18. Deszcz nad łąką

58 1 0
                                    

Pobudka była okropna. Do pokoju wpadł Arcymag wraz z Asix. Zapomniałam zamknąć pokoju na klucz, także drzwi nie stanowiły dla nich żadnej przeszkody. „Dla żartu" blondyn wylał na mnie szklankę wody. Szlachcianka na to ni to krzyknęła, ni to zaśmiała się z powodu mojej reakcji. Rzuciłam w kierunku chłopaka jedną z poduszek, a następnie wygrzebałam się spod kołdry. Pomięta fioletowa nocna koszula nie pomagała mi w tym ani trochę. Księżniczka zaprosiła mnie na śniadanie i mimo tego, że chciałam się, chociaż jeszcze godzinkę pospać, to zgodziłam się na przebranie i pójście z nią. Spytałam się zielonookiego o stan skrzatki. Powiedział, że nie miała gorączki, gdy rano sprawdzał jej czoło, ale dał jej jeszcze odpocząć. Fajnie. Niektórzy mieli najwidoczniej tutaj specjalne traktowanie. No nic. Wyprosiłam blondyna z pokoju. Brązowowłosa uparła się, by ze mną zostać i bez żadnych oporów, zaczęła sprawdzać moją szafę. Jej bezpośredniość i brak taktu, nie było dla mnie tak irytujące, ale wdały się w kość Vex oraz częściowo Sumie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co na moim miejscu mogłaby zdolna zrobić elfka, gdyby Asix zaczęła wkraczać w jej prywatną strefę. Skończyłam przebieranie się w fatałaszki od pani Borej. Bluzka, którą włożyłam, była trochę za mała. Nie uszło to uwadze pokojówki, która kolejny raz czekała na nas przed drzwiami jadalni. Wyraziła swój żal tym, że nie pasuje na mnie ona, ale ja zapewniłam ją, że nie przeszkadzało mi to. Z komnaty docierał do nas łagodny zapach ciepłego mleka. Przeszliśmy do środka. W środku reszta osób jadła już śniadanie. Do tego byli dość głośni. Usiadłam na wolnym miejscu na początku stołu koło Asix i Apap. Poprosiłam o kanapki z dżemem. Arcymag zauważył, że sama powinnam sobie je zrobić. Najpierw kazałam mu się wypchać, ale w końcu przyznałam mu rację. W myślach, aby nie podbudowywać jego ego. Samodzielność była ważna. Zwłaszcza dla przywódcy rebeliantów. Z tą myślą, uwaga, zupełnie samodzielnie wzięłam jedną z kromek chleba i posmarowałam ją masłem, a potem dżemem. Byłam z siebie dumna. Potem równie dobrze, bez żadnej pomocy, zrobiłam sobie kakao. Nie dodałam nawet grama cukru, bo tak postąpiłaby dojrzała osoba, jaką oczywiście byłam... Kogo ja chciałam oszukiwać? Byłam wyjątkowo dziecinna. Westchnęłam wprost do kubka pełnego ciepłego płynu. Jeszcze wiele czasu byłoby potrzeba, żebym zmądrzała, a tak wiele czasu do bitwy nie mieliśmy. Niestety. Apap zapytała, stojącej nieopodal pani Natashy:
— Czy nie chce się pani przysiąść?
— Ależ nie trzeba — zapewniła stanowczo. — Dziękuję za propozycję.
Nie zdziwiła mnie jej odmowa, skoro jej wygląd i zachowanie wskazywało na to, że jest „pokojówką starych czasów", jakby to powiedziała moja mama. Jednak zaskoczył mnie wyraz twarzy, który miała, gdy mówiła te słowa. Spodziewałam się zobaczyć pewien rodzaj zakłopotania, czy też rozbawienia. Zamiast tego zobaczyłam... No właśnie co? Nie potrafiłam określić emocji malujących się na jej twarzy, ale z pewnością nie było to zawstydzenie. Była to pewna rodzaju... Wyższość? Nie, niemożliwe. Może po prostu była zmęczona. Zmartwiło mnie to przypuszczenie. Czyżby w życiu kobiety niedawno wydarzyło się coś strasznego? Jeżeli tak to liczyłam na to, że będę mogła jakoś jej pomóc. Jednak wstydziłam się, zapytać o to, czy ma jakiś problem. Mogłam się przecież mylić, a to nieco odmienne zachowanie było wynikiem„złego dnia". Siedziałam, więc spokojnie przeżuwając kanapkę i próbując rozgryźć blondynkę. Co parę gryzów popijałam chleb kakao. Rodrick odezwał się w moją stronę, czego się nie spodziewałam:
— Czy znasz może księżniczkę?
— Oczywiście...? — odparłam zdziwiona, zastanawiając się również nad stanem arystokraty.
— Och. Oczywiście nie mam na myśli Asix, a księżniczkę Icy. 
— Tak, czy mogę poznać powód, czemu o nią pytasz? Czy też, co chciałbyś się dowiedzieć?
— Zaciekawiła mnie jej osoba, odkąd nie tak dawno miałem okazję ją spotkać. — podniósł za ucho filiżankę z kawą. — Prawdę mówiąc, to nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia, ale bałem się, że to tylko moja subiektywna ocena i jestem wobec niej zbyt krytyczny.
