Nie umiałam pogodzić się ze śmiercią brata. Kilka dni siedziałam w pokoju i nie wychodziłam się nawet pożywić. Zwłaszcza, że zwierzęca krew ochydnie śmierdziała. Carlisle był jednak najbardziej upartym i niugiętym przeciwnikiem w kłótni. - Rosalie jeśli za dwie sekundy nie wyjdziesz przed dom to osobiście cię z niego wyniosę- krzyknął, a ja ignorując go siedziałam nadal w fotelu, a głód palił moje gardło.
Carlisle wpadł do pokoju i jednym ruchem przeżucił sobie przez ramię wynosząc mnie na zewnątrz jak marionetkę. Nie chciałam nigdzie iść, ale z nim nie było dyskusji. Miałam robić co kazał i kropka. Rzeczywiście nie ma to jak pożywić się po takim czasie. Osuszyłam kilkanaście dużych jeleni. Kiedy mój głód przygasł, udało mi się jaśniej pomyśleć. Czas odwiedzić rodzinny dom. Rozejrzałam się i nie dostrzegając w pobliżu Carlisla ani Esme uznałam, że to idealna okazja do ucieczki. Dałam nogi za pas i już po chwili byłam pod swoim domem. Swoim dawnym domem. Ostrożnie, by nikt mnie nie zauważył zajrzałam do domu przez okno. Rodzice siedzieli w kuchni. Matka zapalała właśnie nowe świeczki przy zdjęciu. Zdjęciu Jimiego. Ojciec pił.
Najprawdopodobniej była to nalewka babci. Najmocniejszy trunek jaki znam. Mama milczała i co chwilę po jej policzku płynęły łzy. Zapaliła kolejne świece. Postawiła je przy zdjęciu, a ja przyjrzałam mu się uważniej. Na fotografii przytulałam małego Jima. Staliśmy oboje, o ironio, obok tej przeklętej studni. Miałam ochotę rozbić szybę i wpaść do środka krzycząc, że nic mi nie jest. Ktoś chwycił mnie mocno w pasie i niosąc na ramieniu zabrał z dala od domu. Edward. Postawił mnie na ziemi pod lasem kilka metrów od mojego domu. - Co ty tu robisz? Oszalałaś? Wiesz jak cię było widać? - krzyczał do mnie ściszonym głosem. - Musiałam tu przyjść, przepraszam- odparłam. Edward westchnął i usiadł na ziemi. - Nie wytrzymam z tobą, wiem, że mam pecha do kobiet, ale ty to już chyba kara boska- podsumował. - Aż tak bardzo masz mnie dosyć? - zapytałam siadając obok. - Nie, ale mnie wykończysz. Wiesz co, by było gdyby Carlisle zauważył twoje manewry do ludzi? Sam boję się pomyśleć- odparł, a ja spojrzałam na niego- Ale mu nie powiesz, prawda?-zapytałam, a on spojrzał na mnie w taki sposób, że poczułam się jak głupia dziewczynka- Jestem martwy, ale nie mam zamiaru skazać się na szybkie rozdrobnienie ciała. Gdybym powiedział ojcu, co zrobiłaś to skazałby mnie za współudział- odparł i uśmiechnął się do mnie. - Czyli to zostawimy dla siebie tak? - upewniłam się- Tylko i wyłącznie- stwierdził i biorąc mnie znowu na ramię pobiegł w stronę domu- Postaw mnie głupku- piszczałam i śmiałam się głośno, kiedy pędził jak rakieta. - Ty jesteś nienormalny- Wrzeszczałam, kiedy niosąc mnie głową do ziemi wchodził ekspresowo po schodach. W końcu znaleźliśmy się w naszym miejscu. Na dachu. Posadził mnie na dachówkach i wspólnie patrzyliśmy w słońce, a nasza skóra mieniła się jak diamenty. W tym jednym momencie czułam się naprawdę piękna. Patrząc w słońce pożegnałam się na dobre z przeszłością i młodszym bratem.
Nadszedł koniec dni żałoby, koniec Żalu.
CZYTASZ
Zimne serce
FanfictionNazywam się Rosalie Lilian Hale. Pewnie większość z Was- ludzi, ocenia mnie jako zimną i bezuczuciową kobietę. Macie rację, taka jestem, ale nie bez powodu. Pozwólcie, że opowiem Wam swoją historię.