Rozdział IV

20 3 1
                                    

Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca gdy moje ciało spotkało się z lodowatą wodą. Oddychałam szybko i spazmatycznie. Bolała mnie głowa. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Jedyne co widziałam to słabe zarysy mebli. Siedziałam przywiązana do krzesła na samym środku pokoju. Przede mną stała dobrze zbudowana męska sylwetka. Moje serce biło szalenie szybko gdy słyszałam ciężki oddech i on wcale nie należał do mnie. Poczułam nad brwią zaschniętą krew.

- Głupiutka Ruby – usłyszałam kpiący głos oraz kroki. Obchodził mnie dookoła obserwując to jak trzęsłam się z zimna oraz strachu. – Dlaczego blondynki zawsze są takie głupie? Samotna lala w sukience w dodatku bliska zemdlenia z upicia. Dlaczego ty mi to wszystko ułatwiasz? – westchnął z zastanowieniem. Wierciłam się na krześle, a liny wbijały mi się boleśnie w skórę rąk i nóg przez co syczałam cicho, mieszając wydobywające się ze mnie odgłosy wraz z jękiem gdy szarpnęłam zbyt mocno, a lina przecięła moją skórę. Poczułam jak na moją dłoń zaczęła spływać strużka ciepłej krwi.

- Czego chcesz? – warknęłam, wyszukując wzrokiem jego sylwetki w pomieszczeniu. Moje oczy zaczęły stopniowo przyzwyczajać się do ciemności.

- Twojej śmierci – lodowaty szept tuż przy moim uchu sprawił, że podskoczyłam przestraszona. Po pomieszczeniu rozniósł się psychiczny śmiech i nawet gdy ucichł echo roznosiło go dalej, powodując ciarki na moich plecach oraz szybsze bicie serca.

- Więc na co czekasz? – sapnęłam wyzywająco. Chciałam mieć to już za sobą. Nic mnie nie trzymało na ziemi. Było mi to obojętne czy umrę teraz, czy za pięćdziesiąt lat.Ponownie śmiech, tym razem  głęboki, wprowadzający mnie w paraliż przerażenia. 

- Chcę widzieć twoje cierpienie. Delektować się nim, więc...

- Szefie, mamy problem – przerwał mu jakiś głos gdzieś zza moich pleców. Mężczyzna warknął rozdrażniony. Nachylił się w moim kierunku tak, że mogłam dostrzec jego niebezpiecznie błyszczące oczy furią w ciemności. Gdy wytężyłam słuch usłyszałam wystrzały z broni palnej. Zaczęłam się rzucać. Przestałam jednak gdy długie palce owinęły się boleśnie i natychmiastowo wokoło mojej szyi. Zachłysnęłam się powietrzem.

- Będziesz cierpiała każdego dnia, aż w końcu zdechniesz w męczarniach – zaśmiał mi się w twarz po czym wymierzył cios w policzek z taką siłą, że moja głowa odskoczyła na bok, a w oczach zebrały się łzy.

Kroki. Coraz bardziej odległe, aż w końcu ucichły. Pozwoliłam sobie w końcu wybuchnąć płaczem. Miotałam się ile miałam sił, a szorstkie sznury raniły moją skórę. Błagałam, żeby to był sen, jakaś ukryta kamera. Jednak, to działo się naprawdę. Koszmar. Ze mną w roli głównej.

Uspokoiłam się i zaczęłam ciężko oddychać. Nie chciałam umierać. Naprawdę nie chciałam, choćbym miała cierpieć. Chciałam oddychać. W tamtym momencie widziałam przede mną rodziców. Tak rozpaczliwie chciałabym, żeby żyli, żebym mogła im powiedzieć jak wiele im zawdzięczam i jak bardzo ich kocham. Zdałam sobie sprawę, że mogę umrzeć w tej zatęchłej dziurze i nigdy nie odwiedzić ich grobów.

Zesztywniałam, słysząc narastające wystrzały naboi. Z każdą minutą robiło się coraz zabawniej. Niestety, to do cholery nie było zabawne, tylko przerażające. Okno, którego wcześniej nie zauważyłam otworzyło się a do środka wślizgnął się jakiś chłopak. Był ubrany cały na czarno, a jedynymi świecącymi elementami były jego oczy oraz zamek przy skórzanej kurtce. Zlustrowałam go wzrokiem omal nie prychając. Wystroił się jakby szedł niewiadomo gdzie.

- Nie podchodź! – wrzasnęłam gdy zobaczyłam błyszczące w ciemności ostrze. Dopadł do mnie w zawrotnym tempie, przykładając ciepłą dłoń do moich ust. Łapczywie nabierałam powietrza w płuca, tak jakby to były moje ostatnie oddechy. Był tak blisko mojej twarzy, że mogłam dostrzec jego spokojne i czyste jak ocean oczy. Jak mógł być tak spokojny, kiedy ja wariowałam ze strachu.

Meeting evil || a. irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz