Oprócz hokeja, to akurat koszykówka wydaje mi się być brutalnym sportem. Przynajmniej u nas w szkole... Rzucają się sobie nawzajem do gardeł i usiłują wyrwać piłkę z rąk. Zawsze kochałam wychowanie fizyczne, ale tej gry szczerze nienawidziłam. Była podobna do zapasów z Fagiem. Czyli nie miałam wystarczająco siły, żeby wygrać.
Dostałam piłkę do rąk, chociaż nawet nie wiem jak.
- Do przodu, Valenns!- ryknął Phil. Nie pozostało mi nic innego, jak biec. Ruszyłam przed siebie, kozłując piłkę. Nawet nie wiem skąd, przede mną wyrosła Julia. Z uśmiechem na twarzy wyciągnęła nogę przed siebie. Potknęłam się, a piłka pomknęła sama do przodu. Nie chcąc upaść, złapałam Jake'a i Petera za ramiona. Jednak nie utrzymali się na nogach i runęli raze ze mną. Wpadliśmy na Sam.
Z głośnym krzykiem upadliśmy na ziemię pełną... suchych liści. Szybko wstałam i rozejrzałam się.
- Cholera!- zaklęłam głośno. Chodziłam w tę i z powrotem, żeby się uspokoić.- Dlaczego teraz?- Wzniosłam oczy ku niebu.- Nie z nimi!
Cała trójka patrzyła się na mnie, jakbym co najmniej zwariowała.
- Vanessa- odezwała się Sam- wybacz, że ci przerywam, ale gdzie my właściwie jesteśmy?
Westchnęłam ciężko, siadając na ziemi. Reszta zrobiła to samo, uważnie mnie obserwując.
- Znajdujemy się w Bellanie- zaczęłam.- Magicznej krainie pełnej stworzeń z innego wymiaru. Trafiliście tu razem ze mną, ponieważ kiedy się tu przenosiłam, w tym samym momencie wy mnie dotykaliście...
- Bez przesady, Valenns!- zaśmiał się Jake.- Ja cię nigdzie nie dotykałem!- parsknął śmiechem, a ja wywróciłam oczami.
- Doskonale wiecie o co mi chodzi- odparłam.- Jeśli nie przeniosłam się tu świadomie, ktoś musiał mnie wezwać.
- Ale czekaj!- zawołała Sam.- Jak to przeniosłaś się? Jesteś jakimś chochlikiem, który świadomie skacze sobie między jakimiś wymiarami i właśnie przeniósł nas do jakiegoś cholernego Balonu?!
- Bellanu- poprawiłam ją.
-Nieważne!- warknęła.- Jak my się mamy stąd wydostać? O ósmej jestem umówiona z Philem!
- Nie mówiłaś, że się z nim umawiasz- zauważył Peter. Wciąż nie potrafił się pogodzić z faktem, że po dwóch latach związku Sam nagle go zostawiła. Był zawistny wobec każdego nowego faceta swojej byłej.
- Bo to nie twój interes!- zagrzmiała szatynka.- Vanessa, zrób coś! Ja muszę być w domu przed szóstą!
- Czy nie wspominałam wam o pewnym istotnym fakcie, związanym z upływem czasu w Bellanie?- rzuciłam pytanie retoryczne. Jak się spodziewałam, żadne z nich nie udzieliło mi odpowiedzi. Przybita, wypuściłam powietrze z płuc.- W Bellanie czas sobie płynie, możecie się tu nawet zastrzeć, ale czas w naszym świecie stoi. Jeśli wrócimy, zapewne możemy się spodziewać bolesnego upadku na meczu koszykówki.
- Hurra, wrócę na randkę!- krzyknęła uradowana Sam. Peter wywrócił oczami, a Jake cicho się zaśmiał.- Jednak nadal zostaje jedno pytanie: jak wrócimy?
- Najpierw musimy się dostać do cywilizacji, najlepiej do Ur- powiedziałam, wstając. Pozostali zrobili to samo.- Ktoś mnie potrzebuje, a ja muszę mu pomóc. Dopiero po wszystkim możemy wrócić do domu, co nastąpi momentalnie. Ale- uniosłam palec wskazujący- w Bellanie przechodzenie do naszego świata odbywa się nieco inaczej i... wolniej.
- Ale dlaczego ktoś potrzebuje akurat twojej pomocy?- spytał Jake.- Nie lepiej poprosić kogoś silnego i zajebiście przystojnego, na przykład mua?- Przeczesał palcami jasne włosy z uśmiechem na twarzy marki Blenda-med. Pokręciłam głową na jego komentarz.
CZYTASZ
Dzieci Ur
FantasyW Bellanie nie dzieje się dobrze. Wojna domowa między wilkołakami a Valennrodami wyniszcza kraj, siejąc spustoszenie między wszystkimi rasami. Zakończyć ją może jedynie prawowity następca korony - księżniczka Nesseravann - którą dla bezpieczeństwa p...