Początek Końca cz.2

607 40 11
                                    

Hej, hej, hej! Przybywam do was z drugą częścią multifandomowego shota. Nie wiem czy pierwsza część zaciekawiła was na tyle, żeby chcieć drugą ale się przemogłam i takową stworzyłam. Czekam na wasze opinie, jest to dla mnie ważne. Dzięki temu mogę tworzyć kolejne prace uważając na to co było źle w poprzednich. Dziękuję, że jesteście.

Enjoy <3


*******

Dean przyglądał się kroplom deszczu uderzającym w szybę. Lądowały na idealnie gładkiej, szklanej tafli tylko po to, żeby po chwili zacząć wyścig w dół. Zlewały się w kaskady, które się raz rozgałęziały, a raz łączyły w większe strumienie tylko po to, żeby na końcu zniknąć za ramą okna. Przypominało mu to dni, kiedy wszystko jeszcze było w porządku i mógł siedzieć bezczynnie i wgapiać się w okno bez poczucia, że zaraz jakiś sztywny zaatakuje go od tyłu. Przymknął powieki pozwalając się zalać wspomnieniom.

-Dean, chodź na ciasto!- krzyknęła matka zielonookiego, uśmiechając się szeroko. Chłopak zeskoczył z murku.
-No chodź Sammy!- krzyknął do brata. Ten pokręcił bez przekonania głową, mrucząc pod nosem.
-Nie mam ochoty na ciasto.
-Na ciasto zawsze się ma ochotę! Ruszaj tyłek- brunet zeskoczył za bratem z murku i zagadał.
-Stresujesz się przed pójściem do liceum?
-Nie bardzo. Tam też będę wymiatać.
-Czasami mnie załamujesz- mruknął żartobliwie młodszy Winchester. Po chwili już się przepychali w wejściu do łazienki. Dean wygrał i pierwszy umył ręce i chwycił swój kawałek deseru. Po chwili dołączył do niego Sam. John zszedł z pokoju, gdzie odwalał papierkową robotę i też się poczęstował wypiekiem swojej żony. Na końcu usiadła Mary, kładąc na stół kakao dla wszystkich. Zielonooki kochał niedzielne popołudnia. Rzadko mieli okazję siedzieć wszyscy razem. Każdy był zabiegany w tygodniu.
-Po obiedzie Bobby zapraszał nas na mecz Palanta. Ma przyjść kilka rodzin. Macie ochotę zagrać?- zapytał ojciec, a wszyscy się ożywili. Dopili kakao i pognali do swoich pokoi. Obiad miał być dopiero za dwie godziny, tak więc do meczu zostało im jeszcze mnóstwo czasu ale bracia potraktowali to wydarzenie bardzo poważnie i już opracowywali taktykę...

-O czym tak myślisz?- ciężka dłoń Negana spoczęła na ramieniu syna. Ten zamrugał kilka razy, próbując się odnaleźć w obecnym uniwersum. To już nie ten sam John. Nie mógł mu powiedzieć. Uznałby wspominanie tamtych czasów za słabość.
-O niczym ważnym- mruknął zbity z tropu. Przywódca wzruszył ramionami i dodał.
-Chodź. Mówiłem, że mamy robotę- zielonooki pozwolił się poprowadzić do sali głównej. Zmarszczył czoło widząc rozpalony piec i kilka osób zakutych w kajdanki. Jego serce lekko przyspieszyło. Zerknął na zgromadzonych wokół. Na piętrze jego wzrok przyciągnął Castiel. Nie widział go jeszcze bez jego zadziornego uśmieszku na twarzy. Teraz wyglądał tak... Inaczej. To nie wróżyło nic dobrego.
-Dzisiaj w ukaraniu winnych będzie pomagał mi mój syn!- ogłosił Negan, a Dean spojrzał z niezrozumieniem na ojca. Tym czasem Cas zacisnął mocniej dłonie na poręczy. Może i był nieczułym i niewyżytym dupkiem na co dzień ale niedzielne popołudnia nawet jego wyprowadzały z równowagi. Często wracał myślami do czasów sprzed epidemii.

Był najlepszym policjantem w mieście. Wszyscy go uwielbiali. Wdzięczne matki przynosiły mu ciasta za ratowanie ich dzieci, a ojcowie zapraszali na piwo. Lubił mieszkańców Kansas ale rzadko korzystał z zaproszeń. Po prostu wykonywał swoją pracę i nie oczekiwał za to niczego w zamian. Kadra komisariatu była dla niego jak rodzina. Codziennie przynosili sobie na zmianę kawę. Ufali sobie. Gdy ruszali na misję to wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Zaufanie i zgranie często przeważało w podbramkowych sytuacjach. Dzięki temu jakoś dawali radę powstrzymać nawet najlepszych przestępców. Pamiętał dzień w którym sam musiał wbijać nóż w głowy współpracowników, nie wiedząc do końca co się dzieje. Musiał uciekać. Wbiegł do domu chcąc ostrzec swoich bliskich ale ich spotkało to samo. Do dziś miał w głowie jęki i dzikie odgłosy jakie wydawała jego siostra. Chciała go najzwyczajniej w świecie zjeść. Do dziś wspominał jak po kolei każdemu z nich przebijał mózg i jak ryczał, siedząc przez dwa dni w jednym pomieszczeniu z gnijącymi ciałami. Od tego czasu stał się skurwielem, później trafił do Negana i było tylko gorzej... Zaczął ćpać...

Destiel (i nie tylko) ~ One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz