Przez chwilę Alessandro i Adele coś między sobą szeptali; wydawało mi się, że po włosku, ale pewna nie byłam. A potem Alessandro z ciepłym uśmiechem wskazał jej, by wracała na miejsce i kontynuowała sesję, a sam wycofał się pod ścianę i oparł o nią, wyraźnie zamierzając zostać do końca zdjęć.
– On często tu przychodzi, gdy Adele ma zdjęcia? – zapytałam szeptem siedzącego obok Vittore. Mój towarzysz zmarszczył brwi.
– W zasadzie nie – przyznał. – Adele w Mediolanie czuje się jak w domu, chyba nawet bardziej niż w Londynie. Jeśli gdzieś Alessandro może jej spuścić smycz, to właśnie tutaj.
Spojrzałam na niego zdziwiona, bo jak dla mnie, to porównanie było co najmniej dziwaczne. No bo przecież Adele, nawet jeśli nieodpowiedzialna, nie była własnością Alessandro, że ten miałby ją trzymać na smyczy! Vittore jednak nie widział chyba nic złego w swoich słowach, bo zupełnie nie zareagował na moje spojrzenie.
Znowu obejrzałam się za siebie, gdzie pod ścianą stał Alessandro. Ogolił się tego dnia, co wydobyło na wierzch mocno zarysowaną szczękę i ostry zarys brody. Rysy twarzy Alessandro w ogóle były zdecydowane, bardzo wyraźne. Był przystojny, owszem, ale to nie był ten mdły typ urody, nie można by go określić słowem „ładny". Nie, Alessandro był przystojny typowo po męsku.
W następnej chwili spojrzał prosto na mnie, a ja zaklęłam paskudnie w myślach. Do diabła, i jeszcze zauważył, że się na niego gapiłam! Na krótką chwilę moje niebieskie spojrzenie skrzyżowało się z jego orzechowym, po czym spokojnie, powoli odwróciłam wzrok, nie chcąc, żeby uznał, że się spłoszyłam. Chociaż tak właśnie się czułam.
– Muszę... zaraz wracam – wymamrotał nagle Vittore, podrywając się ze swojego miejsca i gnając w przeciwległy kąt studia, gdzie siedzieli Chiara z Marcello. Spojrzałam za nim, zdezorientowana, ale zdążyłam tylko zapytać:
– Co...?
I już zrozumiałam, że nie było sensu kontynuować tej wypowiedzi, bo Vittore mnie nie słyszał. W końcu oddalił się tak szybko, jakby włączył napęd odrzutowy.
Kiedy jednak odwróciłam się za nim, żeby stwierdzić, dokąd i dlaczego tak przede mną uciekał, zrozumiałam w jednej chwili, że Vittore nie uciekał ani przede mną, ani do kogoś. Vittore uciekał przed Alessandro.
Przed Alessandro, który właśnie kroczył przez studio, wyraźnie dążąc w moją stronę, co Vittore musiał zauważyć wcześniej ode mnie.
Ale dlaczego sobie poszedł?, zdziwiłam się, odwracając wzrok na wdzięczącą się do obiektywu aparatu Adele. Przecież Alessandro nie miał mi do powiedzenia nic, czego nie mógłby powiedzieć w obecności Vittore. To w ogóle nie miało nic wspólnego z prywatnymi sprawami. Więc niby dlaczego...?
Chyba wolałam nie wiedzieć. I nie pytać.
– Mogę usiąść? – Usłyszałam nad sobą znajomy, chropawy głos Alessandra; gdy podniosłam głowę i na niego spojrzałam, stwierdziłam, że wskazywał dłonią miejsce zwolnione przez Vittore. Sztywno skinęłam głową.
– Skoro musisz – mruknęłam po polsku, żeby nie zrozumiał; zignorował to na szczęście, bo na pewno nie odważyłabym się tych słów przetłumaczyć.
– Słuchaj, chciałem z tobą pogadać – zaczął, rozsiadając się wygodnie na krześle Vittore. Wyglądał na zupełnie swobodnego, jakby ta rozmowa nie była dla niego tak samo nieprzyjemna jak dla mnie. A może po prostu było mu to obojętne? – Zresztą dzwoniłem do ciebie, ale cóż... rozumiem, że nie chciałaś mnie słuchać.
– Dzwoniłeś? – zdziwiłam się, mrugając oczami. – To chyba nie do mnie...
– Daruj sobie tę komedię, Sasha, wiem, że to byłaś ty – przerwał mi bezceremonialnie, na co skrzywiłam się lekko. Naprawdę byłam aż tak łatwa do rozszyfrowania? – Od razu poznałem twój głos.
CZYTASZ
Negatyw szczęścia | JUŻ W SPRZEDAŻY!
RomancePrzez obiektyw aparatu wszystko wydaje się prostsze. Prostsze od prawdziwego życia. Sasza przekonuje się o tym dobitnie, gdy dzięki protekcji matki dostaje posadę asystentki fotografa w pewnym znanym domu mody w Mediolanie. Bez znajomości włoskiego...