7

179 14 3
                                    

- Spokojnie, to nie potrwa długo... - powiedział niskim głosem bliżej nieokreślony osobnik. Wiedziałam, że za chwilę będę się zwijać w agonii z bólu, jednak zachowywałam dziwny spokój.

- Jesteś pewna swych przekonań? - spytał mnie ten ktoś.

- Tak! - tyle zdołałam wykrzyczeć, nim... obudziłam się.

Oddychałam głośno, byłam cała mokra od potu. Han, wsparty na łokciu przyglądał mi się.

- Ostatnio masz niespokojny sen. - stwierdził. Zanim odpowiedziałam, musiałam złapać oddech.

- To pierwszy raz. Poza tym, dawno razem nie spaliśmy, skąd ty możesz to wiedzieć. - stwierdziłam poirytowana. Solo popatrzył się na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Leia, co noc zaglądam do ciebie, i nie, to nie pierwszy raz. Prawie zawsze się kręcisz i gadasz coś przez sen. - powiedział zmartwiony. - Nie zawsze pozytywne i dobre rzeczy... - położył się obok mnie i przytulił. Oparłam głowę na jego ramieniu.

- Nic nie pamiętam. Tylko ten dzisiejszy sen... - westchnęłam. Czy było ze mną aż tak źle?

- O czym śniłaś? - zapytał Han i pogłaskał mnie po policzku. Miły geścik.

- Sama dobrze nie wiem, jakaś osoba, której twarzy nie mogę zobaczyć i okropne tortury, wykonywane na mnie. A przynajmniej chęć ich zrobienia, obudziłam się na czas, jakkolwiek to brzmi. - odparłam nieco zasypanym głosem.

Jakby nie patrzeć, była czwarta nad ranem, jeszcze dwie godziny snu teoretycznie przede mną. Jednak coś, nie wiem czy to po koszmarze, ale coś nie dawało mi spokoju. Byłam bez powodu zdenerwowana, co zdarzało mi się nieczęsto.

- Śpij dalej, kochanie. - szepnął mi do ucha Han, po czym odwrócił się na drugi bok, a chwilę potem usłyszałam ciche chrapanie. Gdybym tylko ja miała moc szybkiego zasypiania, byłoby wspaniale.

Postanowiłam pójść w jego ślady, toteż odwróciłam się do niego plecami, na mój "wygodniejszy" bok, zamknęłam oczy i... nic. Nadal to nieprzyjemne uczucie, mieszanka niepewności i, być może, strachu? Wiedziałam już, że dziś nie usnę.

Cichutko wstałam, by nie obudzić Hana, po czym udałam się do sali spotkań. Owinięta kocem, z daleka mogłam wyglądać prawie jak duch, fajna okazja do wystraszenia kogoś, jednak jest mała szansa, by ktoś wydał się przechadzkę o czwartej nad ranem. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu, koło okna, z widokiem na okolice. Nic jednak teraz nie było widać, baza nie jest oświetlona, to ułatwiłoby tylko namierzenie. Siedziałam sobie tak bez celu, gdy nagle do pomieszczenia wszedł rodianin z Lide. Nic nie mówiąc, usiadł obok. Po chwili niezręcznej ciszy, w końcu odezwałam się:

- Czy jest jakiś powód, dlaczego nie śpisz o tej porze? - spytałam.

- A ty masz jakiś? - odpowiedział pytaniem. Faktycznie, zadałam głupie pytanie. Po chwili zastanowienia, odparłam.

- Właściwie to tak. Bezsenność mnie dopadła.

- Czuję w tobie niepokój. - stwierdził.

- Hę? Zawsze byłam przekonana, że tylko jedi są w stanie wykryć emocje. - powiedziałam do siebie, pod nosem. Rodianin usłyszał to.

- Można by rzec, że nim jestem. Nie ukończyłem jednak szkolenia, o ile w ogóle go nie zacząłem. - zwierzył mi się...? Zainteresowała mnie jego postać, dlatego kontynuowałam rozmowę.

- Więc skąd wiesz, jak używać mocy?

- Cóż... moc mi podpowiada. Trochę zagmatwane, ale nikt mnie niczego nie uczył, a jednak coś potrafię. - odparł, wzdychając. Emanowała wokół niego aura, która wręcz nakazywała mi mieć do niego zaufanie. Być może to jakieś jego sztuczki, ale na dobrą sprawę... zawsze musiałam rozmawiać z ludźmi nie okazując uczuć, oczywiście nie licząc przyjaciół i bliskich. Teraz chciałam po prostu porozmawiać z nim, jak dwie istoty rozumne, bez żadnych oporów.

- Ty też jesteś wrażliwa na moc. - odezwał się ponownie. Popatrzyłam się na niego, zdziwiona. Ten jednak, zamiast odpowiedzieć, wyciągnął rękę w moją stronę.

- Kurc Bavdo. - przedstawił się.

- Leia Organa.

Przegadaliśmy cały wolny czas. Kurc okazał się świetnym rozmówcą, jak i słuchaczem. Opowiedział mi nieco o sobie, o zakonie, o tym, jak odkrył w sobie moc. Oczywiście nie zapomiał pochwalić rebelianckiej, swoją drogą wyśmienitej, kuchni.

Krótko przed szóstą pożegnaliśmy się, a ja poszłam do siebie obudzić Hana i ubrać się odpowiednio na umówione wczoraj zebranie.

- Hej, wstawaj, już po szóstej! - zaśmiałam się, zdradzając żart.

- Mhhhhm. - stęknął i wyciągnął się.

Zabrałam się za przeszukiwanie szafy, zdecydowałam się na czarne spodnie i bluzę tego samego koloru. Widząc, że Han nadal leży i raczej nie zbiera się do wstania, rzuciłam w niego butem. A niech ma!

- Za co?! - krzyknął, gdy oberwał.

- Za chęci do życia. Wstawaj, bo mam jeszcze drugiego. - Nie dziwię mu się takiej reakcji, też bym była zdenerwowana, gdybym została obudzona glanem.

Han wstał tym razem od razu, ubrał się i razem poszliśmy na zbiórkę.

- Leia? - wypowiedziała moje imię Mothma.

- Obecna.

- Luke? - odpowiedziała jej cisza. Gdzie mój brat?

- Luke? Luke Skywalker? - powtórzyła Mon. Zapanował wszechobecny szmer ściszonych rozmów, gdzież to podział się nasz jedi?

- Nikt go nie widział? - spytałam głośno, zdenerwowana.

- Pójdę zobaczyć lądowisko. - zerwał się jeden z rebeliantów.

- Kontynuujmy więc sprawdzanie obecności, spokój. - odparła Mon.

Trwało to chwilę, do czasu gdy nie wrócił nasz żołnierz.

- Komputery zarejestrowały opuszczenie statku o trzeciej w nocy. To był Luke. - zakomunikował zdyszany mężczyzna.

Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz