Rozdział 4 Jak beznadziejnie spieprzyłam dochodzenie

11 1 0
                                    

-Jak tam u ciebie, już lepiej?- mama weszła do mojego pokoju chyba z dziesiąty raz w ciągu godziny. Rozumiem, że martwi ją moje nietypowe zachowanie, ale bez przesady. To nie oznacza, że może wchodzić do mojego pokoju średnio co sześć minut i pytać czy wszystko ok, kiedy ja akurat chce być sama.
-Tak mamo, u mnie wszystko w porządku.- oczywiście obie wiedziałyśmy, że to nieprawda. Ostatnie dwa dni siedziałam sama w swoim pokoju. Przynajmniej próbowałam siedzieć sama, ale kiedy tylko mama była w domu przychodziła do mnie i pytała się czy czegoś nie potrzebuje, albo czy dobrze się czuje. Większość osób w moim wieku, czyli piętnaście lat, byłaby zdziwiona, że moja mama pozwala mi tak po prostu siedzieć cały dzień w domu i nie chodzić do szkoły. Ale ona nie jest taka, po prostu widzi, że muszę posiedzieć sama i przemyśleć trochę wydarzenia ostatniego tygodnia. Gdyby nie to właśnie siedziałabym na plastyce i użerała się z nauczycielką. Tak naprawdę nawet nie powiedziałam mamie co się stało, ona po prostu wyczuła, że to nie najlepszy moment na szkołę i tego typu zwyczajne rzeczy. Rzecz jasna James przychodził do mnie po szkole. On jedyny wiedział co się stało, chociaż nie ze wszystkimi szczegółami. Powiedziałam mu ponieważ on jedyny na całym świecie potrafił zrozumieć, co więcej nawet uwieżyć, i nie wysłać mnie do psychiatryka. Prze te dwa dni robił mi codziennie mini sesje detektywistyczną. Pytał się mnie cały czas praktycznie o to samo w "celu ustalenia faktów". O dziwo to trochę pomagało. Dzisiaj jednak nie przyjdzie. Poszedł do jakiejś szkoły plastycznej starać się, żeby go tam przyjęli. postanowiłam, więc sama zrobić coś podobnego.
A więc Ros, co się dokładniej wydarzyło pięć dni temu w tamtym zaułku?
Nie mam pojęcia mówiłam ci już. Praktycznie nic nie pamiętam to działo się za szybko. Jedyne co wiem to dziwni ludzie i śmierdzący ptak.
No dobrze, a jakieś szczegóły jeżeli chodzi o tego chłopaka?
Był silny, szybki, miał miękkie białe włosy i piękne oczy, a gdy w nie patrzyłam nie mogłam oderwać wzroku od ich głębi. Te dwa ostatnie mówiłam Jamesowi głównie po to, żeby się z nim podroczyć. Następnie, gdy tak śmiesznie wydymał wargi jak zawsze, kiedy jest zirytowany, dodawałam ze śmiertelnie poważną miną Co tak na mnie patrzysz, czyżbyś był zazdrosny? i zaraz potem wybuchałam śmiechem. Jednak poprzednio stanęliśmy w martwym punkcie, tym razem za to, mimo, że niepokoiło mnie trochę to że gadam do siebie, stwierdziłam, że jest tylko jedno rozwiązanie tej zagadki. I jest nią właśnie Ediel. Ubrałam się i z mocnym postanowieniem znalezienia go ruszyłam na miasto. Doszłam do wniosku, że może jak pokręcę się trochę po miejscach w których go widziałam i wtedy sam się pojawi. W końcu doszłam do "Smakołyczków". Kupiłam swoją ulubioną kawę i wyszłam kontynuując poszukiwania. Weszłam do zaułka w którym widziałam go ostatnio. Rozejrzałam się dookoła i nie widząc nikogo usiadłam na schodach pożarowych. Nie miałam już dokąd iść, ponieważ tu rozstaliśmy się ostatni raz, jednak nadal byłam pewna, że przyjdzie. Nie myliłam się i nawet nie musiałam długo czekać, po jakiś pięciu minutach zauważyłam jak idzie w moją stronę.
-Szukałaś mnie?
-Możliwe. A ty mnie śledziłeś?
-Możliwe. Więc czego szukasz?
-Opowiedzi. Muszę się dowiedzieć co to wszystko ma znaczyć. Kim dokłanie jesteś ty i twoja koleżanka Il? O co chodzi z tym demonicznym ptakiem? I dlaczego u licha czasami, kiedy tylko o czymś pomyśle to od razu się dzieje?- nagle jego twarz złagodniała. Podszedł do mnie trochę bliżej, a ja wstałam.

-Ros- powiedział podchodząc do mnie- Proszę pozwól mi sobie pomóc. Zabiorę cię do domu. Mojego domu. Twojego prawdziwego domu. Dowiemy się czy naprawdę jesteś elfką.

-Nie- powiedziałam czując jak znów zaczynam płakać. Cholera. Obiecałam sobie, że jak znajdę Ediela to się mu postawię i zażądam odpowiedzi na moje pytania choćby nie wiem co. I oto właśnie mój wielki plan legł w gruzach. Przez ostatnie kilka dni wypłakałam więcej łez, niż James przez całe życie.- To tu jest mój dom. I nie jestem, żadną pieprzoną elfką rodem z książki fantazy, ok?

-Nie płacz Ros, proszę- powiedział ocierając ręką moje łzy. Był bardzo delikatny. Chociaż jego skóra na dłoniach była twarda, w końcu na pewno nie był bogatym chłoptasiem z dobrej rodziny po wydarzeniach ostatnich dni byłam nawet skłonna uwierzyć, że jest wojownikiem, nie pamiętam by ktoś był bardziej delikatny niż on teraz. Opuszkami otarł mój policzek, a potem pogładził mnie po nim.- Ja...- zaczął, ale potem nagle przysunął się do mnie. Był tak blisko. Gdyby miał jakieś niedoskonałości w wyglądzie teraz bym je zobaczyła. Ale ich nie miał. Był cholernie idealny. A przecież nie ma ludzi idealnych. To nie człowiek- podpowiadał mój mózg- uciekaj!

Co z tego ze to nie człowiek?- pytalo serce- Jest idealny. Bierz go Ros!

Ale ja nie słuchałam, ani serca, ani rozumu. Bo na tą chwilę oba narządy przestały prawidłowo funkcjonować. Mogłam tylko utonąć w jego oczach. A skoro nie miałam żadnego wyboru, to tak zrobiłam. Był tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Ręką wciąż gładził mi policzek. Potem powoli przysunął się do mnie i przycisnął swoje usta do moich.

Nie wiedziałam jak się poruszyć. Stałam jak sparaliżowana, ale po chwili oddałam pocałunek. Wplotłam palce w jego białe jak śnieg włosy. On gładził mnie po policzku rozpaczliwie całując. Czułam, że on chce tego tak mocno jak ja. Nie wiem dlaczego, ale ten chłopak chociaż znałam go tylko kilka dni (i wpadłam przez niego w niezłe bagno, ale w tej chwili był to mały nieistotny szczegół) był dla mnie równie ważny jak James. I nie chciałam go stracić. Nie chciałam, by zniknął z mojego życia. Chciałam, by na zawsze tu pozostal. Tu. Obok mnie. I nigdy już nie odszedł. Pocałunek trwał zaledwie kilka sekund, ale dla mnie były to piękne i długie godziny. Jego usta były miękkie, ciepłe i smakowały wanilią. Miałam wrażenie, że jego włosy zrobione są z puchu. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, miałam ochotę przeczesać jego włosy rękami. Teraz wiec uznałam, że nic nie stoi mi na przeszkodzie i jeszcze mocniej zacisnęłam palce na jego włosach. 

Gdy się od siebie oderwalismy znów poczułam to dziwne uczucie. To samo co towarzyszył mi podczas rozmowy z ptakiem. (Lub pojedynku nie wiem jak to nazwać! A może napad?) I wtedy poczułam, że zaczynam świecić. Ediel odsunął się na odległość ręki i patrzył na mnie zaciekawionym wzrokiem. Ja poczułam jak moje włosy unoszą się, a z oczu zaczyna się sączyć światło. Po chwili jednak przestałam świecić i opadłam z przemęczenia na ziemię. Czułam się tak jak gdybym nie spała z trzy doby pod rząd. Podniosłam głowę i napotkałam wzrok Ediela.

-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam drżącym głosem.

-Dlatego- powiedział i pokazał na szybę obok nas. Wstałam z ziemi u podeszłam do niej. Krzyknęłam zasłaniając usta ręką. Wyglądam inaczej. Moje długie, karmelowe włosy zniknęły, a zamiast nich pojawiły się krótkie bordowe. Moje brązowe oczy były teraz błękitne prawie białe dokładnie takie same jak Ediela i Il. Tak samo jak oni miałam wysoko osadzone kości policzkowe i szpiczaste uszy. Odsunęłam się jak porażona od szyby i spojrzałam przerażona na Ediela.

-Mówiłem, że jesteś elfką- powiedział zadowolony- A teraz wybacz mi ale nie mam wyboru. Muszę Cię zabrać do Lasu Wertheldey.

_______________________

Hej, co tam u was? Rozdziały które wstawiałyśmy tu do tej pory są tylko rozgrzewką, od teraz będzie, mam nadzieję, o wiele ciekawiej, bo mamy większe pole do popisu. Piszcie jeżeli macie jakieś sugestie dotyczące tej opowieści mamy nadzieję, że was zainteresowała 😀. Dodatkowo na naszym profilu A.N.N.I.E zaczęła pisać nowe fanfiction o Stydi. Wszystkich fanów Teen Woolfa serdecznie zapraszamy.💜

Who am I?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz