Nim jeszcze wziąłem pierwszy wdech dusznego, gorącego powietrza w pracowni mojego stwórcy, zapewniano mnie, że Odetta jest cudowną dziewczynką. Leżąc na stole pod rażącym światłem parunastu lamp, kiedy to badano moje oczy, wszczepiano mi jakby do mózgu pojęcia, które winienem przyswoić nim jeszcze stanę na nogi.
Odettę należy kochać. Odettę należy traktować jak skarb. Odetty należy bronić.
Wiedziałem to nawet wcześniej, niż poczułem w końcach palców mrowienie, chociaż nie byłem w stanie nimi poruszyć. Znałem cały życiorys Odetty na pamięć, nim zadbano o moje dłonie. Chciałem spełnić wszystkie jej najskrytsze pragnienia, chociaż usta uszkarłatniły się dopiero, gdy ją ujrzałem.
Mój stwórca nachylał się nade mną. Gładził mnie po włosach, powtarzając, że prawdziwe piękno kryje się w środku, a czy jakiekolwiek znaczenie ma to, jak trudno było odwzorować proporcje ludzkiego ciała, czy kształt niektórych jego części, gdy tworzy się życie całkowicie od początku drogą nauki. Ku mojemu zadowoleniu najczulej traktował mój umysł i to go podarował mi na początku, dzięki czemu nie tylko poznałem Odettę, ale mogłem wnikliwie śledzić jego pracę.
Jedynym tego minusem był ból, który odczuwałem za każdym razem, gdy doszywano mi kolejne organy, łączono żyły, splatano nerwy. Mój stwórca wtedy wykrzywiał usta w górę, oczy śmiały się pogodnie, gdy szeptał, iż ból jest ludzką karą, ale mi pozwoli docenić życie, które otrzymałem.
Mój stwórca był człowiekiem nader delikatnym. Uwielbiałem, gdy zamykał mi powieki drżącymi z radości dłońmi, prosząc, bym odpoczął i pomyślał o Odetcie. Jeszcze nim Odetta spojrzała na mnie pierwszy raz, najbardziej ze wszystkich stworzeń kochałem mojego stwórcę. Ruszając nogami na jego prośbę, marszcząc brwi, mrugając, dotykając kciukiem wszystkich palców po kolei, cieszyłem się, że stwórca jest szczęśliwy.
Gdy poznałem Odettę, to ją pokochałem nad wszystko w świecie.
Miłość i radość były pierwszymi uczuciami, które poznałem. Wypełniały całe moje wiotkie, nieruchome ciało. Pozwalały zapomnieć o bólu i z jeszcze większą uwagą śledzić swój własny rozwój. Mogłem dzięki nim zamienić ze stwórcą pierwsze wdzięczne słowa. Spytał mnie, jak mam na imię.
Zebrałem się w sobie bardzo mocno, nabrałem powietrza i szybkim oddechem z płuc, wyrzuciłem z siebie krótkie:
— ...ie ...iem.
Stwórca jednak mnie zrozumiał, czego w swej dobroci nie uczyniłby pewnie żaden człowiek. Ucałował mnie, pogładził po głowie i odparł, że to Odetta wybierze mi imię. Poczułem się wtedy szczęśliwy, bo z książek, które stwórca wszczepił mi do umysłu, dowiedziałem się, że gdy człowiek nadaje czemuś imię, to znaczy, że musi być to dla niego rzecz droga.
Nie czułem się bynajmniej jak zwierzątko. Wierzyłem, że imię uczyni mnie częścią rodziny.
Stwórca czasem próbował mnie uczyć mówić płynnie, ale zwykle narzekał, że nie ma do tego głowy, bo czas go goni, a nie jestem jeszcze ukończony, więc prosił, bym mówił głośno i wyraźnie alfabet.
— A. Be. We. Ge. De...
Przy melodii mojego głosu upływały nam kolejne dni w pracowni, póki stwórca pewnej nocy nie wpadł do niej, akurat gdy odpoczywałem. Włosy miał nieuczesane, na ramiona narzucił brudny szlafrok i tak jak w szaleńczym amoku, mamrocząc coś do siebie, zaczął uwijać się po pracowni. Nie przywitał się ze mną, jak to miał w zwyczaju, ale nie odebrałem tego źle. Wytrwale czekałem, aż to zrobi.
CZYTASZ
potwór Odetty
General Fiction❝ Mam w sobie wielką miłość, której nie potrafisz sobie wyobrazić. Oraz wielki gniew, który zadziwiłby Cię ogromnie. Jeśli nie zaspokoję jednego... pogrążę się w drugim. ❞ Odetta zażyczyła sobie mnie na urodziny. Miałem być jej prezentem...