Pewnego razu pewna kobieta o imieniu Wiktoria wsiadła na swego magicznego szopa i ruszyła w świat. Po drodze miała wiele trudności, ale nie lękała się i dalej podróżowała na swoim szopie. Pewnego dnia, gdy była już przy prawie samym końcu swej podróży jej szop zachorował. Biedna Wiktoria próbowała wszystkiego i to nie przynosiło skutku aż w końcu zjawił się pewien człowiek. Ubrany we srebrzystą pelerynę, która powiewała na wietrze. Nie było widać twarzy, bo był mrok, a ów człowiek miał kaptur na głowie. Wiktoria pozwoliła mu się zbliżyć do szopa. Podszedł powolnym krokiem i uklękł, i pogłaskał szopa. Zaczął wymawiać jakieś dziwne zaklęcie w dziwnym języku nie do zrozumienia. Wokół zaczęły latać liście i było tylko widać światło z peleryny tego człowieka, które świeciło coraz mocniej. Nagle wszystkie liście opadły, a peleryna przestała świecić. On upadł z wycieczenia, po chwili się podniósł i powiedział że nic mu nie będzie. Wiktoria zbliżyła się do szopa, a on wstał, otrzepał się i zaczął radośnie biegać i bawić się. Dziwny człowiek zniknął, nawet nie zdarzyła się z nim pożegnać. Wikitoria dokończyła swą podróż i dalej rozmyślała o tym człowieku w srebrzystej pelerynie. KONIEC.