VI. Wyzwanie

65 3 3
                                    

Po kilku minutach zaczęłam dochodzić do siebie, jednak było po mnie widać że płakałam. Podkrążone, czerwone oczy, lekko rozmazany tusz. Miałam troche pieniędzy, więc poszłam do sklepu żeby kupić chusteczki i wróciłam na ławkę. Wytarłam rozmazany tusz i wyglądałam trochę lepiej ale wcale się tak nie czułam.
Wiedziałam że nie moge siedzieć na niej cały dzień.Poszłam się przejść. Miałam dosyć widoku tych szczęśliwych ludzi w centrum, więc weszłam w jakąś uliczkę gdzie nie ma ludzi.
Było to zdecydowanie zacofane ( pod względem architektury) miejsce, szare, popękane budynki wyglądały bardzo źle ale mój obecny humor świetnie pasował do takiego zadupia. Zapach nie był najgorszy ale ewidentnie ktoś podpalał ganje. Rozejrzałam się. Nikogo nie widziałam, prócz białego ( a w zasadzie szarego od brudu) kota, który przebiegł obok mnie i zaczął na mnie miauczeć płakliwie.

-Spieprzaj nie mam żarcia - syknełam i odpędziłam go ręką.

Zamierzałam wracać bo coraz mniej podobało mi się to miejsce kiedy zobaczyłam chłopaka, który szedł w moją stronę. Był on wysoki, czarno włosy i wyglądał na nie dużo starszego ode mnie. Był ubrany w czarne spodnie z dziurami na udach i kolanach, orangutańską czarną bluzkę i także czarną skórzaną kurtkę. Buty za to miał bardzo ciemno zielone.
Nie wiem, dlaczego zwróciłam na niego wtedy uwagę, myślałam że tylko przejdzie obok mnie ale niespodziewanie się odezwał.

- Masz fajkę? - spytał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów

- Nie palę - powiedziałam stanowczo i odwróciłam głowę żeby nie było widać moich podkrążonych oczu.

- Aż taki straszny jestem? - spytał i obrócił głowę tak żeby widzieć moją twarz - Płakałaś?

- Nie twój interes - odpowiedziałam i chciałam ruszyć ale poczułam rękę na swoim ramieniu.

- Ej, zaczekaj. Mogę Ci pomóc - uśmiechnął się ale ja nie miałam ochoty żalić się obcemu chłopakowi.

- Wątpie - rzuciłam chłodnie.

- Zaufaj mi - był pewny siebie. Ciekawe, że miałam zaufać komuś kogo poznałam 2 minuty temu.

- Widzę cie pierwszy raz na oczy człowieku, czego ty chcesz? Powiedziałam że nie mam fajki! - podniosłam ton.

- Nie tak ostro! Chciałem być miły. Jestem Timothée. - Przedstawił się i był bardzo miły. Kurde mogłam też być milsza.

- Charléne. - uścisnęłam jego dłoń. Była taka zimna. - Sorki za mój wybuch, nie mam humoru.

- Chcesz pogadać? Nikomu nie pisnę słówka, bo nawet nie mam komu! - przyłożył ręke do klatki piersiowej i uśmiechnął się.

- Nie masz znajomych? - zdziwiłam się.

- Niby mam - zamilknął na chwilę - ale nie specjalnie. - mało z tego rozumiałam ale przytaknęłam mu.

Zaczeliśmy spacerować wzdłuż ulicy nie zamierzając opuszczać strasznej okolicy.

- Rodzice mnie wkurwili. Wymknęłam się w nocy na impreze i trochę wypiłam. Tylko że oni mi nigdy na nic nie pozwalają a ja już nie jestem małym dzieckiem. - zaczęłam mu wszystko opowiadać, o awanturze i karze a on uważnie słuchał. Niesamowita ulga kiedy się komuś tak wygadasz.

- No to grubo masz. Współczuje starych. Ja ich naszczęście nie mam. - trochę się zaniepokoiłam.

- Jakto? Umarli? Jeśli mogę spytać oczywiście?

- Luz. Zginęli w pożarze 2 lata temu. Tak samo jak mój młodszy brat. Ale szczerze to w ogóle nie jest mi ich szkoda. Ojciec całe życie tylko siedział w pracy, w której i tak zarabiał tak słabo, że ledwo starczało nam na chleb, a matka puszczała się żeby kupić sobie torebkę od projektanta. W dupie miała, że głodujemy. - szczerze mówiąc zrobiło mi się go strasznie żal.

My Anioły : Na własne życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz