11. Wyrazy wdzięczności

14.5K 1.1K 125
                                    

Miśki,

jako że wylatuję dzisiaj do Rzymu (nomen omen, do Włoch, jak Saszka :D) i wrócę dopiero w niedzielę wieczorem (wtedy też prawdopodobnie pojawi się rozdział na Piesku), wrzucam Wam jeszcze jeden. Enjoy i do niedzieli!

_________________________________________

– Jak długo zostaniesz w Mediolanie? – zapytałam Adele, gdy obydwie siedziałyśmy już w jednej z tych „fikuśnych restauracji" nad talerzem dobrego makaronu i kieliszkiem równie dobrego wina. Wahałam się wprawdzie, czy pozwolić na nie Adele, ale wyglądało na to, że w tej akurat sprawie niewiele miałam do powiedzenia. W końcu nie byłam jej niańką. – Na pewno masz kolejne obowiązki i kolejne sesje...

– Przynajmniej do końca tygodnia – odpowiedziała, bez entuzjazmu grzebiąc widelcem w swoim talerzu. Chociaż chwilę wcześniej oczarowała kelnera swoim uśmiechem, zapewniając go, że wszystko bardzo jej smakowało, w przeciwieństwie do mnie prawie nic nie zjadła. Pewnie dbała o linię. Wypiła za to kolejny spory łyk wina. – Alessandro obiecał, że w weekend będzie miał dla mnie więcej czasu, a ostatnią sesję dla di Volpe mam w czwartek. Może w poniedziałek albo wtorek wrócę do Londynu.

Mimo wszystko miałam nadzieję, że dla mnie oznacza to jak najmniej konieczności opiekowania się nią, bo to równało się kolejnym spotkaniom z Alessandro. A wcale nie czekałam na nie niecierpliwie.

Odruchowo spojrzałam na zegarek. Było już po szóstej, co jednak niewiele mi powiedziało, bo nie miałam pojęcia, o której Alessandro zwykle kończył pracę, by przejąć obowiązek opieki nad swoją siostrą.

Siostrą... To jakoś ciągle nie mieściło mi się w głowie. Kiedy jednak przypatrzyłam się Adele uważnie, dostrzegłam pewne podobieństwo do Alessandra. No dobrze... było znikome. I może tylko się go dopatrywałam, odkąd dowiedziałam się, że Adele była jego siostrą. Ale coś w wyrazie jej twarzy kojarzyło mi się z Alessandro i obecnie w pokrewieństwo między nimi było mi już dużo łatwiej uwierzyć.

– Pewnie rzadko widujesz się z Alessandro i Cateriną, co? – zagadnęłam ją, nie mogąc pozbyć się z głosu pewnej dozy współczucia. – Musi ci być z tym ciężko.

Machnęła ręką.

– Przyzwyczaiłam się – odparła lekko. – A ty? Zostawiłaś w Polsce jakąś rodzinę?

– Ojca – przyznałam bez oporów. – I strasznie za nim tęsknię, więc wiem, co to znaczy, być daleko od bliskich ci osób.

– Zwykle najbardziej tęsknię za Alessandro – odparła Adele w podobnym tonie, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Kiedy jestem w Mediolanie, zabawia mnie, gdy tylko ma czas. Między innymi dlatego zostaję do końca tygodnia, wiesz? Alessandro załatwił nam bilety do la Scali na niedzielę. Idziemy na Giselle!

Z uśmiechem zaczęłam bawić się kieliszkiem, zastanawiając się, jak bardzo sama chciałabym mieć brata, który bez problemów potrafiłby załatwić mi bilety do la Scali. Jak strasznie zawsze chciałam tam pójść! To był, jak dla mnie, jeden z głównych atutów Mediolanu. Podejrzewałam jednak, że gdybym chciała tam zarezerwować dla siebie bilet, usłyszałabym, że mają parę wolnych miejsc na lipiec. No, ale przynajmniej do lipca uzbierałabym pieniądze, żeby za ten bilet zapłacić.

Giselle? Zawsze chciałam pójść do la Scali na balet – westchnęłam, choć pewnie nie powinnam była sobie pozwolić na okazanie choć odrobiny zazdrości. – Byłam tam w poprzednią niedzielę. Widziałam tych wszystkich ludzi, którzy wybierali się na przedstawienie. No, ale bilety trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem...

– Mam doskonały pomysł! Zaczekaj! – Adele rozpromieniła się, po czym chwyciła swoją torebkę i zaczęła w niej szukać komórki. Na wszelki wypadek jej nie przeszkadzałam, ale miałam co do tego złe przeczucia.

Negatyw szczęścia | JUŻ W SPRZEDAŻY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz