Rozdział 6

680 65 37
                                    

~ Sam sobie z tym nie poradzi ~

*  Z perspektywy Willa  *

Kończyliśmy już pakować wysypane przedmioty kiedy Nico zauważył, że został jeszcze jeden list, którego wcześniej nie widzieliśmy. Podniósł go i zaczął czytać. Jego oczy przemieszczały się w niewiarygodnym tempie ślizgając się po napisanym odręcznie przez wujka Thomasa tekście. Z każdą kolejną przeczytaną linijką Nico stawał się coraz bardziej blady.
Zauważyłem przerażenie w jego oczach. Już miałem coś powiedzieć, ale czarnowłosy nagle się zerwał i wybiegł z piwnicy. Zostawił jednak list. Chwyciłem pożółkłą kartkę na której zapisane były takie słowa:

Drodzy Apollo i Naomi

    Nie uwierzycie ! Wreszcie udało nam się załatwić wszystkie potrzebne formalności i możemy adoptować dziecko !  Nie macie pojęcia jak jesteśmy z Annie szczęśliwi.
   Byliśmy już parę razy w sierocińcu i widywaliśmy się z dwuletnim chłopcem. Nazywa się Nico di Angelo. Lubimy go, a on chyba czuje się u nas dobrze, więc zdecydowaliśmy, że zostaniemy jego rodziną zastępczą i damy mu nowy dom. Będzie się mógł do nas przeprowadzić za około dwa tygodnie. Chcemy urządzić z tego powodu małe przyjęcie i bardzo by nam było miło gdybyście przyjechali.
   W następnym liście podamy wam dokładną datę i godzinę. Mamy nadzieję, że u was wszystko w porządku. Odpiszcie szybko .

Thomas i Annie

Gdy skończyłem czytać przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Absolutnie nie dziwiło mnie to, że Nico był cały blady i wystraszony. To musiał być dla niego szok. Muszę go prędko znaleźć zanim zrobi coś głupiego.

Wstałem szybko i pobiegłem się ubrać. Założyłem pospiesznie zimową kurtkę i buty. Wyszedłem przed dom. Gdzie on mógł pójść ? Nie zna za bardzo miasta, więc miałem nadzieję, że jest gdzieś  w pobliżu. Już miałem wyjść na ulicę gdy między drzewami mrugnęła mi czyjaś sylwetka. Była drobna i cała ubrana na czarno, to musiał być on.

Po cichu skierowałem się w stronę drzew. Tak, to na pewno był Nico. Bogom dzięki, że nigdzie nie poszedł. Ostrożnie usiadłem obok niego. Spojrzał na mnie ukradkiem, ale szybko odwrócił wzrok. Musiało mu być z tym niewiarygodnie ciężko. 

-Nico - zwróciłem się do niego szeptem - przeczytałem list. Jak się czujesz ?

Tak, wiem na pewno czuł się okropnie, źle i podle, ale to było jedyne pytanie jakie mi przyszło do głowy.

Czarnowłosy spojrzał tylko na mnie spode łba. Zauważyłem, że ma zaczerwienione oczy. Pewnie płakał. Nie dziwiłem mu się, z pewnością sam bym tak zareagował. W tamtym momencie zrobiło mi się go tak szkoda, że postawiłem sobie za punkt honoru pocieszyć go i wspierać
teraz w tych trudnych chwilach.

-Nico, nie duś tego w sobie. Naprawdę gdy to komuś powiesz poczujesz się lepiej - starałem się nakłonić chłopaka, aby się wygadał.

Widziałem na jego twarzy sprzeczne emocje. Z jednej strony bardzo chciał to wszystko powiedzieć, a nawet wręcz wykrzyczeć, a z drugiej zachować to tylko
dla siebie. Postanowiłem, że jeśli nie będzie chciał mówić to nie będę mu się narzucać. W końcu po krótkiej chwili chłopak odezwał się.

- Czuję się fatalnie. Właśnie dowiedziałem się, że jestem adoptowany, że ja nie należę do tej rodziny, Will - mówił to wszystko roztrzęsionym głosem. - Właśnie przeczytałem, że osoby które kochałem i uznawałem za swoich rodziców wcale nimi nie są !

Przed prawdą nie uciekniesz |Solangelo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz