Witam kochani :* Znów zaszalałam z długością rozdziału (około 2200 słów), ale nie umiałam go skończyć i cały czas coś dopisywałam. Dziś trochę bardziej skupimy się na Viktorze. Zapraszam do czytania i dajcie znać czy się podobało ;)
Zaraz po wejściu, na Victora rzucił się Makoś. Śmiałem się dopóty dopóki pies nie zmienił obiektu radości na mnie. Upadłem pod ciężarem wielkiego psa, który atakował swoim wilgotnym językiem moją twarz. Victor ścignął go ze mnie trochę wystraszony na mnie patrząc. Nie no on przegina, ma paranoję czy co?
-Kierunek kuchnia. – Powiedział pomagając mi wstać. – Na co masz ochotę? – Spytał stając przy blacie. Westchnąłem zrezygnowany.
-A ty? – Uśmiechnąłem się lekko. Chyba już trochę się uspokoił, bo wyglądał dużo pogodniej.
-Może naleśniki? – Uśmiechnął się szerzej.
-Chętnie. – Ucieszyłem się w sumie, jak tyć to tylko od naleśników. Mimo jego protestów trochę mu pomogłem. Wyszło na to, że przygotowywaliśmy kolację dla wszystkich domowników. Mama podejrzliwie się uśmiechała. Chciałem umrzeć, matka już mi nie odpuści. Marii mówiła, że coś się domyśla moich uczuć do Victora, teraz to już dałem jej potwierdzenie. Zamyśliłem się chwilę na naleśnikiem z wiśniami.
-Yuuri, wszystko dobrze? – Usłyszałem wystraszony głos Victora.
-Tak Victor nie panikuj, nie mam zwyczaju stale mdleć. – Popatrzyłem mu w oczy.
-O, czym mówicie? – Spytała Marii. Spiąłem się trochę, no teraz to cała rodzina dostanie Shizy.
-Yuuri mi prawie dzisiaj zemdlał. – Powiedział Victor. Rodzice popatrzyli na mnie uważnie.
-Wiesz Yuuri, może powinieneś iść do lekarza? – Powiedział tata.
-Proszę tato, nigdy wcześniej mi coś takiego nie zdarzało. Mało dzisiaj jadłem i dałem z siebie za dużo na treningu. To był przypadek. – Mówiłem.
-Badania ci nie zaszkodzą słonko. – Poparła ojca mama.
-Widzisz. Słuchaj rodziców. – Dorzucił Victor. Jęknąłem, ale się poddałem.
-Jadę za trochę ponad tydzień do szpitala do koleżanki, możesz jechać ze mną. – Powiedziała Marii.
-Oki, dzięki. Jak was to uspokoi to się przebadam. Ale właściwie nie możliwe żebym był chory na coś groźnego. W moim wieku i przy moim trybie życia? – Pokręciłem głową.
-Nie takie rzeczy się u nas zdarzały. – Stwierdziła mama.
-Niech wam będzie. – Poddałem się. Z nimi nie wygram. Dokończyłem naleśnika, wreszcie od wielu dni czując się naprawdę najedzony. Od tej słodyczy pić mi się chce. Po jedzeniu wstałem od stołu, a Victor zaraz za mną.
-My posprzątamy skarby, dziękujemy za kolację. – Uśmiechnęła się do nas mama puszczając nam oczko i patrząc na mnie przez chwilę wymownie. Zarumieniłem się. Już się zaczyna. Mama już wie, że kocham Victora, pewnie już rozmawiała z Marii. Wziąłem dużą butelkę wody, bo pewnie jak od dawna w nocy będzie mi się chciało pić. Potrafię przez noc wypić całą dwu-litrową butelkę. No cóż, zdarza się. Szkoda tylko, że to równa się lataniem po nocy do łazienki. Poszedłem pierwszy do łazienki, po mnie wszedł Victor. Jeszcze na chwilę wyszedłem z Makosiem, narzucając na siebie bluzę z kapturem żeby się nie przeziębić. Pies trochę pobiegał i załatwił swoje sprawy. Nie odszedłem daleko, więc powrót był kwestią minuty. Ledwie przekroczyłem próg i zdjąłem buty jak wielka masa rzuciła się na mnie i zamknęła w uścisku niemal łamiąc mi kości.
CZYTASZ
Z pamiętnika Yuuriego i Victora
Fiksi PenggemarYuuri i Victor spędzają lato w Hasetsu w domu rodziny Katsukich. Czy ich relacje rozwiną się w coś silniejszego, czy może coś się popsuje? Jaki wpływ na to będzie miała przeszłość Victora? A co jeśli któremuś z nich coś się stanie? Jak potoczą się i...