ep 4

2.8K 198 2
                                    

    Wstała około szóstej nad ranem. Mimo długiego snu, jej oczy były przyćmione, a sama czuła się jak siedem nieszczęść. Zabrała ręcznik i poszła się kąpać.
   Katarina nie była słabą dziewczyną, ale nowo poznane osoby znów wzbudziły w niej nie lubiane emocje. Miała zemścić się na Yurio, ale teraz nie ma takiego zapału do tego. Chciała wrócić na lód mimo, że wie - to niemożliwe. Ta myśl dobija ją każdego dnia. Dlaczego taki chłopak, który ma wszystko, zabrał jej jedyne marzenie? Z resztą, przecież to nie jego wina, nawet nie kiwnął palcem w stosunku do wypadku. Ponownie, dlaczego czuję do niego niechęć, która przeplata się z dziwnym uczuciem? Tak dalekim i nieznanym ?
   Po dogłębnym wysuszeniu włosów, związała je w kitkę, spakowała rzeczy i ruszyła na lodowisko. Teoria mówiła, że jeszcze tydzień odpoczynku, ale praktyka była inna. Ice Castle Hasetsu było otwarte, mogła w spokoju pojeździć. Po godzinie ciągłej jazdy, poczuła ból w kostce, ale nie przestała. Wtedy została złapałana za biodra i zanim spostrzegła się, leżała pod kimś. Osoba nad nią okazała się Plisetsky'm.
- Głupia jesteś? Ledwo co ze szpitala wyszłaś! - chłopak był mocno zdenerwowany, z mimiki twarzy można było rzec, że martwił się.
- Już nic mi nie jest. - wyszeptała, zaczerwieniona. Byli w dość dwuznacznej sytuacji. Yurio złapał jej podbródek, aby po chwili pocałować ją w policzek. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, ale nie pisnęła ani słowem. Łyżwiarz złapał ją w pasie i podniósł. Ruszył ku wyjściu, cały czas trzymając Kato.
- Jakoś mało rozmówna jesteś teraz. - zakpił. Aby ukryć rumieńce, dziewczyna schowała głowę głębiej w jego bluzę w panterkę. Czuła jak serce ma wyskoczyć jej z piersi. Zanim spostrzegła się, byli obok jeziora. Wiatr lekko powiewał, Kato złapała się za ramiona, aby chodź trochę je ogrzać. Oczywiście dostała bluzę od jej porywacza, która według niej wspaniałe pachniała. Poczuła się szczęśliwa, a co najważniejsze - nie była samotna. Siedziała pomiędzy jego kolanami i spoglądała na wschodzące słońce. Tafla wody idealnie je odbijała, nadając śliczny kontrast.
- Dziękuję i przepraszam. - wyszeptała pod noskiem. Usłyszał to, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, podobny u niej. - Nienawidzę samotności, ale nie zamieszkam z wami. - dodała. Plisetsky położył brodę na jej ramieniu i odpowiedział.
- Będę przychodzić rano, nie pozwolę ci na jazdę. Chociaż ten tydzień. - na jego słowa pokiwała lekko głową. W sercu zagościło małe światełko, które powoli rozszerza się. Siedzieli tak godzinę. Bez słowa. Jakby rozumieli się przez myśli.
- Budzę się o dwunastej. - wstała i prychnęła.
- Zmienię to. - podał jej torbę z ciuchami. - Nadal boli?
- Już nie. - zdziwiła się. Nie dała nawet znaku, że coś nie tak. Przy moście rozdzielili się.
   Całą drogę do jej mieszkania zajmowały myśli o Yurio, który momentalnie zbliżył się do niej. Z dnia na dzień przytulił ją, nie był taki opryskliwy... Co się z nim stało ? Nie żeby to miały zły skutek... Po prostu nie potrafiła uwierzyć, że największy rozrabiaka w łyżwiarstwie figurowym, stał się potulny jak baranek. Na pyzatych policzkach nadal czuła dotyk jego ust. Jakby zaczarował ją, jednym, szybkim pocałunkiem. Dlaczego pokazał jej wschód słońca? Dlaczego zamierza do niej przychodzić? Pytania mnożyły się i mnożyły, a odpowiedzi brak. A jeśli już jest, to mało adekwatna do sytuacji, bądź zdradza jej szokujące fakty. Powracając do znienawidzonego miejsca, nie czuła już takiej niechęci. Miała czas, aby ochłonąć. Nie ma jeszcze dwunastej, a tyle wydarzeń spadło na jej głowę.
~ Jak w serialu ~ pomyślała. Taka prawda, czuła się jak nastolatka, którą była, chodząca z głową w chmurach i szukająca pierwszej miłości. O nie, nie. Nie miała czasu na takie głupoty. Melancholijny nastrój zakłócił jej telefon. Dzwonił w jej kieszeni, więc wyjęła go i odebrała połączenie.
- Słucham? - zapytała z wyrzutami w głosie. Miała parszywy humor, a ktoś bezczelny wydzwaniał do niej. - Nie ma takiej opcji. - rozłączyła się. Jej własna matka śmiała dzwonić do niej, po ponad trzech miesiącach ciszy? Jeszcze prosi ją o zjawenie się na bankiecie z osobą towarzyszącą? Rodzice mieli ją w nosie, a nagle przypomnieli sobie, że mają córkę? Dostaną najwyżej kopa w dupę, a nie jej obecność. Zdenerwowana zrobiła kanapkę, kilka razy zacinając się, aby stwierdzić, że obiad zje u Katsukiego. Chwyciła wszystkie potrzebne rzeczy, zamknęła mieszkanie i udała się w kierunku ich lokalu.
*
Do łaźni dotarła w niecałe pół godziny. Z uśmiechem na ustach weszła do środka, gdzie od razu powalił ją pies Victora.
- Dzień dobry! - krzyknęła tylko po to, by zaznaczyć swoją obecność.
- Oj, oj, witaj Kata- chan. - przywitała się mama Yuriego. - Wpadłaś na obiad?
- Tak, przepraszam, że nie uprzedziłam swojego przyjścia. - ukłoniła się lekko, wyrażając w taki sposób skruchę.
- Nic się nie stało, może będziesz przychodzić codziennie? - dodała, ale nie otrzymała odpowiedzi. Blondynka cicho podreptała za panią domu, po chwili czując wspaniałe zapachy potraw i ich jeszcze lepszy wygląd.
     Wszyscy zajadali się po uszy, nawet nie zauważyli, że w pokoju pojawiła się nowa osoba. Dopiero, kiedy poprosiła o dokładkę ryżu, zaskoczony Nikiforov krzyknął przestraszony.
- Jak tam u rodziców? - zagadnął mąż, właścicielki.
- Zapraszają mnie na bankiet, ale szczerze, nie pójdę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dlaczego? - wtrącił się Katsuki.
- Będą wciskać mi propozycję małżeństw. Odkąd mam dziesięć lat, tak zawsze jest. Zadufani bogacze przyprawiają mnie o dreszcze. - dodała.
- A może ktoś pójdzie z tobą? - zapytał Plisetsky.
- Musi mieć jakieś osiągnięcia, aby odpędzić ich.
- W takim razie nadaje się. Wygrałem przecież zawody światowe. - blondyn wskazał na siebie palcami. Miał zadziorny wyraz twarzy, czuł się ewidentnie wywyższony.
- Nie taki zły pomysł... - wyszeptała. - O.K. - nawet nie wiedziała w co się pakuje....

893 słowa.
Cya.

Hole ~Yuri Plisetsky x Oc ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz