wrócę do domu to chyba nie ruszę zwykłych warzyw - były zbyt nasiąknięte wodą. Nawet nie wiem kiedy zaczęło mi się tutaj podobać. Czas płynął wolniej, jakby się zatrzymał, ludzie traktowali się po przyjacielsku, nie było między nimi wrogości i zawiści jaka panowała u mnie w mieście. Zakochiwałam się w tym miejscu. 

Usłyszałam trzask furtki sąsiadów, która zakłóciła idealną ciszę. W duchu modliłam się, aby nie był to Tomasz. Na próżno.

- Księżniczko z miasta - odwróciłam powoli i beznamiętnie głowę w jego stronę, przyglądając się uśmiechniętej twarzy - Chodź ze mną

Jeśli to jest kolejny jego dziwny pomysł i z niewiadomych przyczyn zabierze mnie na przejażdżkę konną, to obiecuje sobie, że wrócę się do domu. Co prawda wyprawa była przyjemna, ale męczył mnie mętlik w głowie jaki chłopak po sobie zostawił. Zachował się co najmniej dziwnie.

- Pomożesz mi - dodał widząc, że głęboko się nad czymś zastanawiam.

- Dlaczego miałabym Ci pomóc? - spytałam, wstając z mojego wygodnego hamaka i podeszłam do furki, przy której stał i tak jak on oparłam się o nią. 

- Bo mnie lubisz - jego uśmiech się pogłębił, ukazując rządek białych jak perły zębów.

- Mylisz się - prychnęłam, delikatnie odpychając się do metalowej poręczy, widząc jak sięga do zamka. 

- Na pewno? - otworzył przede mną furtkę i czekał aż wyjdę z podwórka

- Za Twoje głupie docinki na mój temat i ten pseudonim?

- Chodź tu - pociągnął mnie za rękę w swoją stronę i zatrzasnął furtkę - I nie flirtuj ze mną, bo to może się źle skończyć, jesteś dla mnie za młoda - skierował się w stronę wioski, w której wczoraj odbyło się wieczorne spotkanie.

- Wcale z Tobą nie flirtuje, źle odebrałeś moje słowa - prawie krzyknęłam oburzona - Jedyną osobą, która próbuje tu flirtować i mącić mi w głowie jesteś ty - dodałam szybko, nawet nie myśląc o tym co mówię

- Przez docinki i słodki pseudonim? - zawtórował moje słowa - mącę Ci w głowie? - dodał po chwili zaskoczony, a na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech

Tak

- Nie, powiedziałam tylko, że próbujesz - próbowałam się usprawiedliwić, co chyba niezbyt dobrze mi wychodziło.

Przez resztę drogi nie odezwał się ani słowem. Żadnej głupiej uwagi, docinki, czy też księżniczki. Co było miłe, chodź gdzieś tam w środku było mi smutno. Szedł w kompletnej ciszy i nawet na mnie nie spojrzał, jakby mnie tu w ogóle nie było. Zaczął mnie irytować i intrygować. O czym myśli i dlaczego zamilkł. Po co w ogóle ciągnął mnie za sobą, skoro teraz traktuje jakby mnie nie było?

Dlaczego ja się tym tak przejmuje? I dlaczego jest mi przykro, że się do mnie nie odzywa? Znów z niewiadomych przyczyn i zapewne nieświadomie mąci mi w głowie. Powiedziałam coś nie tak? Uraziły go moje słowa? W myślach cofnęłam się do naszej ostatniej rozmowy i z ogromną pewnością stwierdziłam, że jego nieudane próby "flirtu" na pewno nie są tego powodem.

- Więc - przerwał nagle ciszę - Idziesz na zabawę z Kukulskim?

- Z kim?

- Nie mów mi, że nawet nie wiesz z kim idziesz - zakpił i spojrzał na mnie niedowierzająco

- Z żadnym Kukulskim na żadną zabawę nie idę i kto w ogóle powiedział, że gdziekolwiek idę? - zaparłam się, a na ustach chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.

- Kukulski 

- Ten blondyn, który podszedł do nas wczoraj? - próbowałam skojarzyć o jakiego chłopaka chodzi, co Tomek potwierdził kiwnięciem głowy - I jak już mam iść to z Dorotą, Zuzą i Agnieszką

- Zapomniałaś o Iwonie - zszedł z piaskowej drogi i stanął przy drewnianym słupku, za którym pasły się krowy.

- Z nią też

Chłopak uśmiechnął się pod nosem i przeszedł pomiędzy cienkimi drutami, które tworzyły swego rodzaju plot. Swoją drogą co to za płot, skoro każdy może przez niego przejść? Dotknęłam metalowych prętów, chcąc podnieść je do góry, aby nie pozostać w tyle. Wraz z dotknięciem metalu, moje ciało przeszył ból.

- Ała! - krzyknęłam, odskakując od "płotu" i masując obolałą dłoń. Nie umknęło to oczywiście uwadze Tomka, który zaczął śmiać się wniebogłosy.

- Księżniczko - zaczął, gdy już trochę się uspokoił, a barwa jego głosu sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Zazwyczaj wymawiał to słowo w sposób złośliwy, a teraz zabrzmiało jakby z opieką, co niemiłosiernie mi się podobało. Zapragnęłam, by mówił tak do mnie częściej. Wyciągnął ręce za ogrodzenie, chwytając mnie w pasie. Poczułam jego ciepłe ręce na sobie, a przez moje ciało ponownie przeszły prądy Tym razem niezwykle przyjemne. Nogi pode mną się ugięły i gdyby mnie nie trzymał, z pewnością upadłabym na ziemię - To pastuch, jest pod prądem - uniósł mnie w górę, przerzucił nad drutami i postawił bezpiecznie na ziemi obok siebie - Zapomniałem Cię uprzedzić, u nas wszyscy wiedzą co to jest, a nie często przyjeżdżają księżniczki z miasta - przez chwilę jeszcze bacznie mi się przyglądał, a złośliwy uśmieszek jaki widniał mu na twarzy, powoli zaczął blednąć, jakby ktoś zmazywał mu go gumką do gumowania. Nie chciałam, by mnie puszczał. Chodź dzieliła nas spora odległość, w jego towarzystwie czułam się nad wyraz bezpiecznie. Nagle puścił mnie i ruszył w stronę pasących się krów. Wraz z jego odejściem, na miejsce jego dłoni wkradł się piekący chłód i pustka.

Asiu, co się z Tobą dzieje? Przecież to wielki buc, którego nie znoszę i niemiłosiernie działa mi na nerwy?

I cholernie mi się podoba.

Co to właściwie było? Dlaczego tak na mnie działa. Przecież się w nim nie zakochałam w tak krótkim czasie, a w miłość od pierwszego wejrzenia nie wierzę. Jeszcze przedwczoraj w południe nie wiedziałam o jego istnieniu.

-Pójdę od strony lasu, a ty od drogi - powiedział beznamiętnie i pobiegł we wskazanym przez siebie kierunku zostawiając mnie samą z burzą myśli i pytań. 

Myśl racjonalnie. Nie możesz się zakochać. Traktuje Cię jak smarkulę. Sam przyznał, że jesteś dla niego za młoda. Jesteś tylko zwykłą "księżniczką z miasta". 

Koniec świataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz