I Can't Wait To Show You My Toys

30 2 1
                                    

Odkąd przeniosłam się do Gotham minął już miesiąc. Pracowałam na pełnym etacie jako chirurg ogólny w miejscowym szpitalu. Odwiedzałam babcie regularnie, a ona za każdym razem próbowała namówić mnie na powrót do Francji Elegancji. Nie chciałam wracać do Europy. Tutaj, w Gotham, było mi dobrze. Miałam z czego żyć i miałam co robić w wolnych chwilach. Jedyne co mi brakowało to równieśników. Byłam jedna z najmłodszych chirurgów na oddziale, a ciągłe gadaniny o tym "jakie trudne jest życie" przynudzały. Dlatego postanowiłam pójść to jakiegoś baru w piątkowy wieczór.

Podjechałam moim audi pod drzwi jakiegoś lokalu, gdzie muzyka głośno grała i była pilnowana przez umięśnionego ochroniarza. Podeszłam pod drzwi w czarnych dżinsach i białej koszuli i przywitałam się z facetem.

-Można?- zapytałam pokazując na wejście.

-A czy można zobaczyć zaproszenie?- udał mój głos.

-Ee, nie?- zamyśliłam się chwile, po czym znowu się uśmiechnęłam. -Można by było gdybym miała... Naprawdę nie da się wejść inaczej?

Ochroniarz zamyślił się chwile.

-Niech pomyśle...? 50?- zaproponował chytrze.

-50 dolarów za wejście? Mowy nie ma!- zrobiłam krok naprzód ale ten cholerny ochroniarz mnie zatrzymał. Westchnęłam głośno, kalkulując wszystko. Złapałam się za kark i spojrzałam w górę. -Gotówką czy kartą?

Lokal był ozdobiony w złote i czarne kolory, które bawiły się ze sobą znakomicie. Roztańczeni i pijani ludzie śmiali się i kłócili, a dym od papierosów robił lekką mgłe.

-Przepraszam, wie pani może gdzie jest bar?- zapytałam pewną kobietę która stała w pobliżu. Miała bladą cerę ale za to ogniste włosy.

-Prosto za parkiet- pokazała i uśmiechnęła się.

Podziękowałam i udałam się w wskazaną mi drogę. Omijanie bawiących się ludzi troszeczkę mnie zatrzymywało, ale w końcu dotarłam do upragnionego mi miejsca. Usiadłam przy barze obok czarnoskórego mężczyzny, popijający czerwony drink.

-Co podać?- uśmiechnął się barman.

-Poproszę ognistą- zamówiłam, na co facet zrobił lekki grymas.

-Przepraszam, ale jest ona tak jakby zarezerwowana...- westchnął.

-Tak, dla mnie- uśmiechnęłam się zachęcająco - A teraz chętnie bym się napiła ognistej, dziękuje.

Barman kiwnął głową i posłał znaczące spojrzenie ciemnoskóremu facetowi, siedzącego tuż obok mnie.

-Widziałam to spojrzenie- zaśmiałam się.

-Jestem Lawton. Floyd Lawton- przywitał się uśmiechnięty nieznajomy.

-Audrey- spojrzałam na niego.

Floyd był ubrany na ciemno z również czarną czapką na głowie. Twarz wyglądała z pozoru na miłą, ale lepiej nie osądzać książki po okładce. Sama byłam długowłosą blondynką o dość grzecznej twarzy, ale umiałam dokopać jeśli było trzeba.

-Więc co cię tu sprowadza?- zapytał popijając zamówiony drink.

-Samochód.- odpowiedziałam bez emocji.

Floyd się krótko zaśmiał, po czym wziął kolejny duży łyk napoju. Barman wrócił i dostarczył zamówienie na które tak bardzo czekałam.

-Dziękuje - podniosłam kieliszek i wypiłam truchtem.

Przez krótką chwile siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas nie miało nic do powiedzenia, bo kto by miał ze nieznajomym? Wspólne tematy? Skąd! Po trzech kieliszkach zapłaciłam i wzięłam skórzaną kurtkę pod rękę. Już miałam wstać i iść, gdy z drugiego końca baru usłyszałam ten charakterystyczny śmiech psychopaty. Zaciekawiona spojrzałam w stronę skąd śmiech się wydobywał i o mało co się nie wystraszyłam. Blady facet w białej koszuli i w złotej marynarce stał krzywo wpatrując się w przestrzeń. Miał zielone włosy zaczesane do tyłu i małe tatuaże na twarzy. Kiedy uśmiechał się psychopatyczne, zauważyłam kilka złotych zębów. Zapewne dbał o wygląd, chociaż wyglądał bardziej jak klaun niż normalny człowiek.

-Kto mi wypił whisky?- zapytał wyraźnie, ciagle się uśmiechając z rękoma wyciągniętymi na boki. Rozejrzał się dookoła, po czym głośno westchnął i powtórzył; - Zapytałem, KTO mi wypił ognistą? Czy to ty, Boomerang?- zbliżył się do jakiegoś gościa przy barze.

Ten "Boomerang" przekręcił głową i chytrze się uśmiechnął.

-To tamta blondi- pokazał na mnie palcem.

Zielonowłosy podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Bardziej brzydszego człowieka w życiu nie widziałam. Jedyne co mogło być do zniesienia, to były jego zielonkawo-niebieskie oczy... Podobne widziałam już kiedyś, ale to było bardzo dawno temu.

-Smakowało?- zapytał podchodząc coraz bliżej.

-Whiskey? Piłam lepsze- odpowiedziałam, podnosząc głowę do góry. -Nie pasuje ci ten makijaż. Nie podkreśla twoich oczu.

Zacmokał kilkakrotnie robiąc lekki grymas. Ponownie się uśmiechnął i sięgnął do środka swojej marynarki. Stamtąd wyjął czarną kartę, a kiedy ją obrócił, ukazała się ona być Jokerem.

-Skoro lubisz komentować i brać co nie twoje... Może.... O tak! Zagrajmy w małą grę.- zaproponował.

Zamyśliłam się chwileczkę. Coraz mniej podobała mi się sytuacja w której się znalazłam. Rodzice zawsze mnie karcili za mój nie wyparzony język... i dlatego miałam mało znajomych. Byłam po prostu irytująca... i dalej nią jestem.

-W grę którą ty wymyśliłeś? Nie ma mowy- obróciłam się i już miałam zrobić krok gdyby nie ręka klauna trzymająca mój nadgarstek. -Jeśli mnie zaraz nie puścisz; pożałujesz.- uprzedziłam.

Klaun jedynie roześmiał się głośno, ukazując przy tym swoje białe zęby.

-Twoje gadaniny mogą ci sprawić krzywdę.- powiedział bezuczuciowo.

Spojrzałam mu prosto w oczy. Przysięgam że je kiedyś widziałam! Nie wiem jeszcze gdzie i kiedy, ale na bank gdzieś go widziałam. Pochyliłam się lekko w jego stronę z krzywym uśmiechem.

-Nie próbuj grać szalonego ze mną. Jestem w tym o wiele lepsza.

Rozluźnił uścisk, ale za to złapał za moją twarz. Poklepał łagodnie mój policzek kilka razy, po czym radośnie powiedział;

-I can't wait to show you my toys!

Why So Serious? II JokerWhere stories live. Discover now