Następnego ranka wstałem, późno, bo o siódmej. Jak mus, to mus. W miarę szybko wykonałem poranną toaletę i przywdziałem swój standardowy strój. Jeśli nie muszę nosić, ubrań typowo ANBU, czyli obcisłych gaci i koszulki (plus płaszcz do tego), to wole chodzić w wygodnym kimonie, które dostałem od Kakashi'ego, na dziewiąte urodziny. Jest ono z herbem Uzumaki, do tego kruczo-czarna hakama i białe haori ze znakiem oddziału ANBU do którego należałem.
Zapakowałem drugie śniadanie do zwoju. Dziękowałem Kaszalotowi, że nauczył mnie podstaw pieczętowania. Dzięki temu nie wyglądam jak zwykły uczeń obwalony książkami i innymi bzdetami.
Akademia, magiczne miejsce, które pożera twoją duszę, chęć do życia i inne jego ciekawe aspekty. Przekraczając bramę owej piekielnej szkoły, ujrzałem dużo osób, a raczej dzieci. Sam nim byłem. Idąc ku drzwiom wejściowym, ujrzałem młodego Uchihe. Ten jak zwykle otoczony był swymi fankami, po jego minie wynikało, że ta sytuacja bardzo nie była mu w smak. Mijając go, spojrzał na mnie lekko pogardliwie i prychną niczym kot. „Typowy Uchiha" pomyślałem i ruszyłem ku swemu przeznaczeniu.
W sali nie było nikogo, usiadłem pod oknem na szarym końcu. Do pełnej godziny zostało dobry kwadrans. Nie chciałem zmarnować tego czasu. Sięgnąłem do kabury, ukrytej pod hakamą i wyciągnąłem zwój o tematyce trupojadów. Może wyglądał pozornie na mały, ale mieścił naprawdę wielkie tomisko w sobie. Działa dzięki chakrze. Wysyłam ją do zwoju, a ta pokazuje mi nazwę monstra. Więcej informacji o nim dostanę, wysyłając energię w nazwę w tym przypadku trupojada.
Czas mijał, a ja pochłonięty w lekturze, nie zauważyłem, jak ludzie się zbierają i zasiadają do ławek. Po dzwonku na lekcję wszedł do środka nauczyciel, Iruka. Kojarzyłem go i przypuszczałem, że będzie mnie on uczył. Jest jednym z lepszych nauczycieli w szkole. Ten sprawdził stan klasy, a mnie wyczytał na końcu z prośbą o przedstawienie się. Nie chętnie, wstałem i ruszyłem pod biurko. Po drodze schowam encyklopedie na temat trupojadów, autorstwa Jana z Brugge, dawnej warowni na przełęczy pomiędzy ogniem a żelazem. Szczerze, to była i nadal będzie bardzo ciężka lektura.
Stanąłem na środku, rozejrzałem się wokoło i kogo zobaczyłem. No, jak w mordę strzelił, Siusake. Nie to, że mam coś do Uchiha, ale jego brat był lepszy. Mniej, emo? Przynajmniej miał jakieś poczucie humoru, choć po wybiciu jego klanu, prócz tej dwójki, nawet Itachi stracił swój zapał. Może do cywila nie przeszedł, ale było widać na min piętno rzezi.
Obok najmłodszego z Uchiha, siedziały psycho-fanki, pasuje. Reszta klasy... lepszych random'ów nie było? Jakiś śpioch, tłuścioch, zwierzak no i fanki tego czarnego emo...
-Może się przedstawisz i opowiesz słów kilka o sobie? – usłyszałem głos sensai'a
-Już, już... Nazywam Uzumaki Naruto. – spostrzegłem, jak kilka osób zareagowało w znany mi sposób i zaczęły się szepty, jak ja ich szczerze nienawidziłem. Zignorowałem je – Jest kilka rzeczy, które lubię, o wiele więcej, których nie lubię. Marzeń nie mam, a cel? Hmm... Sam nie wiem, czy takowy posiadam. – skończyłem ten krótki monolog i wróciłem na swoje miejsce. Wiele osób było niezadowolone, że tak mało powiedziałem. Mnie to nie obchodzi, niech mówią, co chcą. Jak gadają o tobie, to wiadomo, że żyjesz.
Usiadłem, wyciągnąłem zwój i na oczach wszystkich rozpieczętowałem z niego podręczniki i zeszyt. Wszyscy doznali szoku, że to potrafiłem używać pieczęci, a sensei pewnie myślał, że to zasługa Kaszalota. Nie mylił się. Wszystkiego mnie nauczył, większości.
-Dzieci, spokój – znów odezwał się znów Iruka z lekko niesmaczną miną, że swoimi umiejętnościami zaciekawiłem wszystkich. Tak już bywa...
Sensei całą lekcję opowiadał o historii, a następne skupiał się na zasadach, jak i podstawowym życiu shinobi. Czyli trzy godziny pełne nudy. Choć ostatnie dwie to nic innego jak praktyka na polu treningowym za akademią. Plac o wymiarach dwieście metrów na dwieście z jednym drzewem niedaleko wejścia. Klasowo udaliśmy się do pniaków zakopanych w ziemię, będących idealnym celem do rzutów bronią. Staliśmy przed dwudziesto-paro letnim jouninem. Ten tłumaczył nam, a raczej powtarzał im, jak rzucać, aby się nie zranić, gdzie celować i takie tam bzdury. Na sam koniec zacząć czytać listę. Osoba, która została wyczytana, miała zabrać kunai'a bądź shuriken'a i rzucić nim w jeden z dziesięciu pieńków. Każdy musiał tak zrobić dziesięć razy.

CZYTASZ
Anioł Stróż
FanfictionCzym byłby świata pełnego walk, gdzie człowiek, człowiekowi wilkiem. Co, jeśli do takiego świata wkroczyły istoty z innego wymiaru. Byty koniunkcji sfer. Potwory rodzące się ze złej woli. Zobaczcie walkę w świecie o wiele brutalniejszym, niż wam się...