Nim się zorientowałam ponownie powróciłam do klubu, pijąc kieliszek, za kieliszkiem. Właśnie na to miałam ochotę, na upicie się, po to, aby zapomnieć o miesiącu mojego życia, o trójce irytujących mnie chłopaków oraz wciąż wydzwaniającym Ashton'ie. Chciałam zapomnieć. Nie mam pojęcia po ilu kieliszkach już byłam i co uderzyło mi do głowy, aby odebrać w końcu połączenie od utęsknionego Ash'a.
- Wyjaśnisz mi co ty tak właściwie robisz? – warknął groźnie. Zdecydowanie nie podobało mu się to, co wyczyniałam. Zmarszczyłam nos w dość zabawny sposób.
- Ashton, kochanie, spokojnie. – zachichotałam gdy plątał mi się język.
- Gdzie jesteś? – wciąż warczał jak wściekły pies, a mnie to po prostu bawiło.
- Gdzie jestem? – zaśmiałam się przedrzeźniając go. – Dobrze wiesz gdzie jestem. Możesz śmiało wysłać po mnie Luke'a, Calum'a albo Mike'a, lub sam po mnie przyjdź, jeżeli starczy ci odwagi. Nie możesz się wiecznie przede mną ukrywać.
- Owszem, mogę. – rzucił oburzony. – A ty wiecznie nie możesz pakować się w kłopoty. Jasne! Idź sama do klubu, upij się do nieprzytomności, na pewno cię nie znajdą. – syczał wywołując grymas na mojej twarzy. – Dałem ci wolną rękę! A ty to spierdoliłaś już pierwszej nocy. Czego mogłem spodziewać się po blondynce.
- Odpierdol się od koloru moich włosów. To po pierwsze, po drugie; gówno mi dałeś, a nie wolną rękę, ciągle mnie obserwujesz i wydzwaniasz do mnie. – ofuknęłam go szukając po kieszeniach dżinsów banknotu, który pozostawiłam na blacie i ruszyłam ku wyjściu z klubu.
- Muszę to robić, jeżeli jesteś taka bezmyślna! – wykrzyknął sprawiając, że zatrzymałam się w pół kroku chwiejąc się na płaskim obcasie.
- Jesteś kretynem. Pomyśl, gdyby nie to, że to ty kazałeś mnie stamtąd wyciągnąć to nie musiałbyś kupować tego mieszkania, nie musiałbyś zbierać o mnie wszystkich informacji i nie dzwonił byś do mnie teraz. Patrz, jak sam sobie to wszystko skomplikowałeś. – odparłam spokojnie z taką powagą w głosie, jaką udało mi się zebrać. Usłyszałam jedynie jak wciągnął powietrze ze świstem przytrzymując je dłuższy czas w płucach.
- I tak mam już to wszystko skomplikowane. Z tobą czy bez ciebie. – westchnął zirytowany wywołując pijacki uśmiech na moich ustach.
- Opowiedz mi Ash, tą łapiącą za serce historię. – syknęłam w jego kierunku. Byłam zła. Na wszytko. Dokładnie na wszystko. Nawet na to, że ziemia jest okrągła.
- To nie jest rozmowa na teraz, ani na żaden bliższy czas.
- Mam mnóstwo czasu dla ciebie.
- Dobra, kurwa, wystarczy. – warknął rozłączając się przez co wybuchnęłam śmiechem. Wyprowadziłam go z równowagi. Po raz pierwszy. Cieszyło mnie to. Przewróciłam oczami gdy tylko podniosłam je znad ekranu telefonu widząc przede mną Michael'a oraz Luke'a opierających się o pojazd. Jasne było to, że Ashton ich po mnie wyśle. Traktował mnie jak dziecko. I to mnie wkurzało najbardziej. Nie byłam dzieckiem. Potrafiłam radzić sobie sama, ale w sumie darmową podwózką do mieszkania nie pogardziłam. Bez żadnego słowa otworzyłam drzwi wozu i wsiadłam do środka wywołując na ich twarzach szok oraz niedowierzanie. Zdziwiło ich to, że bez żadnych sprzeczek po prostu dałam się odwieźć. Mnie nie. Ja wiedziałam, że to zrobią w końcu to kazał im Ashton. Ten ruch był do przewidzenia. Wiedziałam, że powiadomił ich jeszcze przed tym gdy zadzwonił do mnie.
Wtłoczyłam się do mieszkania wraz z pomocą dwójki chłopaków. Ciągle byłam rozbawiona i śmiałam się z nieznanych mi powodów, sprawiając, że Luke oraz Mike jedynie wzdychali na moją głupotę.
CZYTASZ
Meeting evil || a. irwin
Fanfiction❝ Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie... ❞ ©Muffy_2001 kwiecień 2017 Wszelkie prawa zastrzeżone.