Pracuję w szpitalu dla rannych cywilów i żołnierzy na terenie III Rzeszy. Z czasem przybywało więcej rannych żołnierzy, a ubywało tych drugich. Uciekali jak najdalej od frontu, który zmniejszał swą odległość z dnia na dzień. My natomiast nie ruszaliśmy się z posterunku. Uwijaliśmy się dzień i noc prawie bez wytchnienia. Każdy z osobna potrzebował nie tylko pomocy tej fizycznej, ale też psychicznej. Ja zajmowałam się pomocą tym lżej rannym, ponieważ byłam zbyt wrażliwa na odcinanie kończyn czy operacje. Opatrywałam ich rany i rozmawiałam z każdym osobna lub czytałam na głos, gdy nie było takiego tłoku jakąś opowieść. Zawsze uważałam, że aby wyzdrowieć nie jest potrzebne tylko wsparcie fizyczne takie jak leki, ale tak samo ważne jest wsparcie psychiczne. Koleżanki zawsze uważały, że się nadaje do pocieszania ludzi i wydobywania ich dusz z najgłębszych czeluści mroku. Dlatego znajduję się w tym szpitalu i cieszę się gdy komuś pomogę.
Tego dnia nie było takiego ruchu, a ja wyszłam na chwilę na świeże powietrze do pobliskiego lasku nieopodal rezydencji, w której znajdował się prowizoryczny szpital. Spacerowałam po młodej trawie ledwo pojawiającej się na wiosnę. Rozmyślałam co będzie dalej. Jak się czuje i gdzie jest moja rodzina? Jestem polką ale pomagam niemcom. Nie wiem który naród jest ostatecznie lepszy jeśli chodzi o traktowanie ludzi. Niemcy czy Rosja? Jedni i drudzy są ludźmi, ale i jeden i drugi skrzywdził mój naród. Kiedy mnie schwytano nie miałam wyboru i musiałam pomagać staremu niemieckiemu lekarzowi w szpitalu polowym przy rannych. Moją przewagą było to, że potrafiłam mówić troszkę po niemiecku. Gdy lekarz zmarł na zawał od wybuchu bomby wykorzystałam okazję i uciekłam. Błąkałam się tu i tam dopóki nie spotkałam moich koleżanek z podstawówki. Zaproponowały mi, że przydała im się przy rannych i podnosiła ich na duchu w zamian za nocleg i jedzenie, bo nic więcej nie mogli zaoferować. To było lepsze niż tułanie się od wsi do wsi i oglądanie pustych i ograbionych domów.
Od tamtego czasu minęło pół roku. Skierowałam się w stronę strumyka ukrytego wśród krzewów. Było to zaciszne miejsce gdzie kochałam posiedzieć i popatrzeć na pluskającą wodę. To były nieliczne chwile na które sobie pozwalałam. Większość czasu poświęcałam potrzebującym.
Przedostałam się nad brzeg strumyka i od razu znieruchomiałam. Po drugiej stronie brzegu był jakiś żołnierz, a krew znajdowała się dookoła niego. Okropny widok. Natychmiast przeszłam na tamtą stronę, ponieważ strumyk nie był głęboki. Odwróciłam żołnierza i zauważyłam, że na lewym ramieniu ma opaskę z czerwonym krzyżem. Widać było niemieckie oznaczenia na mundurze. Mimo strachu, że może zrobić mi krzywdę, sprawdziłam puls. Był ledwo wyczuwalny. Z jednej strony ogarnęło mnie chwilowe uczucie spokoju. Nie był trupem. Przewiesiłam jego torbę sobie przez ramię. Widać że grzebał w niej próbując się opatrzyć, ale miał zbyt mało sił, a zbyt dużo ran aby sobie pomóc. Tu była potrzebna pomoc szpitalna. Podniosłam go i w miarę swoich sił ciągnęłam przez strumyk i dalej kierując się do szpitala. Z wyglądu był rosłym mężczyzną ale czas spędzony na wojnie odznaczył się na jego ciele. Był wychudzony i miał pod płaszczem i mundurem same kości i skórę. Na szczęście droga nie była daleka i ostatkiem sił dobrnęłam na główny plac. Od razu zauważyli mnie dwóch lekarzy palących papierosa i przejeli go ode mnie. Czułam się padnięta. Dyszałam jak parowóz, ale jeśli facet przeżyje to będzie się opłacała moja męka. Mimo iż to wróg mojego narodu jednak cieszyłam się z pomocy jaką udzielam. Nie potrafię do końca dzielić ludzi jak Hitler na panów i tych co trzeba usunąć. Nie potrafię patrzeć obojętnie na cierpienie człowieka. Jakikolwiek by był czuję obowiązek udzielenia mu pomocy.
Na porannym obchodzie spotkałam tego żołnierza. Leżał w rogu sali. Poznałam go po ogolonej głowie. Był nieprzytomny, więc poszłam do innych aby porozmawiać czy napisać listy tym, którym odcięto rękę albo nie byli zdolni do podniesienia nawet głowy. Często były to listy pożegnalne lub testamenty. Widząc ich rezygnację w oczach, próbowałam małymi krokami podbudować rozmową ich mentalność. Skończywszy list dyktowany przez mężczyznę podeszłam do następnego w celu zmiany opatrunku. Bandaże okrywały całe jego ciało. Gdy go przywieźli wiele osób sądziło, że następnego dnia umrze. On jednak się nie poddawał. Od tamtej pory upłynął tydzień, a on wciąż żyje i czuje się już trochę lepiej. Podchodziłam do wszystkich zmieniając opatrunki. Po południu była pora obiadowa. Wtedy pomagałam karmić. Po skończonej czynności ponownie wróciłam do biegania od jednego do drugiego łóżka. Pomyślałam, aby sprawdzić czy mężczyzna, którego znalazłam nad strumykiem, odzyskał przytomność. Niestety nadal był w tym samym stanie. Obok leżał niedbale rzucony mundur i torba. Poukładałam i odeszłam do pokoju pielęgniarek, które wzywały mnie do siebie.
CZYTASZ
Czy nazista potrafi kochać?
Historical FictionCzy naziści są aż tak okrutni? Czy posiadają choć odrobinę człowieczeństwa?