Sinners

96 20 1
                                    


Mówiłaś, żebym powstał z martwych
Sekrety nie śpią, dopóki nie zostaną zabrane do grobu."

Zgasił papierosa na blacie baru, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. W świetle czerwonych neonów wyglądała zjawiskowo. Cała w krwawej poświacie, zabijała dzikim spojrzeniem pomalowanych ostro oczu.

Wyglądała, jak w dniu, kiedy widział ją po raz ostatni. Nucącą pod nosem piosenkę, której wtedy nie rozumiał. Przywołał w głowie ten obraz, śpiewając z jej wspomnieniem.

Żyjemy, jakbyśmy byli gotowi na śmierć.

Był pewien, że już piła. Nie wiedział dlaczego, ale zawsze umiał rozpoznać, kiedy była pijana.

Jego spojrzenie przesunęło się po jej ciele. Ubrała się w tę śmieszną rozkloszowaną spódnicę, w której lubił ją oglądać, choć zawsze śmiała się, że zdecydowanie wolał ją bez ubrań.

W wargach pomalowanych bordową szminką trzymała cienkiego papierosa. Widział, że rozluźnia się z każdym zaciągnięciem. Niemal czuł woń jej perfum zmieszaną z zapachem tytoniu. Przeszedł go dreszcz.

Myślałem, że cię pogrzebałem i zatarłem ślady.

Chciał do niej podejść. Po prostu przyciągnąć ją do siebie i powiedzieć... Nie. Nie wiedział, co mógł jej powiedzieć. Nie powinien nawet o niej tak myśleć. Odeszła, a on powinien o niej dawno zapomnieć.

Zapomnieć o jej zapachu, dotyku i gwałtownych pocałunkach, którymi obdarzała go, gdy wpadała w szał. Praktycznie czuł ugryzienie na dolnej wardze. Uwielbiała doprowadzać go tym do szału. Potarł czoło, doznając nagłego przypływu zmęczenia. Razem byli destrukcyjni. Dlatego musiała odejść. Zanim zniszczyliby siebie nawzajem.

Myślałem, że się ciebie pozbyłem. Przestałem darzyć uczuciem.

Dopił gwałtownie whiskey, nie walcząc z rosnącą złością.

Gówno prawda. Było już na to za późno.

Patrzył, jak śmieje się z żartów znajomych, pijąc kolejną szklankę alkoholu. Zbyt długo ją znał, żeby dać się nabrać na jej udawaną radość.

Kurwa. Czy widzisz to w naszych oczach? Zmierzamy donikąd.

Przymknął powieki, bujając się na krześle barowym. Razem potrafili... Być szczęśliwi?

Zaśmiał się ochryple.

Potrafili oddychać i się nie stoczyć. Dać sobie małą namiastkę szczęścia. Zawsze wydawało mu się, że je czuje, kiedy kładła zimne, chude dłonie na jego piersi. Kiedy po dniu kłótni, stawał naprzeciwko, a ona po raz kolejny mu wybaczała. Kiedy pieprzyli się, nie przejmując jutrem.

Powinnaś to zabrać swoimi zimnymi, martwymi dłońmi. Myślałem, że cię pogrzebałem.

Odstawił szklankę zbyt mocno. Zachybotała się na blacie. Skinął na barmana, który podał mu kolejną kolejkę.

Dlaczego ją dziś tutaj spotkał? Czy to miał być rodzaj jakiejś kary? Podobno w Piekle każdy płaci za swoje winy. Może był na tyle martwy, że mógł zacząć spłacać dług za życia?

Chyba był pijany.

Odwrócił się w jej stronę jeszcze raz, chcąc spojrzeniem wypalić dziurę w obejmującej ją ręce. Ten facet nie był nikim ważnym. Zabawka na tydzień może dwa. Znał ją do cholery. Tak bardzo, że go to bolało.

Czy kiedykolwiek zobaczymy koniec? To jest wieczne.

Przestał na chwilę oddychać, kiedy spojrzała mu prosto w oczy. Wydawała się zaskoczona, ale zaraz powoli odwróciła wzrok. Widział to w jej spojrzeniu. Było tak puste i jednocześnie przepełnione cierpieniem. Musiał z nią porozmawiać. Dotknąć jej.

Cierpliwie czekał. Wiedział, że wstanie i wyjdzie. Po prostu musiał dać jej trochę czasu.

Trzęsły mu się ręce. Zacisnął je na kolejnej pustej szklance. Czuł się jak narkoman na głodzie. Drażnił go hałas w pomieszczeniu, zapach potu, alkoholu i wypalonych papierosów. Nie mógł wysiedzieć w miejscu.

Zdrowy rozsądek kazał mu ją zostawić. Wciąż mógł wyjść i zakończyć, to co ciągnęli od tylu lat. Schował twarz w dłoniach, obiecując, że jeśli nie wstanie w ciągu paru minut, odejdzie stąd i nigdy, więcej się nie spotkają. Nie będzie tak jak zawsze.

Ciągle i niezmiennie. Na nowo i od początku.

Mimo przyrzeczenia odetchnął z ulgą, kiedy się podniosła, rzucając mu ukradkowe spojrzenie. Ruszyła pośpiesznie ku wyjściu.

Wstał, przepychając się przez tłum. Miał wrażenie, że przed nim ucieka, choć oboje wiedzieli, że nie mogła. Nie mogli. Nie mieli żadnych szans.

Możesz biec, ale nigdy nie uciekniesz. Ciągle i od nowa.

Dogonił ją przy jej aucie. Spojrzał na odgiętą tablicę rejestracyjną, którą zawsze zapominała naprawić. Uśmiechnął się krzywo, myśląc, że może nie tak wiele zmieniło się przez ten czas.

Obróciła się, patrząc mu głęboko w oczy. Oddychali płytko, bojąc się zakłócić bezpieczną ciszę. Była taka bezbronna.

Pokręciła głową, przymykając powieki. Nie chciała, żeby musieli patrzeć na swoje łzy.

Wiedziała, że zrobi krok do przodu, jeszcze zanim go wykonał. Po prostu się temu poddała.

Czy kiedykolwiek zobaczymy koniec? To jest wieczne.
Ciągle i ciągle. Na nowo i na nowo.


A/N: Chyba nie jestem zbyt dobra w notkach pod tekstem, wybaczcie. Mogę tylko dodać, że tekst ten zajął drugie miejsce w konkursie facebookowej grupy pisarskiej "Piórowładni", którą serdecznie polecam. O nim samym chyba nie mam nic do dodania. Chyba go lubię. Pierwszy raz spróbowałam perspektywy męskiej i bardzo mi się spodobało.  

SinnersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz