Nie spodziewaliśmy się tego z początku, chociaż wiara była niesamowicie silna i chcieliśmy zaufać hologramowi, że uda nam się wrócić do domu to nie mieliśmy wcale takiej pewności. Chyba to było po prostu zaćmienie umysłu tęsknotą, przecież równie dobrze znowu mogliśmy zostać rozrzuceni po zupełnie innym świecie, my i nasza amnezja, jednak... tym razem się tak nie stało. Czułam je doskonale chociaż w to też nie wierzyłam, ale rzeczywiście odzyskałam oko, które straciłam w Heaven, co było szczęściem.
- Jesteśmy w domu! - Wrzasnęła Wicia, była podekscytowana, a jednocześnie chyba jako pierwsza uzyskała obraz. W pewnej chwili również odzyskałam wzrok, byłam wdzięczna, że znaleźliśmy się w jednym miejscu. Jednak to co ujrzałam wywołało swego rodzaju przerażenie i to nie tylko u mnie.
- Nie chwal dnia przed zachodem. - Powiedział Lament i wskazał pejzaż miasta, który doskonale widział każdy z nas.
Dym i czerwono pomarańczowa łuna ognia unosiła się znad budynków, a alarmy czy to sklepowe czy to samochodowe wyły jak oszalałe. Huki wystrzałów z broni palnej i krzyki, przeraźliwe krzyki myszek.
- Co tu... się do cholery stało? - Fasola miała przerażenie w głosie.
- Złota siódemka. - Oznajmił Mati, o dziwo był dość spokojny.
- Co masz na myśli?! - Dopytywała Wicia.
- Mati, ja to wyjaśnię. - Zaczął Adve. - Już wiem o co chodzi Vipeyi. Widziałem kalendarz w Heaven, data różniła się od tej u nas niesamowicie, to samo powiedział twój ojciec Nuta. Data i czas mogą być inne, czyli podczas tego jak byliśmy w Heaven mogło minąć cholernie dużo czasu. - Dopowiedział.
- Skoro miesiące miały być latami to... - Gosia się zastanowiła, ale chyba zgubiła się w kalkulacjach.
- Spędziliśmy tam około dwóch, trzech miesięcy... czyli minęły dwa lub trzy lata. - Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Niemożliwe, to się nie może dziać. - Wicia była w szoku.
- Nie było nas tutaj tyle czasu, że serwer został zawładnięty przez złe myszy, tyle w temacie, powstała tu cholerna rebelia. - Podsumował Lament.
- Chodźmy do bazy adminów, być może tam się czegoś dowiemy. Mam nadzieję, że ona nadal stoi. - Mati zacisnął nerwowo zęby. - Użyję teleportu, przeniosę nas tam. - Dopowiedział i tak zrobił. Na całe szczęście umiejętności shamańskie wciąż działały.
***
Udało nam się przenieść do bazy głównej. Chociaż tutaj wcale nie było lepiej, wokoło biegało pełno myszek, zarówno dobrze nam znanych, ale również zauważyłam parę nowych mordek. Zapewne musieli zatrudnić nowych ludzi, aby wypełnić brakujące miejsca, co jakąś chwila przebiegała jakaś mysz z całą stertą papierów. Lament koniec końców postanowił kogoś zaczepić, bo inaczej stalibyśmy tu chyba do śmierci.
- Ej młody. - Chwycił jakąś mysz za rękawek koszuli. - Chciałbym rozmawiać z Zoe. - Oznajmił.
- Chory jesteś? Zoe nie ma z nami już od przeszło roku. Też chciałbym z nią porozmawiać, może wtedy nie bylibyśmy zawaleni całą tą papierkową robotą! - Wrzasnął i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- Co...? - Lament nie mógł uwierzyć w to co słyszał, z resztą nie tylko on. - Musimy znaleźć kogoś z administracji, kogokolwiek.
Tym razem Mati kogoś zaczepił i nakazał by zaprowadzić nas do kogoś z administracji.
- Kim ty do cholery jesteś by mi rozkazywać? - Spytała obrażona mysz.
- Rób co mówię, chyba macie tu niezły bałagan, a przed tobą jest kilka odważnych myszek, które chętnie pomogą naprawić ten bajzel. - Wyjaśnił.
- Dobra, dobra. Skończ mówić i szybko, nie mam czasu. - Mysz zaprowadziła nas do gabinetu, gdzie od razu zauważyłam znane mordki administracji oraz moderacji. Lament oczywiście wszedł do pomieszczenia jak gdyby nigdy nic.
- Niemożliwe... - Usłyszałam głos jednej z adminów.
- Cuda się zdarzają. Kopę lat Galaktine. - Oznajmił Lament. Spędziliśmy kolejne godziny na tym by wyjaśnić im co się właściwie stało i jak udało nam się wrócić.
- Cóż. Nadal w to nie wierzę, ale cieszę się, że was widzę. Bez was Transformice ogarnęło totalne bezprawie, zwłaszcza po śmierci Zoe. Katastrofa. - Galaktine złapała się za głowę.
- Czy stan magii jakoś się zmienił przez te lata? - Dziu próbował dowiedzieć się jak najwięcej i miał świętą rację.
- Zdaje się, że pomimo tego upływu czasy to pod tym względem wcale się dużo nie zmieniło. - Wyjaśniła aminka. - Macie już jakiś plan? - Dopytywała zaciekawiona.
- Macie nadal swoje amulety? - Gosia dopytywała nas, a ja dopiero wtedy przypomniałam sobie o amuletach, które cały ten czas nosiliśmy. - Wyciągnijcie je do przodu, przed siebie.Zdjęłam amulet z szyi i przypomniałam sobie, że tym razem możemy zapewnić bezpieczeństwo myszce łatwiej.
- Galaktine, zaopiekujesz się nim dopóki nie wrócimy? Proszę pięknie. - Skinęła tylko głową, a ja przekazałam jej dzieciaka pod opiekę, a następnie wyciągnęłam amulet we wskazanym kierunku.
- Co dalej? - Dopytywała Wicia, bo jakby nic się dotąd nie wydarzyło.
- Skupcie swoją moc magiczną na nich. - Dodała Gosia.
Tak jak zalecała to użyłam magii na amulecie, mojej magii dusz, która wciąż działała w tym świecie. Poczułam przyjemne ciepło, takie które zaczęło wracać, takie które odczuwałam te trzy lata temu w tym świecie.
- Rzucę na was czar ochronny. Również się nieco nauczyłem. - Lament puścił mi oczko i zaraz rzucił na nas czas bariery, a my ruszyliśmy. Musieliśmy za wszelką cenę powstrzymać to zamieszanie w miasteczku, a później pokazać, że złota siódemka wróciła, chociaż teraz było już nas zdecydowanie więcej. Wylecieliśmy z bazy na shamańskich skrzydłach, rozdzielając się według ustalonych wcześniej grup i udaliśmy się do konkretnych rejonów, każda grupa do tego, który został jej przydzielony. Dziuek wraz z Vipeyią polecieli na złodziei po wschodniej stronie miasta, zaś Adve i Fasola po zachodniej. Ja z Wicią używałyśmy przyspieszenia, aby jak najszybciej pozbyć się ognia z budynków, bo dzięki tej umiejętności udało nam się szybko przemieścić wodę z jeziorka opodal. Gosia ze swoim snajperskim okiem zestrzeliwała podejrzanie wyglądające myszy rzutkami usypiającymi. Później Angela z Teoxem podlatywali do nich i związywali liną, aby nie mogli się ruszać, gdy już sen minie. Jeden ze złodziei rzucił się na mnie z nożem, zdecydowanie chciał mnie zabić, ale Wicia czuwała i szybkim ruchem odebrała mu broń, po czym Angelika podleciała i spętała go sznurem.
- Dzięki. - Posłałam im ciepły uśmiech, a później wróciłam do roboty.
- Nie ma sprawy. - Wicia poleciała za mną. Ciężko powiedzieć ile czasu minęło, ale mam wrażenie, że wiele godzin. Wszyscy bandyci i złodzieje zostali dostarczeni do więzienia, a ogień już więcej nie zakłócał porządku. Miasto było nieco zrujnowane, ale znów widać było na nim ten blask, jak przed laty. Zniszczenia były dokuczliwe, ale zdatne do odbudowania.
- Powinniśmy coś z tym zrobić. - Wyjaśniła Fasola.
- Co masz na myśli? - Dziu był zaciekawiony, chociaż ja również chciałam usłyszeć jej pomysł na załatwienie tego. - Jest nas sporo, jednak to i tak zajmie wieki! - Wykrzyczał i chyba to właśnie o to chodziło. Na te słowa z zakamarków, budynków i wszelkich miejsc, gdzie dało się schować zaczęły wychodzić myszy, małe, duże, w zasadzie to wszystkie jakie były, kochani mieszkańcy Transformice, którzy do tej pory się chowali, którzy nie wierzyli, gdy nas widzieli. Niektórzy patrzyli na nas jak na duchy, co się dziwić.
- Pomożemy wam, co to, to na pewno. - Oznajmił starszy pan. - Pomogliście nam już dużo, bo zrobiliście to czego nie mogliśmy zrobić sami. Jesteśmy wdzięczni. - Jego uśmiech był najlepszą zapłatą za tą ciężką pracę.
- Tak! - Wiwaty. - Przywróćmy nasze Transformice! Nasz Polski serwer! - Krzyki tych wszystkich szczęśliwych mysz, które miały szansę odzyskać dach nad głową.
Młodsze myszy zajmowały się odbudową prostszych konstrukcji jak place zabaw czy też kwietniki w mieście, starsze natomiast odbudowywały całe konstrukcję mieszkań i domków. Gosia wraz z Angeliką i Wicią zajęły się zszywaniem ogromnych liści, aby domki zyskały solidne dachy. Tak mijały nam kolejne dni, tygodnie... Aż koniec końców skończyliśmy i nasz serwer znów wyglądał porządnie. Można było dostrzec te rośliny, które zdążyły już wyjrzeć zza ziemi i te pięknie pomalowane chatki.
- Gotowe, wreszcie gotowe! - Krzyknął Teo i odetchnął z ulgą.
- Prawie. - Poprawiłam go po czym przyniosłam duży kawał papieru, był to plakat, który wykonały dla nas młodsze myszy. Rozwinęliśmy go i chwyciliśmy za sznurki. Wraz z Adve rozwinęliśmy skrzydła i chwytając plakat zawiesiliśmy go na środku rynku, na budynku ratusza. Na środku jego widniał duży napis "Transformice ożyło". Właśnie to było w tym wszystkim piękne, chociaż jeszcze pare tygodni temu po naszym powrocie zastaliśmy gruzowisko to teraz mogliśmy podziwiać to odrestaurowane, śliczne miasteczko i jego szczęśliwych mieszkańców.
- Powinniśmy wrócić? - Spytała Gosia.
- Zdecydowanie. - Skinęłam łebkiem, po czym zaczęliśmy lot do budynku administracji. Tym razem nikt nie podniósł na nas głosu, nie było już takich odważnych, bo wszyscy wiedzieli kim jesteśmy, przypomnieli sobie.
- Oh jesteście. - Meli odchrząknęła. - A więc tak. Złota siódemka wraz z trójką nowych sprzymierzeńców. Jak wspaniale! Dziękujemy wam z całych serc za pomoc w odbudowie miasta jak i w zatrzymaniu tych bandziorów. Bez waszej pomocy nie wiadomo kiedy znów zapanowałby tu porządek. - Dodała. - Chciałabym abyście zostali naszymi honorowymi zastępcami, wiadomo jak to w świecie bywa. - Wyjaśniła, a ja miałam pewność, że miała na myśli Zoe. Chociaż nie mam pojęcia w jakich okolicznościach odeszła to wiedziałam, że jeszcze przez dłuższy czas będzie to dotkliwy temat.
- Zawsze będziemy po waszej stronie, zawsze pomożemy gdy tylko będziemy w stanie. W końcu Transformice to nasz dom, a wy jesteście naszą rodziną, jedną, wielką, myszową rodziną. - Oznajmiła Fasola.
Galaktine na te słowa uroniła łzy, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. Była zapewne szczęśliwa, że wróciliśmy, bo było to chyba ostatnie czego się spodziewała. Nas, nadziei.
- Właśnie.. W Heaven znaleźliśmy to myszątko, którym prosiliśmy byś się tymczasowo zaopiekowała, jest ono sierotą, co powinniśmy z nim zrobić? - Adve próbował zaczerpnąć rady od Mel lub Gali. Spojrzałam w stronę drzwi, Lament stanął u progu pomieszczenia i skrzyżował ręce na piersi. Gdy tak na niego patrzyłam to zrozumiałam co powinnam zrobić.
- Ja się nią zajmę. - Wydusiłam w końcu. - Rozumiem co oznacza cierpienie przez bycie sierotą, ale w życiu takiego dziecka powinna znaleźć się osoba, której będzie zależeć, która pokocha to myszątko. - Wypowiedziałam to z uśmiechem na pyszczku. Chcę się zająć tym malcem jak to niegdyś Lament zajął się mną.
- Jesteś gotowa, aby założyć rodzinę? - Spytała Mel, a ja spojrzałam na Dziu, który również wydawał się być zadowolony z mojej decyzji.
- Czasami trzeba dorosnąć szybciej. - Odparłam. - Bo kiedyś możemy nie dostać kolejnej szansy.
- Dodałam i spojrzałam na nich kolejno. - Tak, jestem pewna na sto procent. - Podeszłam do małego myszątka i kucnęłam przy nim delikatnie gładząc jego główkę. - Wiesz mały, chciałabym być ze mną mieszkał, ze mną i Dziu, oczywiście jeśli to będzie dla ciebie wygodniejsze możesz nas nazywać.. - Ciężko mi było to wykrztusić.
- Mama, mama i tata. - Odpowiedział za mnie i z uśmiechem od ucha do ucha się do mnie przytulił, a później podszedł do swojego nowego ojca, który od razu wziął go na ręce. Myślałam, że malec przyjmie to mniej łagodnie, byłam zaskoczona, tak samo poczułam te wszystkie miłe emocje, przez to że Dziu również zaakceptował to z taką łatwością.
- Czyli tym razem to szczęśliwe zakończenie? - Wicia była ciekawa.
- Najszczęśliwsze. - Podsumowałam, bo piękne przygody są cudowne dopóki jest się razem, dopóki można na kimś polegać tak samo łatwo jak na samym sobie.
____________________________
Korekta z dnia 22.08.2020
Słowa przed - 1188
Słowa po - 1823
CZYTASZ
Transformice - Heaven for Mice
Fanfic'Transformice - Heaven for mice" jest kontynuacją przygód znanej już wam paczki mysich przyjaciół z książki "Transformice Inna historia". Tym razem myszki natrafiają na nowe problemy, niespodziewane kłopoty. Czy złota siódemka przetrwa? A może to ic...