Rozdział 23

130 11 0
                                    

Louis
Po godzinie lekarze wyszli z sali a jeden z nich stary i siey podszedł do mnie.
-Panie Tomilson... nie będe ukrywał stan chłopca bardzo się pogorszył, musieliśmy go zaintubować poniewarz ooeracja jaką przeżył odbyła się w niesterylnym miejscu i wdało się zakarzenie. Przykro mi to mówić ale następne dwie doby będą decydujące.
I właśnie w tym momęcie moje serce rozbiło się na milion kawałków.... najważniejsza osoba w moim życiu może umrzeć... a ja nie moge nic zrobić tylko czekać!! Siedzieć i czekać!! Spokojnie Lou, on żyje i walczy na pewno nie umże- powtarzałem w myślach.
Lekarz widząc moje załamanie poklepał mnie po ramieniu i odszedł. A ja podszedłem do okienka i spojrzałem na mojego ukochanego Harrego.... lerzał tam a z jego gardła wystawała rułka, na ten widok z moich oczu poleciały nieproszone łzy, które utrzymywałem tam już od dłuższego czasu...nie mogłem już dłużej wytrzymać i rozpłakałem się niczym małe dziecko, zagubione wśród ogromnego tłumu, szukające swojej mamy.
-Louis!!- usłyszałem znany mi głos, a po chwili znajdowałem się w objęciach Nilla i Zayna.-Co z nim?!
- Jest źle... On może umżeć!!! Rozumiesz on już nawet sam nie oddycha!!-załkałem, mocząc słonymi łzami koszulke czarnowłosego.
-Lou spokojnie, on napewno się nie podda! Jest silny. A pozatym kocha cię i wie że ty go też. Więc weź sie w garść i wspieraj go bo właśnie tego teraz potrzebuje najbardziej... Nie płaczu i lamętów, on musi czuć że jesteś z nim i go wspierasz- powiedział Zayn patrząc na mnie z troską.- Chodźmyvdo niego.
- O-okej- odpowiedziałem wycierając jeszcze łzy z policzków i weszliśmy na sale mojego słoneczka( nie wiedzieć czemu miałam ochote napisać tu trujkącika.dop.aut).
Podszedłem do jego łużka i przysunąłem sobie krzesło a chłopcy stanelinpo drugiej stronie łużka, siedziałem tak kilka godzin głaszcząc jego głowe i szepcząc że go kocham. Zayn i Nill piszli w pewnym momęcie na kawe zostawiając mnie samego, a gdy wrucili wygonilinmnie ze szpitala.
- Loisie Tomilsonie! W tej chwili masz iść do domu spać!-krzyczał Nill z determinacją.
- Ale ja nie mige go zostawić sam..
- I nie zostawisz zostaniemy z nim a ty idź spać- nie dał mi dokończyć zdania, a kiedy chciałem sie dalej kłucić przerwał mi znowu.- nie ma żednego ale, idziesz a jeśli coś będzie się działo zadzwonimy po ciebie.
Westchnołem, ale w końcu się zgodziłem... z tą bląd małpą nie ma sensu się spierać bo i tak postawi na swoim.
Z niechęcią pojechałem do domu, wziąłem prysznic i poszedłem spać.( była 20) Nagle obudził mnie dźwięk telefonu. Z mocno bijącym sercem i strachem spojrzałem na zegar... była 3 w nocy. Wziąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz, Nill..
-Louis.....

Nie umiałem w to uwierzyć, to jedno zdanie sprawiło że moje serce rozleciało się na jeszcze mniejsze kawałeczki, a telefon z chukiem upadł na podłoge...

Jutro pokarze się następny rozdział...który niestety będzie ostatnim.
Do jutra!

 Nie Odchodz-Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz