17 Rozdział

426 21 5
                                    

Lunch

Będąc na stołówce, czekałam w kolejce po lunch. W rękach trzymałam niebieska plastikowa tace i patrzyłam przez szybę na różne dania. Wyglądały mało smacznie ale pech chciał że zapomniałam dziś swojego drugiego śniadania, więc byłam skazana na tak zwaną paćkę. Przesuwałam się w kolejce i coraz bardziej zniechęcałam się do zjedzenia czegokolwiek. Przyszła moja kolej, kobieta w foliowym czepku miała niezbyt miła minę zaś ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Taco czy Burger? - spytała jakby mój wybór nie interesował by jej ani trochę.
- Taco poproszę - nałożyła na talerz niezbyt ładnie wyglądające taco po czym położyła naczynie na moja tacę. Przełknęłam głośno ślinę z grymasem na twarzy i poszłam skompletować swoje śniadanie. Gdy już mój lunch był kompletny, zaczęłam wypatrywać Nash'a i całej reszty, w tym Shawn'a. Gdy już namierzyłam ich powędrowałam w stronę stolika, przy którym jedli już swoje posiłki. W drodze do niebieskiego okrągłego stołu, moje spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem Nash'a, chłopak uśmiechnął się i pomachał pokazując wolne miejsce u jego boku. Gdy już stała przy stoliku Cameron przysunął się do Nash'a robiąc tym miejsce obok siebie. No cóż nie miałam innego wyboru więc grzecznie usiadłam.
- Serio Lucy? Taco? -  pogardliwie spojrzał na mój talerz Nash - burgery są najlepsze - dodał po czym soczyście ugryzł swojego burgera, którego sos obciekł na jego palce. Spojrzałam z lekkim obrzydzeniem.
- Jesz jak zwierze ble, po za tym taco jest lepsze od tego kotleta w bułce - spojrzał groźnie marszcząc brwi.
- Burger - wykłócał się które z nas ma lepsze jedzenie.
- Taco - nie dałam za wygraną.
- Burger - powtórzył.
- taco
- Burger
- taco
- Burger - wykłócaliśmy się jak małe dzieci o zabawki.
- ciiiii moje pysie - przerwał naszą kłótnie Cameron - przecież najlepszym kąskiem jestem tu ja - spojrzał mi w oczy z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.

Poddaje się! Cameron na talerzu to raj na moich kubków smakowych.

Do stolika przyłączył się Carter który o wszystkim wie, kto z kim, kiedy i gdzie. Taka męska plotkara.

- Słyszeliście o tej wycieczce do muzeum? - zaczął Carter.

Tak jak mówiłam, ten chłopak wszystko wie.

- Słyszałem - przerwał mu Nash, mający wypełnione usta kolejnym kęsem swojego burgera.
- Najpierw przełknij, potem mów - uśmiechnęłam się z lekkim zniesmaczeniem na twarzy.
- Dobra a dla tych, którzy nie wiedzą to jutro jest wycieczka do muzeum z jakimiś obrazami, oczywiście wszystko dla chętnych ale wiecie, zero lekcji - dokończył Carter.
- Ja się na to pisze! - wyrwał się podekscytowany Cameron. Zachichotałam cicho, wtedy chłopak spojrzał na mnie udając groźnego i postraszył mnie palcem przy tym wypowiadając moje imię.
- To że nie ma lekcji znaczy że jest jakiś haczyk - przymrużył oczy Nash wypowiadając to zdanie.
- Niczym Sherlock Holmes, odkryłeś tą tajemnicza zagadkę - Otworzył usta Carter i bezdźwięcznie poruszył nimi, z jego ruchów dało się z łatwością odczytać słowo „WOW" - a więc jedynym minusem jest praca jeszcze nie wiadomo jaka ona będzie ale Torrens mówiła że to szansa na łatwa dobrą ocenę.
- ha! - poderwał się Nash - nie a opcji że tam pójdę - gdy skończył znów wgryzł się w swoje śniadanie.
- ja się na to pisze nie wiem jak wy - włączył się Shawn w nasza rozmowę.

Hmm jeśli idzie tam Shawn to grzech nie skorzystać z pooglądaniem tak cennego eksponatu jakim jest.

- A ty Lu wybierasz się na wystawę? -spojrzał mi w oczy Cameron.
- Jeśli mój przyjaciel Nash też pójdzie - spojrzałam na niego proszącym wzrokiem. On zaś przewrócił oczyma i westchnął głośno
- dobra ale pomagasz mi z pracą dodatkową.
- tak jest szefuniu - uśmiechnęłam się i nareszcie spróbowałam swojego taco, które wyglądało gorzej niż smakowało.


Po skończonych lekcjach wracałam do domu lecz moja podróż, która powinna zająć chwile busem szkolnym, przeciągała się do kilku godzinnych spacerów. W poprzednich moich szkołach zapisywałam się na różne zajęcia pozalekcyjne tylko po to by nie spędzać czasu z moja „rodzinką". Dla mnie to jest nie do zniesienia, konkretnie jedna osoba, moja macocha. Idąc zamyślona i lekko smutna, mijała sklep z którego wychodził Shawn, chłopak zauważył mnie po czym przeszedł na drugą stronę ulicy i stanął naprzeciwko mnie.
- hej Lucy - uśmiechnął się i nerwowo złapał się za swój kark.
- cześć, ale wiesz witaliśmy się już w szkole - zaśmiałam się pod nosem.
- racja... - zawstydzony spojrzał w dół spoglądając na swoje buty, w prawej ręce lekko ściskał paczkę z żelkami.

Jest taki uroczy gdy się zawstydza. Tylko co go tak zawstydza? Niemożliwe żebym to była ja, prawda?

- to moje ulubione żelki - spojrzałam na paczkę, którą w ręku trzymał chłopak.
- moje też - nasze policzki zaróżowiły się w tym samym momencie - masz ochotę się przejść i zjeść je razem? - uśmiechnął się nieśmiałe, a ja kiwnęłam potwierdzającego po czym razem udaliśmy się w stronę nieopodal położonego parku.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapowiada się ciekawie prawda? Powracam z nowymi pomysłami, możecie motywować mnie komentarzami i wyczekującie następnego rozdziału xoxo

Friend or Boyfriend? || Magcon Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz