8. Nie wiedziałem, że takie nosisz

91 11 12
                                    

Pakowanie nigdy nie należało do tych najprzyjemniejszych i najbardziej ulubionych przeze mnie czynności, dlatego tak niemiłosiernie zawsze wszystko się wlokło. Nigdy też w sumie nie wyjeżdżałem na dłuższy okres czasu niż jakieś tygodniowe wakacje i to w dodatku w jednym miejscu.

Tym razem czekała mnie, jak i cały zespół, trasa po Europie. Do tego trzeba było dostosować się z ubiorem do każdego kraju, ponieważ w każdym innym miejscu, pogoda jak i temperatura różniły się bardzo mocno albo nieznacznie. Bądź tu mądry i zapakuj wszystko tak żeby zmieścić się do jednej walizki. Całe szczęście po jakichś pięciu godzinach ciągłego nurkowania w szafie, znalazłem wszystko co powinienem mieć ze sobą. Chyba.

Po szybkiej kolacji i ciepłym prysznicu poszedłem spać. Pakowanie wykańcza, mówię Wam. W momencie, w którym moja głowa zetknęła się z mięciutką poduszką niemal natychmiast zasnąłem.

Rano obudziły mnie krzyki dochodzące z korytarza.

- Wstawać śpiochy! Nie możemy spóźnić się na samolot! - głos chyba należał do Cory'ego, ale nie byłem tego do końca pewny, bo wciąż jeszcze na wpół drzemałem - Ja do ściany mówię?! Ruszać tyłki! - potem usłyszałem cierpiętnicze jęki dochodzące z sąsiednich pokoi.

Leżałem sobie jeszcze, cały czas tkwiąc w tym błogim stanie, który zawsze pojawia się tuż po przebudzeniu. Wtedy kiedy wydaje ci się, że nic nie musisz i możesz cały dzień spędzić na leżeniu w łóżku i odpoczywaniu, kiedy nagle poczułem przeszywający chłód i ujrzałem nad sobą wrednie uśmiechniętego lidera z moją kołdrą w rękach.

- Raz, raz. Tyłek w górę i ubierasz się. - najwidoczniej osobista pobudka nie mogła mnie ominąć.

Zbieranie się naszej siódemki zawsze zajmuje nam wieki. Jak jeden będzie już kompletnie ubrany, tak drugi będzie śmigał po dormie w piżamie, ale wyjątkowo tego ranka nastąpiła pełna mobilizacja sił i każdy z nas zajmował się konkretną rzeczą. Chyba jeszcze nigdy nie chodziliśmy jak w zegarku.

Godzinę potem byliśmy już w drodze na lotnisko. Do odlotu zostały się jakieś dwie godziny. Powinniśmy zdążyć idealnie na styk. Nasze wyczucie czasu czasem jest bezbłędne.

Po dotarciu na miejsce udaliśmy się oddać nasze bagaże. Oczywiście nie obyło się bez kłótni o to kto ma stać pierwszy w kolejce, zupełnie jakby nie wiedzieli, że ich bagaże i tak zostaną wrzucone na jedną kupę, a nie ładnie ułożone, bo proszę państwa, no halo przecież to 24K, a nie inni ludzie. Przynajmniej mogłem postać i pośmiać się jak Kisu robił minę obrażonej księżniczki, bo przegrał w kamień-papier-nożyce z Jeungukiem.

Kiedy nareszcie nadeszła moja kolej, włożyłem swoją walizkę na taśmę i podałem kobiecie siedzącej za kontuarem swój bilet razem z paszportem. Kiedy ona coś zaznaczała, drukowała i wpisywała, ja zacząłem oglądać swoje ubranie.

Wtem zauważyłem, że sznurowadła od prawego buta były rozwiązane. Położyłem nogę na krawędzi taśmy i pochyliłem się aby zawiązać obuwie. Oczywiście w tym samym momencie kobieta musiała mnie zawołać. Posłuchałem co miała mi do powiedzenia i odebrałem swój bilet. Nagle poczułem jak moja noga zaczyna odjeżdżać, chociaż nie powinna, a ja musiałem skakać na drugiej.

- Pani zatrzyma tą taśmę! Halo! Słyszy pani! Wciągnęło mi sznurowadło! - darłem się wniebogłosy, jednocześnie próbując ściągnąć buta z nogi żeby uniknąć rozdarcia spodni i samego siebie. Kobieta przestraszona moimi krzykami, wcisnęła guzik, który awaryjnie zatrzymywał taśmę.

- Co pan wyrabia! Tak nie można! - krzyczała kobieta nie wiedząc co ma zrobić.

- Ale to nie ja. To samo się tak zrobiło.

I don't know you | Changsun [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz