I. Decyzja zapadła

159 4 3
                                    

- Nic was nie obchodzi to, co ja czuję! - krzyknęłam do rodziców i pobiegłam do swojego pokoju. Właśnie oznajmili mi że sie przeprowadzamy z Nancy do Bordeaux, czyli na drugi koniec kraju. Dostali oboje pracę w firmie mojego wuja Noël'a, który tam mieszka. Jakby nie odpowiadała im dobrze płatna pozycja księgowych tutaj...

Bardzo nie chce wyjeżdzać - powiedziałam do Jeanette, której się żaliłam przez telefon - Czy moi rodzice nie rozumieją że tutaj chodzę do szkoły, tutaj mam przyjaciół i tutaj jest moja mała ojczyzna?!
- Może zmienią zdanie - pocieszała mnie Jeanette - A może zostaniesz u babci? Przecież mieszka niedaleko koło dworca.
- Zwariowałaś? Moja babcia po pierwsze jest staroświeckim mocherem a po drugie ma jedynie kawalerkę. Nie byłoby ani jej ani mi na ręke żebym u niej mieszkała. - zamilkłam - Chyba nie mam wyboru.
-Tak mi przykro Charléne.. Wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć ale w takiej okoliczności jestem bezsilna. -posmutniała - Kiedy wyjeżdżacie?
- Już za 3 dni - powiedziałam tłumiąc łkanie.
- Co?! 3 dni?! - rozpłakała się.
- Nie płacz, napewno przyjadę za niedługo I się spodkamy. - Jeanette się rozłączyła.

Następnego dnia poszłam do szkoły i oznajmiłam klasie że wyjeżdzam w ten weekend na stałe. Wszyscy życzyli mi udanej podróży, abym ich odwiedziła za niedługo i inne pierdoły.

Jeanette przeżywała najbardziej. Byłam jej najlepszą przyjaciółką, ( i jedyną) więc rozumiem jej rozpacz, ale musiała się z tym pogodzić, tak samo jak ja, mnie było także bardzo trudno, myśl o tym, że zostawiam starą szkołę, dom i miasto a przeprowadzam sie na drugi koniec kraju była nie do zniesienia. Bałam się co będzie, czy mnie zaakceptują i czy znajdę znajomych. Ale patrzyłam z nadzieją w przyszłość.

Kiedy wróciłam do domu rodzice przeprosili mnie że wcześniej nic nie mówili, wyjaśniali że wyjazd był niepewny, więc niechcieli zapeszać.
Powiedzieli mi wszystko: Gdzie będziemy mieszkać, gdzie będe chodzić do szkoły, kiedy wylot i tp.

Dwa dni później byliśmy na lotnisku, odwieźli nas rodzice Jeanette razem z nią, bo chciałyśmy się pożegnać. Płakałyśmy, a moja przyjaciółka prawie nie wygarneła wszystkiego co myśli moim rodzicom. Obiecali nam że napewno niedługo przylecę na parę dni i takim akcentem sie rozzstałyśmy.

Lot był bez zakłóceń. Gorzej z lądowaniem, jak zwykle trzepało samolotem. Nienawidzę latać ale niestety musiałam. To był początek mojego nowego życia. Wiedziałam że wszystko zmieni się o 180°, a ja nie mogłam temu zapobiec.

Dzięki że dotrwaliście do końca pierwszego rozdziału. Dalsza historia Charléne zapowiada się dużo ciekawiej, więc czytajcie dalej! O ILE KTOŚ TO CZYTA.

My Anioły : Na własne życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz