WITAM MOJE KOCHANE PYSIO LUDZIE!
Dziś przybywam z promptem dla Napalonyrudybober, który potrafi zabić mój entuzjazm... Naprawdę do dupy z ciebie zgadywacz.
Ogólnie to chyba z połowy słów się śmieje, druga sprawia, że chce się ukryć po kołdrą i udawać, że mnie nie ma.
Bynajmniej miłego.
🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵🕵
Jego ciało drży od ilości endorfin wydzielonych przez jego organizm. Uśmiech nie znika, wręcz się staje się szerzy, mimo iż wciąż trochę szumi mu w uszach. Skóra błyszczy od potu, a mokre, posklejane włosy przykleiły się do jego czoła. Z jego oczu bije blask.
Czuje jak obok jego ciała stają kolejne, równie rozgrzane co jego. Na jego dłoniach zaciskają się inne teoretycznie obce, a tak dobrze mu znane.
Mimo szumu słyszy ciche odliczanie.
Trzy....
Czte...
Ry...Jego ciało zgina się w ukłonie. Już po chwili czuje lekkie ciągnięcie do góry. Jeszcze ostanie "Dziękujemy" i z oczu zaczyna mu znikać widownia.
Mimo iż jest wykończony to z jego twarzy nie znika uśmiech, nawet kiedy już nie musi się uśmiechać. Słyszy mały "łubut" i śmiech po lewej.
Spogląda tam by zobaczyć Nialla leżącego na betonie i Louis'ego śmiejącego z farbowanego blondyna, który jest cały czerwony ze złości i śmiesznie wydyma przy tym policzki. Może się założyć, że to właśnie szatyn zrzucił ich blondi z zjeżdżającej platformy.
Po chwili rozchodzi się nieprzyjemny zgrzyt metalu o beton. Platforma wylądowała. Chłopak schodzi z niej i staje przy blondynie wyciągając dłoń. Śle krzywy uśmiech wiedząc, jaki Louis jest czasami wredny oraz nieznośny i głośny, a także niegrzeczny i wiele można by jeszcze wymieniać.
Niall z wdzięcznością łapie za podaną rękę i gdy już stoi na równych nogach po puszczeniu pomocnej dłoni sięga za siebie, by rozmasować obolałe pośladki.
- Dzięki brachu.
Louis dalej się śmieje ciągnięty gdzieś przez Harry’ego, który nie wygląda na zadowolonego z zachowania swojego chłopaka.
Mężczyzna czuje jak jego lekkie hazardowe popędy chcą się założyć o to, że najstarszy dostanie lanie od najmłodszego. Właściwie to one obstawiają każdą możliwą rzecz.
Zabija tą chęć. Ledwie udało mu się wyjść z nałogu, nie chciał do tego wracać.
Potrząsa głową chcąc wyrzucić niechciane myśli. Zaczyna się w tym czasie rozciągać - czytaj stanął na palcach dłońmi starając się sięgnąć jak najwyżej. Coś strzyka, na co się wzdryga i staje normalnie. Znów słyszy strzykniecie. Dopiero wtedy orientuje się, że nie jego kości strzelają tylko to Horan stojący kilka kroków dalej jedzący jakieś dziwne chrupki.
Mężczyzna znów kręci głową. Rusza do pokoju gdzie ma ciuchy, by wziąć coś czystego i udać się na poszukiwanie prysznica. Tak bardzo, jak kocha dawać koncerty tak bardzo nienawidzi tego, jak jest po nich spocony.
Dochodzi do garderoby, po której kręci się ich stylistka z córeczką. Są tak pochłonięte sobą, że nie zauważają obecności trzeciej osoby. Mężczyzna tylko wzrusza ramionami i pochyla się nad swoją walką, by wyciągnąć szare dresy, które są luźne w kroku, ale opinają jego łydki, biały luźny T-shirt oraz bieliznę. Zważywszy na to, że jest ciepły dzień nie szuka bluzy.