1. Matczyna troska

49K 1.5K 294
                                    

O Mediolanie wiedziałam tyle, ile przeczytałam na Wikipedii. Kiedy pewnego marcowego poranka lądowałam na lotnisku w Bergamo, gdzieś po drodze między wyjściem z samolotu a wejściem do autobusu, który miał nas dowieźć do najbliższego budynku, uznałam, że może to jednak trochę za mało.

Było już jednak za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić, co nieco mnie stresowało. W torbie, którą zabrałam ze sobą do samolotu, miałam rozmówki włoskie i turystyczną mapkę Mediolanu, przed wyjazdem wciśnięte mi przez mamę. I to właściwie wszystko, co miałam przygotowane na ten wyjazd. Studiowałam obydwa przez półtorej godziny lotu dość uważnie, ale i tak czułam się co najmniej zagubiona.

Włochy powitały mnie czystym niebem, lekkim wiatrem i zieloną trawą, co o tej porze roku w Warszawie byłoby nie do pomyślenia. Było ładnie i ciepło, odruchowo poluzowałam więc szalik, chwytając za rączkę mojego bagażu podręcznego i kierując się powoli w stronę autobusu. Rozglądałam się uważnie dookoła, rozmyślając równocześnie nad tym, co ja, do diabła, właściwie tu robię.

Naprawdę nie wiem, dlaczego się na to zgodziłam. Widocznie nie byłam jeszcze na tyle dorosła, na ile bym chciała, skoro pozwoliłam pokierować swoim życiem, kiedy znalazłam się na zakręcie. A może to dlatego, że zawsze tak źle się czułam z tym, że nie byłam wystarczająco dobra dla mojej mamy? Tyle razy się zastanawiałam, czy gdybym była bardziej podobna do niej, sprawy ułożyłyby się inaczej; może wtedy nie zostawiłaby mnie w Warszawie z ojcem? Może widywałabym ją częściej niż raz na parę lat?

O Boże, to było takie naiwne z mojej strony. Miałam dwadzieścia cztery lata i dawno powinnam skończyć z takimi myślami, i darować sobie nadzieję, że kiedyś wreszcie zacznie być ze mnie dumna. A jednak lądowałam właśnie w Bergamo, we Włoszech, w których nigdy wcześniej nie byłam i o których nie miałam pojęcia, i to wszystko tylko dlatego, że tak chciała mama. Z pewnością nie byłam wystarczająco dorosła.

– Obiecaj, że wrócisz – powiedział mi ojciec na koniec, gdy żegnał się ze mną na Okęciu. – Obiecaj, że nie zostaniesz tam na stałe.

Naprawdę chciałam mu to obiecać. Ale jak mogłam to zrobić? Moje życie przypominało obecnie białą kartkę, którą dopiero miałam zapisać. Tylko że jeszcze nie miałam pojęcia, jakimi słowami.

– Wszystko w porządku? – zapytał facet, który leciał obok mnie w samolocie i przez jakieś pół drogi, dopóki nie założyłam na uszy słuchawek iPoda, próbował mnie podrywać. Zerknęłam na niego z roztargnieniem. – Wyglądasz na zagubioną.

Dokładnie tak się czułam. Widocznie łatwo było mnie odczytać.

– W końcu się odnajdę – odparłam, wsiadając do autobusu, a powiedziałam to z pewnością, której wcale nie czułam. Bo całym sercem czułam, że wcale nie powinno mnie tu być.

Mama odezwała się niespodziewanie jakiś miesiąc wcześniej, chociaż nie rozmawiałam z nią od prawie pół roku. Tak po prostu pojawiła się w drzwiach mieszkania, które dzieliłam z tatą w Warszawie, i oświadczyła, że ma dla mnie zajęcie. Wcale mnie nie zdziwiło, że wiedziała wszystko o moich niepowodzeniach w pracy; wyleciałam stamtąd z takim hukiem, że słyszeli to chyba nawet w Nowym Jorku, skąd podobno przyjechała. Zaskoczył mnie jednak fakt, że po raz pierwszy zdawała się tym interesować.

Przywykłam już do tego, że mamy nigdy nie było. Zostawiła tatę ze mną samego, gdy miałam niecałe dwa latka; potem przyjeżdżała raz na parę lat, gdy sobie o nas przypomniała i akurat miała chwilę wolnego w swoim wiecznie zapełnionym grafiku. Gdy poszłam do szkoły i poznałam mamy moich koleżanek, byłam zdumiona, że nie każda jest taka jak moja: piękna, modnie ubrana, z wypielęgnowanymi paznokciami, pachnącymi włosami i słodkimi uśmiechami, które rozdawała chętnie za każdym razem, gdy przyjeżdżała. Do tamtej pory byłam przekonana, że to norma.

Negatyw szczęścia | JUŻ W SPRZEDAŻY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz