ep 6

2.1K 179 84
                                    

*Yurio Pov*


       "To było wiele lat temu. Tak jak zawsze, okolica grudnia, śnieg po kostki. Rosja i tak była zimnym krajem, więc dużej różnicy nie było. Z czerwonym nosem i opatulony kurtką, przemierzałem ulice Moskwy. Za niecały tydzień była gwiazda i konkurs narodowy w łyżwiarstwie. To był mój cel, po wygranej miało się gwarantowane miejsce w reprezentacji kraju. Zamyślony szedłem do pierwszej lepszej knajpy, aby coś zjeść, kiedy blond włosa piękność przebiegła przed moim nosem. Jej niebieskie oczy były wspaniałe, przewiercały mnie na wylot. Była niższa o głowę, najwyraźniej drżała z zimna. Zaoferowałem jej moją kurtkę i tak się zaczęło. Przez ten tydzień na prawdę dobrze poznałem ją i zakochałem się. Złożyliśmy obietnice, że kiedyś znów weźmiemy udział w zawodach, ale międzynarodowych. Tego dnia czekałem na nią pod halą. Godzina, dwie, trzy... Nie było jej. Nie przyszła. Zezłościłem się, ale nie pokazałem tego. Wszedłem do środka. Okazało się, że wycofała się. Nie mogłem połączyć się z jej telefonem. Nic... Pozostał mi smutek i ból w sercu."

   Ale teraz mam ją, mogę to odbudować. 

Ciekawe, czy pamięta to? 

Czy coś to znaczy dla niej?

   Zacisnąłem dłonie na kurtce w panterkę. Muszę ją rozkochać w sobie, to jedyne wyjście. Złapałem za telefon i zadzwoniłem do niej.

*Kato POV*

   Dzwonił. Nie odbiorę. Zranił mnie. Nie dam się tak podejść. Nie mogę znów się zakochać w nim, jak za czasów Rosji.

A co jeśli nigdy nie przestałam go kochać?

To niemożliwe. Miałam tu w spokoju zapomnieć o łyżwiarstwie...

- Czego? - warknęłam do słuchawki.

- Katarina? - jego głos był dziwny, smutny. 

- Tak. - wyszeptałam, tłumiąc łzy w oczach. Nie zdało się to na nic, ale nie usłyszał.

- Przepraszam cię, zaraz będę.

- Ok.

Zakończyłam jak najszybciej rozmowę. Dostałam SMSa od matki, czego ona chce? Mam tyle problemów na głowie, do tego dochodzi powrót do szkoły.

Matka:

Katarino mam złe wieści. Twój brat zmarł. Leciał samolotem, aby odwiedzić ciebie. Bal zostanie przesunięty na za miesiąc, a pogrzeb odbędzie się pojutrze, czyli niedziela.

Co...?

Dlaczego ja?

Czy on zginął przeze mnie?

Znów tracę bliskie mi osoby?

Nie czułam nic. Uczucia stłumiłam jękiem.

   Mam dość życia. Czy matka miała w nosie, że jej bliska osoba umiera? Własne dziecko? Czyli ma w dupie to czy się zabiję? Ale nie zrobię tego. Przewyższę ją i pokonam tak, że sama będzie o tym myśleć. Z oczy poleciały łzy, a ja zaczęłam drżeć i krzyczeć. Ciepłe ramiona oplotły mnie wokół. Wtuliłam się w tego palanta bardziej. 

Masz wyczucie czasu, co?

- Czy to przeze mnie? - zapytał cicho. - Przeze mnie prawda? - pocałował moje czoło. Łkałam jak nigdy.

- Nie. - ledwo podałam mu komórkę. Zrobił poważną minę. - Dlaczego ja? 

- Nie wiem. Nie opuszczę cię, jeszcze raz przepraszam. To tamta brzydula przykleiła się do mnie, na prawdę. - ścisnął mnie mocniej. Na obrazę w jej kierunku, na sercu ulżyło mi... Przepraszam. Nie potrafię cię nie kochać. Wiedz jedno, ze mną wycierpisz. Przepraszam. Nawet nie zauważyłam, jak adrenalina opadła, a ja zasnęłam na nim. W pół śnie zauważyłam, że niesie mnie na kanapę. A gwałć sobie...

*Yurio POV*

Tak drobna istotka, taka słodka, niewinna. A cierpi za trzech. Położyłem ją na ciepłej kanapie i opatuliłem kocem. Włosy strzepałem z twarzy, aby patrzeć na jej twarz. Oddychała spokojnie, jakby wszystkie emocje ją opuściły. Dlaczego ją skrzywdziłem? Wybaczy mi? Oby... 

Przepraszam, że cię kocham. 

Przepraszam, że cierpisz przeze mnie.



Hole ~Yuri Plisetsky x Oc ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz