three。

717 64 3
                                    

Soon they'll take us down.

*

Głośny syk i warczenie były odpowiedzią na nagłe ukłucie w szyję. Mężczyzna nawet nie próbował ostrzec kobiety, co zamierza zrobić. Bez ostrzeżenia wbił długą kilkucentymetrową igłę w jej mięsień czworoboczny, zatapiając w całości zimny metal w skórze. Nieprzyjemne mrowienie rozeszło się po całym wymęczonym ciele, a zaraz za nim nastąpiło otępienie. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc odzyskać przynajmniej częściową kontrolę nad ciałem. Bezskutecznie. Nieznana substancja bardzo szybko rozchodziła się po ciele, działając niemal natychmiastowo. Najpierw straciła czucie w ramionach i wyraźnie odczuwała, jak ciecz wędruje coraz niżej. Zacisnęła szczękę.

Po chwili nastąpiło drugie nakłucie - kilka centymetrów wyżej. Samo wbijanie igły wydawało się być mniej bolesne, jednak uczucie rozchodzącego się płynu między mięśniami okazało się dużo bardziej nieprzyjemne. Odnosiła wrażenie, że wyżera jej mięśnie i pali skórę. Każdy milimetr, każdy drobny ruch cieczy powodował niekontrolowane dreszcze i - co najgorsze - kierował się w stronę czaszki. Promieniował wysoko tuż pod kość ciemieniową. Stopniowo obraz zaczął się rozmazywać, a każdy ruch mięśni otaczających gałkę oczną wywoływał zawroty głowy. Czuła się jak roślina. Całkowicie zdana na łaskę - lub raczej niełaskę - oprawcy. Bezlitosnego oprawcy.

- Jeszcze raz.

Kolejne ukłucie. Tym razem nie była w stanie stwierdzić, jaką długość miała igła. Przez ułamek sekundy poczuła lekkie szczypnięcie na karku, a potem nic. Żadnej substancji. Całkowita pustka. Wszystkie mięśnie wydawały się być ociężałe, nie mogła niczego. Wiedziała tylko, że siedzi na krześle i jest związana. Tego była pewna. Niewyraźne obrazy mąciły w głowie, już nic nie mogła zrobić. Dudnienie w uszach, dziwne szumy, zawroty w głowie - było tylko to. Gdyby nie oparcie wysokiego krzesła, z pewnością bezwładnie niczym szmaciana lalka osunęłaby się w tył. Chciała wymiotować. Ale nawet żołądka nie czuła.

- Ta wariatka znowu przesadziła z dawką - mruknął, oglądając głowę bezwładnie wiszącą na wygiętej do tyłu szyi.

Już wiedział, że w tym stanie kobieta nic nie powie. Musiał jednak nastawić jej wcześniej złamane kości. Inaczej mogłyby się źle zrosnąć, a to nie wyglądałoby zbyt dobrze.

Najpierw przedramię. Opuchnięta, sina od napływającej krwi ręka prezentowała się bardzo źle. Wygięta niemalże w drugą stronę, zapewne z silnym krwotokiem pod skórą, wciąż pulsowała. Polał ranę spirytusem, dla odkażenia. Takiej wielkości uraz po dostaniu się infekcji mógłby skutkować koniecznością amputacji. A tym nie miał ochoty się zajmować. Chciał skończyć swoją pracę jak najszybciej, aby tylko mieć chwilę spokoju.

Żebra były nieco mniej poszkodowane niż ramię. Mocno wgniecione do wewnątrz kości, znacznie uwydatniające się pod skórą, nie wyglądały na złamane. Jedyną niepokojącą sprawą mogła być możliwość poważniejszego krwotoku wewnętrznego. W końcu metal w podeszwie wojskowych butów był w stanie poważnie uszkodzić narządy. Jednak mężczyzna podczas zadawania ciosów celowo unikał kopania w centralne, wrażliwsze organy. Znał się na tym więc doskonale wiedział, gdzie i z jaką siłą powinien uderzać, aby jednocześnie sprawić możliwie największy ból i nie zniszczyć zbytnio ciała. 

Unieruchomił odpowiednie kości - tak, w takich kwestiach również świetnie się orientował, potrafił sobie poradzić z każdą sytuacją - i pozostawił umęczone ciało, dopóki nie odzyska pełni świadomości. Oba serum powinny działać jeszcze przez długi czas, musiał czekać aż nieco osłabną. Wtedy będzie mógł ponownie zająć się otrzymaną pracą.

Tymczasem bezszelestnie usiadł na stojącym obok krześle i przetarł ręce z krwi oraz brudu czystą ściereczką . Złożył starannie materiał, chowając do kieszeni. Wziął w dłoń wyjętą z płaszcza niewielką książkę w ciemnozłotej oprawie i zatopił się w lekturze.

singing of angels。 ー shingeki no kyojinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz