Rozdział 13

9.1K 900 63
                                    

 W drodze powrotnej do hotelu zlitowałam się nad biednym Nicolasem i wzięłam od niego połowę toreb, aby biedaczysko nie musiał męczyć mnie swoimi jękami i stękami. Byłam świadoma tego, że wyolbrzymiał i chciał roztopić moje "lodowate" serduszko. 

 Na początku chciałam jechać taksówką, jednak blondyn stwierdził, że szybciej będzie pieszo, bo jego zdaniem kierowca nie miałby gdzie tego całego balastu zmieścić w swoim małym, żółtym wozie. Przecież tych zakupów nie było aż tak dużo...

 I tak właśnie maszerowaliśmy zatłoczonymi chodnikami Nowego Jorku. Miałam świetną okazję do oglądania setek ludzi, którzy co jakiś czas mnie popychali. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. To przykre, że współcześnie nikt nie ma czasu, aby zwolnić. Każdego interesuje tylko praca, praca i praca. Wiadomo... Czas to pieniądz, a pieniądz jest ważny i potrzebny do życia. Bądźmy szczerzy... Osoby, które mówią, że w życiu kasa nie jest ważna, a miłość - są w błędzie. Miłością nie wykarmisz rodziny. Taka jest niestety prawda i należy się z tym pogodzić. Jednak nie należy stawiać dolarów na pierwszym miejscu, oj nie... Trzeba pamiętać o bliskich i ich nie zaniedbywać. Chociaż w małym stopniu poświęcać im uwagę. W sumie to już przeczę samej sobie... Ale chyba wiadomo o co mi chodzi.

 Gdy stanęliśmy przed hotele, sapałam ze zmęczenia. Już wiedziałam co czuł Nicolas, gdy kazałam mu stać się tragarzem...

***

 W apartamencie wszystkie torby ustawiłam w sypialni i zostawiłam je tak. Nie miałam zamiaru spędzić cennych minut życia na rozpakowywaniu tego wszystkiego. Marzyłam jedynie o kanapie w salonie, która kusiła swoim wyglądem i aż błagała, żebym się na niej położyła... Oczywiście tak po chwili zrobiłam.

 Rozkoszowałam się miękkością materiału i faktem iż istnieją na świecie rzeczy, które mogą dać tak wielką ulgę i zabrać do świata spokoju. Od zawsze należałam do osób leniwych, które kochają wszystko co jest wygodne i nadaje się do odpoczynku. Ja nawet śpię dużo. Potrafię cały weekend spędzić w łóżku... Jednak i tak będę zmęczona. Tak to już jest... 

 Jestem dziwna, ale to raczej widać na pierwszy rzut oka. Rzadko kiedy jestem poważna. Niby dorosła, ale w sobie dalej mam ogromną cząstkę dziecka. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej źle. Przecież taka osoba nie pasuje do aktualnie panujących norm. Powinnam dawać przykład dla innych, powinnam zachowywać się poprawnie, stosunkowo do swojego wieku. Jednakże... Dwadzieścia cztery lata to jeszcze nie jest taka starość. Miałam może zostać makaroniarzem numer dwa i mieć wszystkich gdzieś? Unosić się pychą i innymi bzdetami, które tylko pokazują,  jaki się ma szacunek do innych? 

 Nagle rozległo się burczenie dochodzące z mojego brzucha... 

 - Ktoś tu chyba jest głodny. - Zarechotał Nicolas. 

 Jego śmiech brzmiał jak pociąg... Hamujący pociąg...

 - Troszeczkę... - Wyciągnęłam nad siebie prawą dłoń i między kciukiem a palcem wskazującym zostawiłam małą przerwę, aby pokazać mój poziom głodu. - To wina Roberto. 

 Najlepiej zwalić wszystko na niego. Gdyby nie Włoch, to bym nie leżała na kanapie z burczącym brzuchem.

 - To raczej wina tych twoich zakupów. - Zachichotał. - Zjadłbym coś...

 - Tam masz telefon. - Wskazałam na urządzenie. - Zamów sobie co chcesz. - powiedziałam. - Nie ja płacę. - dodałam po chwili.

 - Mam dość na dzisiaj tych wszystkich... l u k s u s ó w. - przeliterował ostatnie słowo. - Fast food to moja miłość. 

 - Raczej tu tego nie mają. - Westchnęłam i oparłam głowę o ramię. 

 - Daj mi dziesięć minut. - Wstał z fotela i się przeciągnął. - Biegnę do KFC. - odparł wesoło. - Coś chcesz?

 - Kurczaka. - odpowiedziałam. - Dużo kurczaków. - Wykonałam zamaszysty ruch wolną ręką. - Tylko nieostre. - Pomachałam palcem. - Są fuj.

 - Nie znasz się... - burknął. 

 Nigdy nie byłam fanką dobrze przyprawionego jedzenia. Nienawidzę chili i innych cholernie pikantnych rzeczy. Od zawsze unikałam dań z takimi składnikami. Jak można to jeść? Przecież tego nawet nie da się połknąć. 

 - Zaraz wracam! - Blondyn krzyknął i wyszedł z apartamentu.

***

 Z nudów wyjęłam komórkę i zaczęłam pisać wiadomości do Emily. Wiadomo... Pytania typu "Co tam u ciebie?", "Jak czas mija?", "Żyjesz?", są normą. Przyjaciółka nie mogła się doczekać mojego powrotu. Przy okazji poprosiła o jakąś pamiątkę. Ja jednak planowałam podarować jej połowę moich zakupów. Byłam świadoma tego, że tego wszystkiego pewnie i tak nigdy bym nie założyła, bo brakowałoby mi do tego okazji. Emily od zawsze kochała strojne ciuchy. Byłam pewna, że się ucieszy. Jak dobrze, że nosimy podobne rozmiary...

 Niespodziewanie rozległo się głośne pukanie. Ktoś dobijał się do drzwi. Od razu stwierdziłam, że musi to być Nicolas, który czeka cierpliwie aż ktoś mu otworzy... Książę się znalazł...

 - Nicolas, idioto! Otwarte! - warknęłam głośno.

 Po chwili ktoś wszedł do środka. Postać stanęła koło kanapy i spiorunowała mnie wzrokiem.

 To nie był blondasek... Znowu Roberto zawitał do mnie z wizytą...

 - Czy z łaski swojej możesz zapomnieć gdzie tymczasowo mieszkam? - rzekłam. - Byłoby milutko...


Mąż jedynie na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz