5

2.5K 119 24
                                    

Specjalnie dla Shiawasena!
Wydaję mi się, że ten rozdział spokojnie można czytać w autobusie 😉

-------------------------------

Wychodzę z Robertem na boisko. Trybuny są już zapełnione kibicami, a do meczu zostało kilka minut. Czarnowłosy kieruje swój palec w kierunku jakiegoś sektora.

-Idź do reszty WAGs.- Spoglądam na niego niezrozumiale, marszcząc przy tym brwi.

-Do czego?

-Do dziewczyn i żon piłkarzy.- Wzdycha cicho, odgarniając mi włosy z twarzy.

-Ale ja nie jestem ani żoną, ani tym bardziej dziewczyną żadnego z was.- Przechylam głowę w prawo.

-Melka, nie marudź.- Jęczy, odwracając się.- A, i przepraszam za Piszcza. Nieźle cię nastraszył.- Uśmiecha się z widocznym rozbawieniem.

-To wcale nie było śmieszne. Przez chwilę myślałam, że naprawdę zginę.- Wyznaję, rozbawiając go jeszcze bardziej.

-Przecież wiesz, że to dureń.

-Lewy!!! Wracaj!- Czarnowłosy odwraca się w kierunku głosu, który dochodzi z tunelu, prowadzącego do szatni.

-Już idę!- Odkrzykuje.- Baw się dobrze.- Zwraca się do mnie.

-Na meczu? Chyba kpisz.- Prycham, ale posłusznie wspinam się po schodach w stronę odpowiedniego sektora, ale odwracam się na moment.- Skop im tyłki, Ciumek.- Wysyłam mu całusa w powietrzu.

-Specjalnie dla ciebie.- Kłania się jeszcze niczym książę i znika, a ja docieram do sektora pełnego kobiet. Tuż przy wejściu stoi moja bratowa, w koszulce z numerem swojego męża.

-Witaj ponownie, Anka.- Odzywam się, a ta zamyka mnie w szczelnym uścisku.

-A ja głupia nie wierzyłam Robertowi, gdy mówił, że cię tu zaciągnie.- Uwalniam się od niej i padam na plastikowe, niewygodne krzesełko, na którym spędzę najbliższe dwie godziny jak nie więcej. Koszmar!

-Twój mąż, kretyn, wysłał po mnie kretyna Pieczarę. I jeszcze mu się na parking po mnie nie chciało przyjść.- Jęczę.- Myślałam, że Piszczu mnie porwał i zabije.- Kobieta marszczy brwi, zapewne nie rozumiejąc o czym tak właściwie mówię.- Zresztą, nieważne.- Macham lekceważąco dłonią.- Nie przygotowałam się i nie mam nic dla ciebie. Zresztą sama bym coś zjadła.- Marudzę. Maruda to moje trzecie imię, zaraz po kłamczucha.

-Zrobiłam bezglutenowe batony.- Uśmiecha się i przez chwilę przeszukuje torebkę, by w końcu wyjąć z niego słodkości.- To dla ciebie. Zainspirowałaś mnie.- Chwytam posiłek i od razu wgryzam się w nie.

-Tylko próbowałam cię zabić.To nic takiego, naprawdę.- Uśmiecham się szeroko, wcinając.- Całkiem dobre. Dlaczego wszystkie obecne mają koszulki z numerami piłkarzy?- Pytam, wskazując na kobiety, wśród których nie dostrzegam ani żony Pieczary, ani tym bardziej Błaszczykowskiego. Tak to jest jak się ma normalną pracę, a nie jakieś kopanie piłeczki.

-Bo każda w jakiś sposób kibicuje. A przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz, dajemy wsparcie naszym facetom.- Wzrusza ramionami, a na murawę zaczynają wychodzić zawodnicy.

Wyciągam z kieszeni telefon i staram się nagrywać co tylko się da i dodawać na snapa, łącznie z faulem Milika w trzydziestej sekundzie meczu. Jak tak dalej pójdzie, to chyba nie strzeli dla mnie tego gola. Vincent uwielbia piłkę nożną, więc niech chociaż sobie oglądanie mecz w ten sposób.

Nagle, któraś z "WAGs", jak to mówił Robert, przechodząc obok mnie, wylewa całą colę na moją koszulkę.

-Przepraszam, nie chciałam, naprawdę.- Zaczyna, wyciągając chusteczkę. Z tego co pamiętam, blondynka ma na imię Sara, a może jednak nie?

-Nic się nie stało.- Uśmiecham się, wstając.- Zaraz wracam. Masz, nagrywaj wszystko i wrzucaj do Stories.- Mruczę, wręczając trenerce mój telefon. Zbiegam po schodach i spoglądam na kolesi, którzy mieli pilnować wejścia do tunelu, jednak wszyscy śledzą ruch piłki, więc zeskakuję z półtora metra przez barierkę i wbiegam do środka. Uważnie idę drogą, którą powinna prowadzić do szatni Polaków, ale czy ostatecznie tam się znajdę, to się jeszcze okaże. Mimo mojej beznadziejnej orientacji w terenie, trafiam do szatni, gdzie na ławkach na środku leży sterta zapasowych koszulek. Łapię pierwszą lepszą i przebieram się w nią, nawet nie patrząc do kogo ona należy. Spoglądam jedynie na numerek - 7, ale on nic mi nie mówi. W momencie, gdy chcę już wracać, do szatni wchodzą piłkarze. Czyli pierwsza połowa już się skończyła.

-Mela, co tu robisz?- Pyta zdziwiony Błaszczykowski, który jako pierwszy mnie zauważa. Zaraz po jego słowach chyba każdy odwraca głowę w moim kierunku.- I dlaczego masz na sobie koszulkę Milika?- Unosi prawą brew w górę.

-Moja miała lekki wypadek. Chwyciłam pierwszą lepszą.- Uśmiecham się.- Ten, właśnie, miałam wam coś powiedzieć.- Spoglądam na twarz każdego zawodnika, w tym trenera Nawałki, pana Iwana i wchodzącego dopiero do szatni Arkadiusza.- Gracie do dupy. Chyba jednak kibicuję Hiszpanii.- Ogłaszam z powagą.

-Melka, ale my gramy z Irlandią.- Odzywa się Piszczek.

-No to Irlandii. Jedna cholera.- Macham dłonią lekceważąco.- A z tobą nie gadam.- Odwracam się i wychodzę z szatni. Przez moment myślę, w którą stronę skręcić, a gdy już wybieram prawą, i tak skręcam w lewo.

-Mela, w drugą stronę.- Spoglądam nad ramieniem i dostrzegam Milika.

-No wiem.- Mruczę, zawracając.

-Czemu jesteś w mojej koszulce?- Zrównuje ze mną.

-Bo moja jest przemoczona. Jakaś dziewczyna wylała na mnie colę.- Tłumaczę.- A ty czemu nie na motywującej mowie trenera?

-Bo wolę porozmawiać z tobą.- Uśmiecha się delikatnie, a ja dostrzegam aparat na jego zębach.

-No i co z tym golem dla mnie? Już trzy szansę przegapiłeś. Jak tak dalej pójdzie, to chyba nigdy się nie doczekam.- Zakładam dłonie na piersi, dostrzegając wyjście na murawę.

-Mam całą drugą połowę. Spokojnie.- Trąca mnie ramieniem.- I mimo wszystko mam nadzieję, że to jednak nam kibicujesz.- Nachyla się i szybko cmoka mnie w policzek.- A szczególnie mnie​.- Odwraca się i szybkim krokiem odchodzi w kierunku, z którego przyszliśmy. Wracam na swoje miejsce, Anka wpatruje się we mnie jak zaczarowana, a ja w końcu nie wytrzymuję.

-No co?

-Nic, tylko do twarzy ci z siódemką.- Uśmiecha się.- A mogę wiedzieć dlaczego akurat ten numerek?

-Bo leżał najbardziej na wierzchu.- Odzyskuje telefon i milczę do początku drugiej połowy. Ciągle nagrywam, aż tu nagle, po kilku minutach rozbrzmiewa głośny okrzyk. Spoglądam na Anię, nie bardzo rozumiejąc co się stało.

-Milik strzelił bramkę!- Krzyczy, a ja uśmiecham się pod nosem. To chyba ta dla mnie.

POŁĄCZENI PIŁKĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz