Rozdział 14

270 19 3
                                    

Było dopiero kilka minut po osiemnastej, a oni już wrócili? Tak się starałam, żeby ich nie spotkać... Co będzie jak oni go rozpoznają? Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić w tej sytuacji. Chyba jedyne co mi pozostało to modlić się o to, aby Stefan jednak pozostał nierozpoznany.

-O nie, moi rodzice.- wyszeptałam prawie bezgłośnie. Pośpieszyłam Krafta, zabrałam rzeczy i szybko wyszliśmy przed dom. Uznałam, że podwórko będzie w tym położeniu lepszym terenem na konfrontację, niż ciasny przedpokój. Gdy tylko zdążyłam zamknąć drzwi, przed nami jak spod ziemi wyrośli moi rodzice. Tata trzymał na rękach śpiącego brata, a mama przyglądała się nam badawczo.

-Dobry wieczór.- przywitał się z nimi Stefan, siląc się na jak najbardziej polski akcent, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.

-Heeeeej, a co wy tu robicie tak wcześnie?- zapytałam z aż przesadzoną wesołością w głosie, w ten sposób starając się zamaskować moje zdenerwowanie. Tata wszedł do domu przy okazji przeszywając mnie nic nie zdradzającym spojrzeniem, za to mama zatrzymała się zupełnie koło nas.

-Kuba źle się poczuł i musieliśmy wracać wcześniej.- odpowiedziała mi.- Przepraszam, czy my się już nie znamy?

Tym razem zwróciła się bezpośrednio do Austriaka. Musiałam jakoś ratować sytuację.

-Nie wydaje mi się. My się naprawdę spieszymy i musimy już lecieć. Papa.- wyręczyłam Stefana w odpowiedzi i złapałam go za rękaw, ciągnąc w kierunku bramki.

Kiedy znaleźliśmy się już w autobusie, mogłam rozluźnić mięśnie, które pozostawały spięte od momentu, gdy zauważyłam rodziców przez okno. Chwilowo udało mi się uniknąć wyjaśnień, ale na pewno nie ominie mnie to po powrocie do domu. Ale nie teraz był na to czas.

Kilkanaście minut później znaleźliśmy się pod blokiem, w którym mieszka babcia Stefana. Nie chcąc się narzucać starszej kobiecie postanowiłam, że poczekam na skocza na ławce. Przyglądałam się sąsiednim budynkom, znałam to miejsce. Zaledwie kilkanaście metrów od miejsca, w którym siedziałam, znajdował się blok, gdzie przed laty mieszkała moja babcia od strony mamy. W dzieciństwie często u niej bywałam, rodzice pracowali praktycznie od rana do wieczora i spędzałam tu więcej czasu niż we własnym domu. Kuba był zbyt młody, żeby zapamiętać tę babcię, więc teraz ma lepszy kontakt z babcią od strony taty. Teraz, po kilku latach od jej śmierci tylko sporadycznie zapuszczałam się w te rejony. Byłam z nią bardzo związana emocjonalnie, a każde zwykłe drzewo przypominało mi o czasie, który spędziłyśmy razem na podwórku na wspólnych zabawach. Z zamyślenia wyrwał mnie Stefan, na którego nie musiałam czekać nawet pięciu minut, a on już był z powrotem.

Wsiedliśmy w kolejny autobus, tym razem ten, który miał nas zawieźć do kompleksu wyposażonego w kryte boisko do tenisa. Gdy już z daleka zobaczyłam zarys budynku, bicie mojego serca przyspieszyło. Tak dawno tu nie byłam...

Przebrałam się w szatni, a kiedy z niej wyszłam, Stefan już czekał na specjalnie zarezerwowanym dla nas boisku. Wraz z pierwszym zetknięciem się moich butów z podłożem, wspomnienia znów powróciły. Tylko tym razem nie towarzyszył im już smutek, a radość. Radość, że znów tu jestem i to w tak znakomitym towarzystwie, jakie stanowi dla mnie Austriak. Wzięłam do jednej ręki rakietę, a do drugiej piłkę. Zamknęłam oczy i znowu mogłam poczuć się jak trzy lata temu, kiedy mogłam triumfować jako Mistrzyni Polski.

-Tylko mnie nie zabij swoim uderzeniem, chcę jeszcze trochę pożyć.- zaśmiał się Stefan z drugiej części kortu.

Podrzuciłam piłkę do góry, która już po chwili leciała na jego połowę. Dokładnie w to miejsce, gdzie zamierzałam ją posłać. Westchnęłam pod nosem. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina, mogłam przez te półtora roku nie mieć żadnej styczności z tenisem, a i tak technika pozostała niezmieniona. Początkowo Kraft miał małe problemy z odpowiednim trafieniem w piłkę, ale po paru moich instrukcjach udało nam się przeprowadzić kilkuuderzeniową wymianę.

Po półgodzinnej grze moje nogi i ręce wołały o przerwę. Może technika pozostała niezmieniona, ale kondycja to już zdecydowanie nie ta sama. Pomachałam do Stefana dając mu znak, żebyśmy zrobili sobie krótki odpoczynek. Usiadłam na ławce i zachłannie opróżniałam zawartość mojej butelki z wodą.

-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Naprawdę.- podziękowałam skoczkowi siedzącemu koło mnie. Śmiało mogę teraz przyznać przed sobą i każdą inną osobą, że bardzo żałowałabym, gdybyśmy nie nawiązali tej znajomości. Żal do Oliwii już dawno całkowicie minął.

-Nie ma sprawy, warto było, aby tak poprawić ci humor.- odpowiedział z tym swoim szerokim uśmiechem. Jak to jest, że znamy się tak krótko, a już zdążyliśmy się tak ze sobą zżyć? To jest tak piękne, że aż wydaje się być nierealne. Tak ciężko jest mi w to uwierzyć, że z każdą chwilą boję się, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że to tylko moja wybujała wyobraźnia płata mi figle.

-Cieszę się, że cię poznałam.- wyznałam. Zmęczenie sprawiło, że chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co mówię i myślę. Nieciekawy czas wybrałam sobie na takie wyznania. Ale to jest to, co właśnie w tamtym momencie czułam.

-Ja też. Przed przylotem tutaj myślałem, że będę tego żałował i to będzie zupełnie stracony czas. Jednak zupełnie tak nie jest.- powiedział skoczek. Wstał i podał mi rękę, abym też mogła się podnieść. Wcale mu nie przeszkadzało, że cała lepi się od potu. Wzięliśmy swoje rakiety i wróciliśmy na kort.

Biegaliśmy po tym boisku jeszcze prawie przez godzinę, aż już zupełnie brakło mi sił. Skoczek był w zdecydowanie lepszej formie niż ja, ale też już był zmęczony. Cała ociekająca potem udałam się do szatni i tam mogłam wziąć prysznic. Mokre włosy zaplotłam w warkocza i udałam się do recepcji, gdzie mieliśmy się ze Stefanem spotkać. Ten już tam czekał, a wraz z nim dwa kubki z parującą czekoladą. Podziękowałam mu i wspólnie wyszliśmy przed budynek. Dokończyliśmy napój przy krótkiej rozmowie i przyszedł czas, żeby się rozstać. Mój dom znajdował się w zupełnie przeciwnym kierunku niż jego babci. Przytuliłam go na pożegnanie, co teraz wydawało mi się dużo naturalniejszym odruchem.

-Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.- powiedziałam, obdarzając go jednym z moich najpiękniejszych i najbardziej szczerych uśmiechów. Zobaczyłam z daleka światła autobusu, co oznaczało, że krótką trasę na przystanek muszę pokonać truchtem.

Siedząc w autobusie rozmyślałam nad tym, że po powrocie do domu czeka mnie konfrontacja z mamą, która na pewno będzie chciała wiedzieć wszystko, każdy szczegół. Wolałam się już mentalnie przygotować na tę rozmowę. I tak oto ta szczęśliwa część mojego dnia dobiegła końca.
_______________________________

Bardzo, ale to bardzo przepraszam za tak długą nieobecność :( nie potrafię nawet wyjaśnić czemu tak do końca się to stało... W ostatnim czasie mam troszkę problemów, które nieustannie zajmują moje myśli i może to było przyczyną... W każdym razie poczułam chęć powrotu tutaj i mam szczerą nadzieję, że jest tu jeszcze ktoś, kto z niecierpliwością czeka na kolejny rozdział. Miło mi będzie jak coś po sobie zostawicie, co utwierdzi mnie w tym, że faktycznie warto wrócić ;)

Let's fly together || Stefan Kraft Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz