Nocne rozmowy. Powietrze pachnące kwiatami jabłoni po deszczu, wpadające przez uchylone okno. Kubek herbaty między podkurczonymi na parapecie nogami. Ekran telefonu odbijający się w szybie, gdy wystukiwałem kolejne wiadomości, a potem niecierpliwie czekałem na odpowiedź. Od pewnego czasu, uczucie wibrującego urządzenia w dłoni wybudzało moje serce z zimowego snu, napełniało je ciepłem, wpędzało między żebra powiew świeżego powietrza.
Oparłem telefon o okno i dopiłem resztkę zimnej już herbaty. Drzewa pod moim domem, oglądane z góry, w świetle księżyca wyglądały jak wielkie, białe obłoki, a ja unosiłem się nad nimi, wysoko nad niebem i daleki od rzeczywistości. Przyglądałem się im przez chwilę, czując jak ogarnia mnie senność. Zeskoczyłem na podłogę i zerknąłem na wygaszony ekran telefonu – kiedy się obudzę, znajdę tam wiadomość od Jimina, który najprawdopodobniej już zasnął, w swoim własnym łóżku, odległym o setki kilometrów.
Leżałem w łóżku, a cienie na suficie tańczyły od ściany do ściany. Ułożyłem ręce pod głową i przymknąłem powieki, próbując przywołać do siebie sen, który zgubiłem gdzieś między parapetem, a materacem. Przed oczami widziałem jego twarz – dwuwymiarowy, zastygły obraz zdjęcia, które znalazłem na jednym z portali w internecie. Potrzebowałem więcej. Chciałem znać dokładną drogę, jaką pokonują kąciki jego ust, nim ostatecznie utworzą na buzi uśmiech, chciałem widzieć jak światło migocze w jego oczach, słyszeć jak jego śmiech faluje w powietrzu, którym sam oddycham.
„Powinieneś już spać, Yoongi."
Usiadłem gwałtownie i rozejrzałem się wokoło, ale w pokoju nie było nikogo poza mną. Nie licząc firanki, wprawianej we drżenie przez ten sam wiatr, który wcześniej muskał moją twarz zapachem wiosny, wszystko spoczywało w bezruchu. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego głosu – tego jednego byłem pewny. Być może sam go sobie wymyśliłem, pomyliłem z częścią snu i zupełnie bez celu rozglądałem się po spowitych w mroku kształtach. Opadłem z powrotem na poduszkę i chwilę później zasnąłem, tańcząc pomiędzy ciemnością, a tymi kilkoma sylabami, powtarzanymi w mej głowie jak magiczne zaklęcie.
Kiedy obudziłem się rano, czułem się jeszcze bardziej zmęczony, niż przed zaśnięciem. Nigdy nie pamiętałem swoich snów i ten dzień niczym nie różnił się od poprzednich – tylko ten dziwny, anonimowy głos pozostawał wyraźny. Odblokowałem telefon, uśmiechając się do ekranu – tak jak każdego ranka, witały mnie wiadomości od Jimina.
> znowu siedziałeś tak długo?
> powinieneś już spać o tej porze, Yoongi
> albo któregoś dnia padniesz na zawał„Dlaczego zawsze czytasz mi w myślach?" pomyślałem, a potem szybko wystukałem odpowiedź.
Rozmowy o wszystkim i o niczym. Od rana do wieczora, od nocy do świtu. Jeśli przez dłuższą chwilę nie czułem wibracji w swojej kieszeni, nerwowo stukałem palcami w ekran, jakby miało to przywołać mojego nigdy niewidzianego przyjaciela. Czasem zastanawiałem się, czy Jimin istnieje naprawdę – było w nim zbyt wiele mnie samego. Kiedy wyjmował mi z głowy całe zdania, kiedy pisaliśmy obaj to samo w dokładnie tym samym momencie i kiedy rozumiał moje poglądy, niepodzielane przez innych znajomych. W takich momentach czułem się mniej samotny, nawet jeśli cała nasza znajomość z Jiminem znajdowała się w kawałku elektronicznego urządzenia.
Rodzice czasem narzekali, że jestem uzależniony od telefonu, ale to nie była prawda – byłem uzależniony od Jimina. I gdybym miał go zaraz przy sobie, mógłbym schować telefon na dnie szuflady i zapomnieć o nim na cały dzień.
Dzień przelał mi się przez palce jak piasek, pozostawiając po sobie tylko pragnienie snu. Biegałem od miejsca do miejsca, wykonywałem kolejne zaplanowane zadania, nie myśląc zbytnio nad ich sensem. Zajęcia, rozmowy ze znajomymi, posiłki, autobusy – wszystko to zlewało się w jedną papkę czasu i przestrzeni, a ja próbowałem stworzyć z tego jakiś kształt, nadać formę mojemu istnieniu.
CZYTASZ
soulmates [one-shot] |yoonmin|
Fanfictiono tym, jak Min Yoongi odnalazł swoją pokrewną duszę w postaci osoby Parka Jimina oraz o gwiazdach, które więcej nie spadną pairing: yoonmin ostrzeżenia: brak