— Dziwak — stwierdziłam w duchu, ale potem się poprawiłam. — Poczciwy dziwak.
Odsunęłam jeden z kosmyków spadających na moją twarz na bok i zaczęłam:
— Justine, jaką znałam, była pełną ciepła, pozytywnie nastawioną do świata, przyjazną osobą...
— Wiele się, więc musiało w jej życiu przydarzyć. — popił łyk czarnego napoju. — Księżniczka wydawała mi się niesłychanie chłodna i nieprzyjazna. Zdawało mi się nawet, że mnie nie szanuje. Skoro jednak wyrażasz się o niej w samych pozytywach... Coś musi w tym być...
— Nie! — zaprzeczyłam gwałtownie, by zaraz się zreflektować. — Wybacz.
Mruknął, że nic się nie stało, ale był zaskoczony moim nagłym wybuchem. Nawet Arcymag spojrzał w moją stronę. Starałam się gestem pokazać, że nic się nie dzieje.
— Chodzi o to, że ludzie się zmieniają... Tak samo ona. Pewnie teraz bym jej nawet nie rozpoznała... — mój ton przeszedł w bardziej melancholijny ton. — Mogę cię o coś spytać?
— Pytaj śmiało pani... Znaczy Crejzi.
— Dlaczego tu przyjechałeś? Kim kiedyś byłeś? Co-.
— Spokojnie, spokojnie — zachichotał, przerywając mi. — To od początku, skoro cię to zainteresowało. Wzrastałem w jednej ze szlacheckich rodzin. Moi rodzice kupili sobie tytuł po zdobyciu sporego majątku. Na księcia zostałem wybrany dwa lat temu. Umieszczono mnie Złocistej Willi należącej do księżniczki Asix, którą wybrano trzy miesiące wcześniej. Razem przechodziliśmy przez pewne wydarzenia, które uczyniły z nas tak dobrych przyjaciół. Jako jedyna zawsze potrafi znaleźć sposób, aby mnie rozśmieszyć... Poza zakazem wyjeżdżania na ponad sześćdziesiąt kilometrów od Willi to nie trzymano mnie jakoś bardzo krótko. Niedawno zostałem zawiadomiony o zakażonych zbiorach niedaleko tego pałacu. Postanowiłem to sprawdzić, jednak informacja okazała się zwykłą plotką. Pomyślałem, że nie jestem tak daleko od Nadmorskiego Pałacyku, więc miło by było wpaść do Asix. No i tak natknąłem się na was.
— Czemu ktoś tak ważny, jak ty zajmuje się czymś takim?
— Och — zamyślił się na moment. — Nie myślałem o tym. Tak jest zapisane w prawie. To wszystko.
— Czy może się mylę, ale czy...? — zastanowiłam się chwilę, czy nie ugryźć się w język, ale w końcu porzuciłam pomysł na zachowanie milczenia. — Podoba ci się Asix?
Przez hałas panujący w pomieszczeniu nikt więcej nie mógł zrozumieć mojego szeptu. No, chyba że był elfem, ale przecież wspomniana przeze mnie szlachcianka w żadnym wypadku nie należała do tej rasy. Miała za krótkie uszy.
— Oczywiście, że nie — obruszył się, ale jego zielony niczym trawa nos wskazywał w tamtym momencie na zupełnie co innego. — Błagam, nie mów nikomu.
— Przysięgam — zapewniłam solennie. — Czemu jej tego nie powiesz...?
— Żartujesz? — zapytał mnie zaraz. — Nie mam u niej żadnych szans.
— Chyba sobie kpisz — teraz to ja wyraziłam sprzeciw. — Charakter? Znam cię tak krótko, a już ci ufam. Bogactwo?  Wygląd? Też nie jest naprawdę źle. Powinieneś, chociaż spróbować Rodrick.
— Może masz rację, Crejzi.
— Nie może, a na pewno. — poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu. — Musisz uwierzyć w siebie.
Kroki rozległy się po sali i naszym oczom ukazała się Asix. Nieświadoma niczego spytała wesołym tonem, sprawiając, że chłopak podskoczył na swoim krześle:
— O czym takim gadacie?
— Niczym konkretnym — odparłam lojalnie, na co ten odetchnął. — Masz dla nas jakieś wieści?
— Idziemy za półgodzinki na wycieczkę, ok? Cieszycie się, prawda? Ach, jestem pewna, że tak.
— Jak to na wycieczkę? — wyraziłam swoje zdziwienie, przy tym odkładając kubek na blat stołu.
— No tak naprawdę, to nie do końca wycieczka, ale spędzimy razem czas na wolnym powietrzu i tak dalej, dlatego, tak to nazwałam.
— Co, więc będziemy robić? — spytałam, przekrzywiając głowę na bok.
— No i gdzie? — dodał książę wyczekująco.
— Jedziemy grupą po to, by odebrać zamówione namioty, a potem spotykamy się z resztą na polu. Będę miała jednak jedzenie i piosenki, czyli nie będzie tak nudno. Zapewniam was.
— Wierzę, wierzę — cicho zachichotałam. 

Czerwień i biel wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz