Poczekaj, aż wrócę do domu

287 37 10
                                    

- Na pewno nie chcesz jeszcze trochę zostać? - zapytał Sam, stając z Lucyferem w progu antykwariatu.

Blondyn posłał mu łagodny uśmiech. - Oczywiście, że chcę. Ale muszę trochę poćwiczyć na jutro. Wiesz, Rudego Edka.

Kiedy to powiedział, Winchester wybuchnął śmiechem i pokiwał głową.

- Okej, okej, nie będę cię przetrzymywał. Wiesz, jak wrócić do mieszkania? - zerknął na niego badawczo. Tym razem Lucyfer skinął.

- Wiem wszystko. Pa, Charlie! - krzyknął do wnętrza sklepu, nie zważając na paru klientów, którzy z zaciekawieniem odwrócili ku niemu głowy.

- Pa! I do jutra! - odpowiedział mu radosny krzyk i machająca ręka, szybująca w górę zza jakiegoś regału.

Sam z wahaniem położył rękę na jego ramieniu.

- Widzimy się wieczorem - powiedział cicho, na co Lucyfer znowu pokiwał.

- Widzimy się wieczorem - powtórzył i wyszedł z antykwariatu, zamykając za sobą drzwi.

Przebiegł przez ulicę, gdy sygnalizacja na pobliskim skrzyżowaniu zmieniła się na czerwoną i wpadł pod przystanek autobusowy. Z tego, co odczytał na rozkładzie wynikało, że najbliższy bus przyjedzie za parę minut, więc usiadł na plastykowej ławeczce i zaczął szukać po kieszeniach drobniaków na bilet, patrząc na witrynę antykwariatu nieobecnym wzrokiem. Autobus zjawił się w momencie, w którym Lucyfer skończył odliczać potrzebną sumę.

Kiedy wszedł do mieszkania, korzystając z zapasowych kluczy, jakie dał mu Sam, Lucyfer usłyszał krzątaninę w kuchni i szum włączonego telewizora. Było już grubo po dwunastej, najwyższy czas dla starszego Winchestera na pobudkę.

Znalazł Deana w kuchni przy kuchence, znów robiącego sobie niemiłosiernie mocną kawę do jakiegoś obtłuczonego kubka, który zapewne niejedno przeszedł.

- Cześć - odezwał się z progu, co spowodowało, że Dean podskoczył lekko.

- O, cześć - odburknął w odpowiedzi. Miał na sobie tylko czarne bokserki; jego obnażony tors nieco peszył Lucyfera, wychowanego w "dobrym" domu.

- Samanta cię już znudziła? - spytał nagle Dean, zalewając kawę i mijając go w drodze do salonu. Milton podążył za nim.

- Nie - odmruknął. - Muszę poćwiczyć na jutro.

Usiedli na kanapie, a Winchester przełączył na kanał, na którym leciało jakieś talent show.

- Ja też. Dobrze, że mi przypomniałeś - zaśmiał się do kubka, łykając trochę kawy. - Co zagrasz?

- Sam prosił mnie o "Photograph", a ty?

- Pewnie znowu coś Segera albo Bon Jovi. Uniwersalne.

Na ekranie jakiś nastolatek przy kości układał kostkę Rubika, więc Lucyfer ze znudzeniem wyjął telefon, sprawdzając godzinę.

- Pożyczysz laptopa? - zapytał. Dean zerknął na niego z ukosa.

- Weź Sama. Jest u niego na półce w pokoju, i tak by ci pożyczył - odparł i odwrócił głowę ku telewizorowi, co dla Lucyfera było ostatecznym znakiem, iż ich rozmowa dobiegła końca. Sięgnął po swoją gitarę, po czym skierował się ku drzwiom do pokoju młodszego Winchestera.

Jeszcze tu nie był i poczuł się trochę dziwnie, wchodząc bez pozwolenia właściciela. Jakby naruszał jakąś bardzo intymną sferę życia Sama, jakby wpraszał się do niej bez jego woli, ale zagłuszył to uczucie trzaskiem zamykania drzwi i rozejrzał się.

Ściany miały kolor kawy z mlekiem, podłogę pokryto ciemnymi panelami i dużym puchatym dywanem w odcieniach brązu. W kącie pod oknem stało łóżko - dwuosobowe, co Lucyfer zauważył z dziwnym zadowoleniem - przykryte kocem, a obok niego mała szafka nocna z lampką i kilkoma cienkimi książkami. Pod przeciwną ścianą znajdowała się meblościanka, w której skład wchodziła wysoka szafa i kilka półek z książkami, gazetami i figurkami postaci. Blondyn z uśmiechem dojrzał wśród nich miniaturową Hermionę.

Wyszukał laptop i zabrał go ze sobą na łóżko. Usiadł po turecku, po czym włączył laptop i odstawił go na materac, sięgając po gitarę, żeby rozgrzać palce.

Oby ten Sheeran nie był taki zły.




Było coś po osiemnastej, a w pokoju ciemno, gdy drzwi znów się otworzyły (wcześniej pojawił się w nich Dean z chińszczyzną dla Lucyfera, który pochłonął ją w pięć minut) i wszedł przez nie Sam. Nie włączył lampy; zachodzące słońce dawało jedyne światło, jakie mieli w tym pomieszczeniu.

- Dee mówił, że cię tu znajdę - uśmiechnął się do niego ciepło i Lucyfer ledwie oparł się pokusie przytulenia go na powitanie. - Mówił, że ćwiczysz.

- Staram się - odparł, zamykając laptop i odkładając go na bok.

Łoś zamknął za sobą cicho i usiadł obok niego na łóżku, opierając się plecami o ścianę.

- Jestem wykończony - przyznał, kiedy skończył przecierać twarz dłońmi.

- Aż tak źle? - spytał Milton. Położył gitarę płasko na kolanach, ale w tym momencie długowłosy się ożywił.

- Zagrasz mi?

- Teraz?

- Tak, tu i teraz.

No cóż, Lucyfer był prawie pewny, że nie umie grać "Photograph" choć w części tak, jak chciał, ale ten uśmiech i te wielkie, brązowe, lśniące oczy były czymś, czemu nie umiał się oprzeć. Cholerny Sam Winchester.

- Okej - mruknął i zebrał się w sobie, układając palce na strunach.

Zaczął grać. Wstęp wyszedł mu całkiem zgrabnie, chociaż pomylił się dwa razy. Uśmiech Sama jednak ośmielił go na tyle, że w końcu zaczął śpiewać.

- Loving can hurt, loving can hurt sometimes...

Nawet nie wiedział, czy grał czysto, czy w ogóle łapał rytm. Śpiewał. I czuł piekący rumieniec na policzkach, i uważne spojrzenie długowłosego (czy widział cokolwiek w tych ciemnościach, nadal było zagadką), i słyszał trzeszczenie materaca, kiedy Sam siadał prosto i przesuwał się w jego stronę, i w końcu usłyszał też jego ciche nucenie, tak prawidłowe i pasujące do tej piosenki.

I usłyszał też samego siebie, śpiewającego poczekaj, aż wrócę do domu i to było tak wiele na raz, tak wiele dla jego umysłu spowitego tysiącami myśli i serca, które biło dwukrotnie szybciej niż powinno. Przestał śpiewać, ale nie przestał grać. Nie umiał przestać. Grał tę melodię i grał, wpatrując się w tak bliską twarz Sama, studiując jego oczy i nos, i wąskie usta, aż w końcu był na tyle blisko, że mógł dotknąć te usta swoimi własnymi i zrobił to.

I, cholera, Sam nie uciekł.

Poczuł, jak zielonooki ujmuje jego policzki w swoje wielkie, ciepłe dłonie i przestał grać, żeby objąć go w pasie. Sam smakował słodką gumą do żucia i żelkami, o wiele lepiej od niego, bo sam pewnie miał smak taniej chińszczyzny, ale nie dbał o to. Gitara zsunęła się z jego ud i z łóżka, lądując na dywanie z głuchym uderzeniem, a Łoś przyciągnął Lucyfera z taką siłą, że blondyn musiał usiąść mu na kolanach i zrobił to. Sprawiało mu to nawet dużą przyjemność.

Pierwszy raz był w kimś tak zakochany. I, Boże, pierwszy raz ktoś był zakochany w nim.


_______________________________________________

Rudy Edek powoduje, że płaczę i piszę takie rzeczy. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze - dziękuję, że jesteście ze mną. Bez was to nie miałoby sensu. Autentycznie.

Chłopak z gitarą || SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz