Wiosna

61 6 0
                                    


Minęło kilka miesięcy, od czasu kiedy John był w szpitalu, a Sherlock wyjechał na odwyk.

— Tak. — John przewrócił oczami i zaklinował sobie telefon między ramieniem a uchem, żeby wsadzić klucz do zamka. — Mamo...

— Cudowny przepis, kochanie, naprawdę powinieneś go wypróbować...

John się poddał w kwestii zamka i schylił się, żeby odłożyć książki na podłogę.

— Na pewno masz rację — powiedział pojednawczo — ale...

— Phil uważa, że wyszło pyszne, czyli nie jest tylko dla kobiet.

Czym do cholery sobie na to zasłużył? Jego matka uważała go teraz chyba za jakiegoś uczącego się jeszcze zawodu szefa kuchni. Nie był pewny, czy nie było lepiej, kiedy z nim nie rozmawiała.

— Mamo! — Podciągnął telefon porządnie do ucha. — Nie będę robił żadnej głupiej tarty z warzywami, o której istnieniu trzy minuty temu nawet nie wiedziałem.

— To nie jest głupia tarta, tylko tarta z warzywami. Zdrowa — brzmiała kąśliwa odpowiedź.

— Mam to w nosie — powiedział do telefonu bezgłośnie, samym ruchem warg, po czym wziął głęboki oddech i raz jeszcze spróbował swoich sił z zamkiem, skoro ręce miał już wolne. — Wiem, że próbujesz mi pomóc...

— Jesteś teraz o tyle lepszym kucharzem...

Ratunku.

— I naprawdę myślę, że ta tarta będzie ci bardzo smakować. Oglądałam ostatnio MasterChefa i...

Drzwi były już otwarte, więc John zaczął wpychać stopą do mieszkania podręczniki, słuchając jednym uchem, jak matka nawija o programie kulinarnym, który przyciągnął jej uwagę w tym tygodniu. Andy siedział na kanapie i oglądał telewizję. Teraz bez słowa, za to z uśmiechem podniósł do góry i pokazał Johnowi tort czekoladowy.

Uchowaj go, Boże, od wtrącających się do wszystkiego matek. Jak jego własna nie próbowała zrobić z niego maniaka zdrowego żywienia, to mama Sherlocka podrzucała ciasta, które piekła na zajęciach kulinarnych, na które się zapisała.

Chociaż zawsze się otrząsał na myśl o Violet Holmes, idącej przez to osiedle. Teraz, po ostatnim awansie Mycrofta, był prawie pewny, że facet ich wszystkich jakoś śledzi.

Popatrzył posępnie na ciasto, odsunął je razem z paterą daleko od Andy'ego i otworzył jedną z szafek, szukając tej puszki, którą podrzuciła Violet półtora miesiąca wcześniej, w czasie sprawy w sądzie.

— ...no to powiedziałam Harry, że te lody na prawdę nie pasują do budyniu chlebowego z owocami leśnymi; no kto by wpadł na taki pomysł, żeby połączyć owoce z lodami miętowymi z kawałkami czekolady? Ta twoja siostra! Czasami naprawdę się nad nią zastanawiam.

— Mmm — powiedział John, przekładając tort do puszki, a potem marszcząc czoło i patrząc na niego, jak tak sobie leży markotnie spodem do góry. — Straszne — dodał sarkastycznie.

— John, jeśli myślisz, że nie wiem, kiedy zniżasz się do sarkazmu, to grubo się mylisz.

— Mamo! — Wzruszył ramionami i zamknął puszkę. — Do owoców dodaje się listki mięty, może to ją zmyliło.

Andy wolno obrócił głowę.

— I ona się dziwi, czemu się zgeiłeś.

John pokazał mu środkowy palec, zajrzał do lodówki, wyciągnął z niej jogurt i przygryzł wieczko, żeby go otworzyć.

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz