Nic nie widać. Nic nie czuć, ani nic nie słychać. Niczego tu nie ma, choć myślę, że jest to przyjazne miejsce. Dopiero teraz widać lekką mgiełkę. Słychać strumień wody spływającej z małej, kryształowej rzeczki. Czuć lekki, ciepły podmuch wiatru, który od razu ogrzeje nawet najzimniejsze serce. Tak jest, i tak, by się wydawało, że będzie. Że nic się nie zmieni, tak zostanie. Lecz dużo osób mogło, by się teraz zdziwić. Z cienia wyszła jakaś kreatura podobna do wilka, a za nią rozpływał się powoli mrok. Wcale nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną. Była cała czarna jak smoła. Miała ogromne skrzydła, długi ogon i wielkie szpony wystające z pod łap. Jej oczy były tak jasne, że można było je zauważyć z paru metrów, a z nich wylatywała jasna, zimna mgła.
Z drugiej, lecz strony wyszła wilczyca i było to widać wyraźnie. Była nie dużego wzrostu. Długi, puszysty ogon, ładnie ukształtowany pyszczek, łapy zgrabne i dosyć wyciągnięte. Nosiła w talii brązowy pas na którym można było dostrzec skrawki materiału ukazujące złamane serce. Na szyi wisiał luźno, czarno-żółty szalik w kratkę. Na jej kremowo-pomarańczowe w niektórych miejscach futerko opadały długie włosy spięte w kucyki. Były zielone jak świeża, pięknie pachnąca trawa, a końcówki miała pocieniowane na kolor niebieski jak ogromne, wciągające w swą niezwykłą historie niebo. Leżały na nich gogle. Takie jakie w bajkach dla dzieci noszą podróżnicy. Lekko zasłaniały one szare oczy, które nie ukazywały żadnych emocji.
I tak stały. Dwie odmiennie postacie. Wpatrzone prosto w siebie. Żadnych gwałtownych ruchów, ani dźwięków. Obraz ten wyglądał jak gra z czasem - wszystko się zatrzymało, ale mimo to, gdy patrzyło się na ten widok można było dostrzec wieczność. Coś co nigdy się nie kończy.
Jednak futro małej i raczej słabej wilczycy uniosło się do góry, a samo jej ciało napięło się jakby ktoś oblał ją nagle wiadrem zimnej wody, a jej oczy natychmiastowo przybrały czerwony kolor. Wysunęła kły i wywarczała diabelsko:
- Nie zabierzesz mi jej.
Nie widać było żadnego większego poruszenia u jej "wroga", lecz wręcz przeciwnie. Czarna plama śmiała się jakby w jej duszę zamieszkiwało tysiąc demonów, co najwidoczniej tylko zirytowało samice.
Minęło kolejne parę minut.
Ruszyły! Prosto na siebie z niezwykłą szybkością. Tak szybko, że, aż z ich pysków rozpryskiwała się gęsta, mocno ciągnąca się ślina, a kiedy ich łapy odpychały się od powierzchni wilgotna, żyzna gleba szybowała wśród gęstej trawy i spadała spokojnie w nowe miejsce, by znów przyłączyć się do swej ukochanej ziemi.
Rzuciły się na siebie, a ich kły wbijały się głęboko, by rozszarpać swoją skórę na miliard kawałków. Krew rozpryskiwała się dookoła zostawiając małe, czerwone krople na ich futrze.
Chciało się krzyczeć "Stop!", "Przestańcie!", ale w tej chwili nie potrafiło się nic powiedzieć.
Mogło się jedynie patrzeć na ten przerażający, jak i pełen determinacji obraz.
Na szczęście nie trwał on długo, bo w prawie 5 minut wilczyca wykręciła kark "skrzydlatemu demonowi" i rzuciła nim bezczelnie na ziemie i uradowana zaczęła, aż wyć z zachwytu.
Możecie mówić wszystko, ale nawet widok walczących wilków nie był tak przerażający, niż szczerząca swe opryskane krwią kły wilczyca i powoli zamieniająca się w ogromną bestię, która pożera wszystkie owce z miasteczka i myje sobie zęby ich kośćmi.- Nie! - wykrzyknęła dziewczyna, która podskoczyła na łóżku ze strachu tak, że prawie uderzyła się głową o sufit.
Miała jasne włosy z czarnymi plamami pojawiające się w niektórych miejscach, które przykrywały lekko jej duże, głęboko zielone oczy. Ubrana była w fioletowo-czerwoną piżamkę z krótkimi niebieskimi spodenkami, a na stopach nosiła słodkie, różowe skarpetki z króliczkami.
- Znowu ten koszmar... - wyszeptała po cichu.
Siedziała na łóżku i ocierała pot z czoła. Dyszała tak mocno, że ledwo mogła złapać powietrze.
Spojrzała przed siebie i zobaczyła postać leżącą w ciszy na jej pościeli. Po ponownym przyjrzeniu zobaczyła w niej wilczyce, która ukazała się w jej śnie. Z zaskoczenia, aż złapała się za serce i tym razem porządnie walnęła głową o twardy sufit.
- NeeMew! Miałaś spać na podłodze! - wyszeptała nieco głośniej dziewczynka, łapiąc się za poobijaną głowę.
- Stwierdziłam, że skoro znowu masz te koszmary to może będzie ci raźniej,gdy położę się koło ciebie. - Powiedziała wilczyca ludzkim głosem.
Może się to wydawać nierealne, lecz dla nich to była już norma, że oswojony wilk mówi.Szczerze mówiąc dużo było takich na świecie (i to nie tylko wilkowatych stworzeń), lecz nigdy dziewczynka nie miała okazji zobaczyć je na własne oczy, oprócz NeeMew oczywiście.
- Daj mi spokój. - odpowiedziała stanowczo Kirion - bo tak miała na imię dziewczyna.
NeeMew wyszła spod ciepłej kołderki z cichym mruczeniem, które miało oznaczać zirytowane marudzenie i zeskoczyła lekko jak piórko na drewnianą, mocno skrzypiącą podłogę.
Mimo spełnionego życzenia biało-włosej dziewczynki, Kirion nie mogła spać.
W głowie nadal miała ten okropny obraz rozrywającego się mięsa, krwi i swojego "wilczątka".
Bała się, że znowu się to stanie. Że przed oczyma znowu pojawi się ten koszmar. A pojawiał się często, wręcz codziennie.
Patrzyła się na ścianę, na poduszkę, a nawet na sufit, który wrednie ją uderzył, ale bała się spojrzeć na NeeMew, która leżała na dole, bo choć uważała ją za swoje "zwierzątko domowe" to mogła bez problemu powiedzieć, że lekko się jej bała. I wilczyca o tym wiedziała. Wyczuwała to od niej, że jej unika i czuje do niej lekką niechęć. Lecz wcale nie było jej przykro. Trudno było stwierdzić czy w ogóle coś czuła.
I tak minęła noc.
Następnego dnia, tak jak to zwykli ludzie robią rozpoczęło się mycie, ubieranie, jedzenie i pakowanie się do szkoły, a dopiero teraz, gdy Kirion wstała można było dostrzec, że wcale nie jest ona wysoka jak na piętnaście lat. Założyła czerwoną koszulkę i krótkie, niebieskie spodenki. Wyglądała dość ładnie, gdyby nie to, że miała ogromne wory pod oczami przez nieprzespaną noc. I tak zaczęła się bieganina w kółko, wtę i wewtę. Nogi się plączą, byle by zdążyć do szkoły, która i tak nigdy nie przyjmuję ich jak prawdziwych uczniów, a bardziej jak niewolników, którzy przyszli tam tylko po to, by pracować. Za nic w dodatku.
NeeMew, jednak nie robi sobie z tego problemu, a również idzie do szkoły. Choć nie będzie się tam uczyć, chodzi tam tylko po to by chronić swoją opiekunkę.
Idąc do szkoły towarzyszki widzą jak przez drzwi wchodzą ich "koledzy". Stado dzieci. Pchają się przez duże, niebieskie drzwi, by tylko zdążyć na lekcje, mimo, iż i tak parę minut nauczycielka nie będzie przychodzić.
Dla NeeMew to żadna przyjemność. Szczerze mówiąc, nie lubi dzieci.
Natomiast Kirion czuję do nich strach. Często zdarzało się, że dokuczały jej, wyśmiewały się z niej, czy robiły niemiłe żarty, lecz nie na długo, bo NeeMew nie tolerowała takiego zachowywania i była wobec nich agresywna. Przez to psikusy i inne kawały przestawały się pojawiać, a występował u nich lekki niepokój. Taki, że wszyscy przestali zbliżać się do dziewczynki i już nikt się nią nie interesował.
Lekcja w żaden sposób nie odbywała się ciekawie. Natomiast widoki za oknem były tak interesujące, że Kirion powoli przestała słuchać profesorki.
Było gorące lato. Ulubiona pora roku Kiri. Kiedy liście na drzewach rażą po oczach swą żywą zielenią, a kwiaty tworzą dywany kolorów i nigdy nie wiesz gdzie cię zaprowadzą. Łabędzie pływają w lśniącej wodzie, która wygląda prawie jak niebieskie złoto. Czasami zdarzy się nawet tak, że rozchlapują ją na wszystkie strony i wygląda to jeszcze piękniej - jak Panna w białej sukni wśród niebieskich kryształów, które są rozświetlane przez gorące słońce. Najbardziej jednak Kirion uwielbia patrzeć na huśtawki. Czasem wyobraża sobie, że siedzi na jednej z huśtawek ze swoim przyjacielem. Z prawdziwym przyjacielem! Wyobraża sobie wtedy, że jedzą razem najlepsze lody pod słońcem. Dosłownie "pod słońcem". I to nic, że lody się szybko roztopią, bo może pójść ze swoim przyjacielem kupić nowe. Oh, gdyby tak było! Gdyby Kiri miała prawdziwych przyjaciół! Kupiłaby im tyle lodów ile by tylko chcieli, ale niech zostaną, albo lepiej. Niech staną się rzeczywistością.
To się nie stanie. A to przez NeeMew. To ona odpędza wszystkich od niej. To dlatego nie ma przyjaciół.
Wszystko traci swoją barwę kiedy przyjaciel znika. Słońce zachodzi, a huśtawka zostaje pusta.
Mimo wszystko buja się...- Kirion Chelres! Nie toleruje spania na moich lekcjach! - usłyszała jedynie dziewczyna.
To była nauczycielka. A wszystko to było snem. Był taki realistyczny, że można było poczuć swoją obecność w nim. Choć każdy przyzna rację, to nie mogła być prawda.
CZYTASZ
Strażnicy i Dwa w Jednym
ActionKiedyś na ziemi (i nie, nie na takiej jaką znacie wszyscy) pomiędzy strażnikami, a opiekunami trwała wojna o pożywienie, o lud, o samo przetrwanie. Lecz teraz kiedy jest już po wszystkim, dwa odmienne stworzenia znowu zbliżyły się do siebie, blisko...