I

182 14 50
                                    

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Ryan wstał wcześnie rano i, mimo iż przez większość nocy nie zmrużył oka, nie czuł zmęczenia. Lektura „Sekretów Twin Peaks" wciągnęła go bez reszty, odłożył książkę dopiero wtedy, gdy kilka razy przyłapał się na tym, że nie wie, o czym czytał w poprzednim akapicie. Gdy opuszczał sypialnię, zabrał książkę ze sobą, żeby móc czytać dalej przy kawie i śniadaniu. Mógł sobie pozwolić na lenistwo, jego plany na soboty zwykle ograniczały się do tworzenia muzyki i czytania. Okazyjnie wychodził gdzieś z przyjaciółmi, jednak tego dnia wolał zostać sam. W drodze do kuchni wypuścił na dwór skrobiącą pazurami w drzwi frontowe Dottie.

Dom był niewielki, ale idealnie zaspokajał potrzeby dwóch mieszkańców, z których jeden był introwertycznym, nieśmiałym i sentymentalnym muzykiem, a drugi jego psem. Półki wypełnione były drobiazgami i pamiątkami z wszystkich okresów w jego życiu, na drewnianym parkiecie leżały skóry, a okna po części przysłaniały ciężkie, ciemne zasłony. Przy jednej ze ścian stał kominek, w którym w jesiennie i zimowe wieczory płonął ogień. Resztę wolnej powierzchni zajmowały instrumenty muzyczne i sprzęt elektroniczny. Pomieszczenia mogłyby wydawać się zagracone i przytłaczające, ale Ryan kochał to miejsce całym sercem. Stworzył je, nadał mu charakter i po latach życia na walizkach nazwał je domem. Pierwszy raz, od kiedy odszedł z zespołu, jego życie zaczęło się naprawdę układać. Otaczali go wspaniali ludzie, z którymi uwielbiał spędzać czas, zajmował się tym, co kochał, w mieście, które uważał za swoje i w końcu zaczął to doceniać. Lata zajęły mu wybaczenie sobie i nauczenie się żyć z przeszłością.

Pijąc poranną kawę, Ryan czuł spokój, którego nie zaznał od bardzo dawna. Włączył laptopa ustawionego na kuchennym stole i bardziej z przyzwyczajenia, niż potrzeby zalogował się na Twitterze. Nie obserwował zbyt wielu osób, nie wdawał się też zbyt często w konwersacje z fanami. Kochał ich, oczywiście, jednak za każdym razem, gdy ktoś zadawał mu pytanie, oznaczał go na jakimś zdjęciu ze starego koncertu, kiedy jeszcze był w składzie Panic!, albo nowego, pisząc, że go tam brakowało, Ryan czuł smutek. Czasem chciał zapomnieć o tym, że jako nastolatek grał we wspaniałym zespole, dziele jego życia, które zniszczył, a potem przekazał komuś innemu. Ten ktoś zrobił z dzieła jego życia coś ponadczasowego i fenomenalnego i Ryan nie miał do niego o to żalu. Było mu po prostu przykro, że na własne życzenie już nie jest jego częścią. Czasem chciał, żeby inni też o tym zapomnieli. Dlatego rzadko wchodził w dział z interakcjami. Tego dnia jednak chciał się z tym zmierzyć. Czuł się na tyle silny i zadowolony ze swojego aktualnego życia, że nic nie mogło popsuć mu humoru.

Tak jak przypuszczał, większość wiadomości dotyczyła starych zdjęć, które Ryan obejrzał z lekkim uśmiechem na ustach, wspominając dawne dni. Zaciekawiły go najnowsze interakcje. Od kilku godzin fani z różnych stron świata wysyłali mu jeden link. Na początku pomyślał, że to jakaś akcja dotycząca Panic!, ale w końcu ciekawość wzięła górę i Ryan kliknął adres. Został przekierowany do artykułu na stronie z informacjami, którego nagłówek głosił „BRENDON URIE NIE ŻYJE".

Ryan przez kilka sekund siedział jak zmrożony, wpatrując się w otwartą stronę, poczuł, jak jego plecy oblewa zimny pot.

- To musi być żart — wymamrotał do siebie. Przeleciał wzrokiem artykuł, informujący o tym, że frontman znanej kapeli „Panic! at the Disco" ubiegłej nocy zginął w wypadku samochodowym w Los Angeles. Zero szczegółów, suche informacje i kilka zdjęć czarnego sportowego Mercedesa roztrzaskanego przez auto dostawcze.

Ryan nie wierzył w ani jedno słowo zawarte w artykule. To musiał być jakiś głupi żart zorganizowany przez fanów, a może nawet przez samego Brendona. Dla zabawy. Żeby zdenerwować Ryana. Dlatego wpisał w wyszukiwarkę pierwsze hasło, jakie przyszło mu do głowy, chociaż te słowa brzmiały równie absurdalnie w pasku przeglądarki, co w jego głowie. „Brendon Urie nie żyje". Wyświetliło się tysiące artykułów i fotografii, wszystkie potwierdzające jego najgorsze obawy. Noc, deszcz, ciężarówka, wypadek. Krzyczały o tym wszystkie portale informacyjne i plotkarskie, wszystkie media społecznościowe. Kanał informacyjny w telewizji również. Cały Twitter pogrążył się w żałobie, ale Ryan wciąż nie wierzył. To się nie mogło tak skończyć. Brendon nie mógł być martwy. Nie, dopóki Ryan nie powiedział mu tego wszystkiego, czego nie zdążył, kiedy jeszcze ze sobą rozmawiali. Nie zdążył przeprosić go za to, co robił.

It was always you (falling for me)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz