5 /dzień drugi/

4K 476 431
                                    

I HARRY I

Od Even: tęsknię bardzo Wszystko w porządku? Opowiedz coś. Kocham xx

Do Even: jest...znośnie i dziwnie. Nie umiem się doczekać aż tutaj będziesz. Zbieramy się dzisiaj w nocy na plaży nie wiem jeszcze po co. Shaina kazała przekazać uściski. Jak w pracy? Kocham  :) xx

-

Przy obiedzie Declan wręczył każdemu karnet na nieograniczoną ilość masaży i saunę. Nic dziwnego, że po posiłku większość zgromadziła się w podziemnej części hotelu na zabiegach spa, zaopatrzeni jedynie w szlafrok i jednorazowe kapcie.

"Barbara?"

Kobieta z uniesionym wysoko kokiem, obraca się w stronę mojego głosu ze zdegustowaniem. Ma rozmazany makijaż od pary i lśniące od wody nogi.

"Harry." 

Barbara Dowell jest matką Declana i, tak się składa, że nigdy nie polubiła mnie ani Louisa. Czy znalazła na to konkretny powód? Nie.

"Nasze dzieci biorą ślub, czy to nie...wspaniałe?" zagajam. "Będziemy rodziną."

Barbara krzywi się na to i drapie długim paznokciem w skroń.

"Próbowałam go odwieść od tego pomysłu, ale moje rady i słowa poszły na marne. Nie popieram tego. I...was dwóch jako....rodzina."

"Dlaczego?"

Kobieta prycha.

"Jesteście rozwiedzeni i zachowujecie się jak pieprzone dzieci, kiedy ktoś was wepchnie do tego samego pokoju." mruży oczy, pogłębiając swoje wszystkie marszczki. "Jaki wy dajecie przykład Shainie? Powinniście się do cholery wstydzić!"

Z reguły jestem osobą, która nauczyła się przyjmować wszystko z dystansem. Jednak w sytuacji, w której bliższa ci osoba od hejterów zaczyna zawstydzać cię na temat twojego zachowania... odczuwam pewnego rodzaju zażenowanie. 

"Um." spoglądam w bok, byle nie nią, byle nie na nią. "Muszę- iść, um, do zobaczenia."

Przez cały zabieg nie wyluzowałem się nawet na chwilę.

-

Z żadnego innego powodu nie ląduję przed pokojem Tomlinsona. Jest 15:21, a gdy otwiera drzwi (i na mój widok od razu chce je zamknąć) wydaje się jakby dopiero co się obudził. Ma na sobie spraną koszulkę z kwiatkiem i puchate skarpety.

"Booooże." jęczy, gdy blokuję mu drzwi stopą. Wydaje z siebie udawany płacz i opiera czoło o framugę. "Czego ty chcesz, nienawidzę cię-"

"Ja ciebie też, ale słuchaj-um, wpuścisz mnie?"

"Nie." mówi, otwierając na oścież drzwi. Szura nogami do łóżka i rzuca się na nie brzuchem. "Jakim cudem ja w ogóle z tobą rozmawiam." mamrocze.

"Barbara nas nie cierpi i trzeba to zmienić."

"To u nas rodzinne."

Stoję nad nim i nie potrafię się napatrzeć na bałagan, który stworzył w tak krótkim czasie. Kiedy on miał czas na szkicowanie? Czy to nitki z materiałów? Co tu do cholery robi ketchup? Miałem tyle pytań.

"Musimy coś z tym zrobić." mówię stanowczo, przesuwając dla własnego spokoju kilka kartek pod łóżko. Louis pomrukuje, zamykając oczy.

"Możemy im pokazać, że nie jest z nami tak źle-"

"Jest kurewsko źle, Styles." komentuje, przykrywając się kocem. "Możemy się do siebie nie odzywać, ale udawać przed innymi nie będę. Masz najbardziej wkurwiającą twarz na świecie."

Somewhere along the lines we stopped seeing eye to eyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz