Rozdział 4

209 13 4
                                    

Jest już rano? Otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę okna. Nie, jest ciemno a ja znowu się obudziłam. Już drugi raz śnił mi się ten sam dziwny sen. "Biegnę nie wiem gdzie, przede mną ciągnie się wątłe światło. Tunel? Nie wydaje mi się.. Miałam wrażenie, że gdzieś się śpieszę. Muszę biec, by zdążyć. Biegnę ile sił w nogach. Nagle na horyzoncie widzę kogoś. Stoi tyłem do mnie, nie porusza się. Widząc go mam wrażenie, że biegnę jeszcze szybciej, o ile to w ogóle możliwe. Jestem coraz bliżej.. wyciągam rękę, by złapać tę osobę. Już prawie, jeszcze chwila, jeszcze niecały metr, już prawie go dotknęłam... W momencie, kiedy powinnam już go chwycić ulatnia się jak kamfora. Patrzę przed siebie, jestem nad urwiskiem, nie mogę wyhamować.. już za późno.. spadam. Chcę krzyczeć, ale nie wydaję żadnego dźwięku.. wtedy się budzę."

Trochę przerażający sen, a raczej koszmar.. Czy to ma jakiś związek z tymi wydarzeniami? Ach, jak będę tak się tym przejmować to nigdy nie zasnę. Zamknęłam oczy i przewróciłam się na drugi bok.

*

"dasi Run Run Run nan meomchul suga eobseo
tto Run Run Run nan eojjeol suga eobseo"

Acha, trzeba wstać. Sięgnęłam po telefon, by wyłączyć budzik. Tak mi się nie chce iść do pracy...
Poleżałam jeszcze z 5 minut, które przerodziły się w 15. W końcu jakoś podniosłam się z łóżka. Nałożyłam okulary, potem szybko się ogarnęłam i przyszykowałam śniadanie. Jednak mało zjadłam, jakoś nie miałam apetytu. Wypiłam herbatę i ubrałam się. Spojrzałam na zegar, o dziwo sprawnie się ze wszystkim uwinęłam mimo tego leżenia w łóżku. Więc dziś mogę pozwolić sobie na pieszą drogę do pracy -pomyślałam zakładając spódnicę.

Wyszłam z bloku, była ładna pogoda. Słońce przyjemnie świeciło. Robiło się już zielono na dworze, w końcu to już kwiecień. Niedługo będą kwitły wiśnie. Nie mogę się doczekać. Uwielbiam oglądać opadające kwiaty wiśni.
Rozmyślając tak o czasie sakury weszłam w tłum ludzi zmierzających do pracy. Włożyłam słuchawki do uszu, puściłam swoją ostatnio ulubioną playlistę zespołu BTS. Od razu przyjemniej mi się szło. Doszłam do parku Shiba, jeszcze przejść go i już będę na ulicy Fujikaty.

Cieszę się, że dziś udało mi się wyrobić, by iść pieszo do księgarni. Bardzo lubię spacerować, a moja droga do pracy jest na tyle dogodna, bo biegnie przez park, że jak dla mnie to aż grzech nie skorzystać. Szłam sobie powoli, miałam jeszcze sporo czasu w zanadrzu. Nieśpiesznym krokiem mijałam właśnie alejkę tulipanów. Jednak moją uwagę przykuła postać kilka metrów dalej przy zakręcie. O nie! To on! To ten cały Dazai! Przerażona zamiast iść prosto pobiegłam w lewo, gdzie znajdował się duży pomnik. Ukryłam się za nim. Wychyliłam się by upewnić się, że mnie nie widział. Chyba nie. Serce biło mi jak szalone, jakbym uciekała przed jakimś prześladowcą. W sumie to nie odbiegało jakoś daleko od tego..
Matko, czemu znowu to samo? Zerknęłam jeszcze raz w jego stronę. Stał w tym samym miejscu, rozglądał się i zerkał na telefon. Może na kogoś czeka? ...
Dobra Tori! Weź się w garść, nie jesteś dzieckiem! Wczoraj było dość niezręcznie, ale po co się tym przejmować? Przecież nikt nie każe ci z nim rozmawiać ani nic z tych rzeczy. Puść to wszystko w niepamięć. Otrzepałam spódnicę i ruszyłam, co prawda trochę inną drogą, ale przynajmniej coś zrobiłam zamiast się tak chować jak głupia... Kilka minut później byłam już w księgarni.

*

Dziś był spory ruch. Nie było chwili wytchnienia nawet. Poza tym powoli przygotowywaliśmy się, bo w piątek ma być tu spotkanie autorskie z panami Kafka Asagiri i Sango Harukawa. Zatem roboty jest dużo. Przyznam, dzięki temu udało mi się nie przejmować tym porannym wspomnieniem. Moje myśli pochłonęły obowiązki. Pod koniec dnia trochę się przerzedziło. W związku z ty zabrałam się za wcześniejsze sprzątanie.

-W sumie to już nie ma klientów, więc jeśli chcesz możesz się już zbierać -powiedział Hayata-san, kiedy skończyłam zamiatać.

-Dziękuję, to ja pójdę się przebrać.

Muszę szybko wracać do domu, prosto do domu i to szybko. Mam nadzieję, że już nikogo dziś przypadkiem nie spotkam i nikt się do mnie nie przyczepi. Tak wiem, miałam tylko raz w życiu taką sytuację, ale nie chcę powtórki. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu, bo dodatkowo po tych koszmarach nocnych strasznie się nie wyspałam, a zmęczenie dopiero teraz ze mnie wychodzi. W ogóle jestem ciekawa, o co chodziło z tym snem. Mam wrażenie jakbym tę osobę skądś znała, ale nie mogę skojarzyć. To dziwne. Choć chwila.. jakby się tak dłużej zastanowić to.. wysoka bardzo osoba, a w moim otoczeniu nie ma raczej aż tak wysokich osób.. ale nie! Nie ma o czym gadać, bo nie wiadomo skąd, ale na myśl przychodzi mi ten Dazai. Dlaczego akurat on? Zresztą jak go już dziś nie zobaczę to będzie dobrze, może wreszcie opuści moje myśli. Ehh moja wyobraźnia nigdy nie zwalnia. Zdjęłam fartuch,w między czasie usłyszałam dzwoneczek u drzwi. O jeszcze klienci? No cóż ja skończyłam na dziś. Zebrałam moje rzeczy i już nakładałam kurtkę, kiedy szef mnie zawołał. Wychyliłam się z drzwi, które wychodziły idealnie tak, że widać było ladę z kasą od strony pracownika, ale klienta już nie łapało się wzrokiem, jeśli się nie wyszło.

-Przepraszam, ale czy mogłabyś pójść jeszcze na zaplecze po "Zatracenie", bo tutaj jest mi potrzebny ten tytuł jeszcze, a na sklepie już nie ma egzemplarzy.

-Do-obrze, już idę.. -ehh jak zwykle jak już miałam iść. Kto przychodzi parę minut przed zamknięciem?

Zawróciłam, otworzyłam drzwi po lewej, gdzie były wszystkie dodatkowe egzemplarzy, które dokładamy w miarę jak na półkach robi się luźniej. Zapaliłam światło i poszłam szukać potrzebnej pozycji. Szybko ją znalazłam, bo zazwyczaj to ja pilnuję tu porządku, więc książki są poukładane w dogodny sposób, by zawsze wiedzieć gdzie szukać. Wzięłam książkę i zamknęłam za sobą drzwi. Właśnie weszłam z powrotem na korytarz, otworzyłam drzwi na sklep i spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami, była 16:59. No ten osobnik, to wie o której robić zakupy, nie ma co. Tak więc swoje kroki zwróciłam ku ladzie, gdzie czekał szef i ten spóźniony, można rzec, klient. Szef w najlepsze gawędził sobie z nim, podeszłam i położyłam na blacie książkę.

-Proszę, przepraszam, że musiał Pan czekać.

-Bardzo dziękuję, ślicznotko~~

Podniosłam wzrok, nie mogłam uwierzyć własnych oczom. Poczułam jak na twarz wstępują mi rumieńce, a w głowie miałam tylko jedną myśl - uciec jak najdalej! Niestety w tamtym momencie to było awykonalne. Stałam jak wryta. Czułam, że mój mózg już nie panuje nad sytuacją, nawet się nie poruszyłam, tylko patrzyłam na osobę przede mną.

Patrzyłam na uśmiechniętego i wyraźnie zadowolonego z siebie Pana Dazaia Osamu.



Moja przygoda z Dazaiem OsamuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz