14

624 32 2
                                    


-Musimy kiedyś odwiedzić Rio de Janeiro z Hope - powiedziałam kiedy siedzieliśmy na balkonie naszego apartamentu przy śniadaniu. 

Z naszego pokoju była widoczna zapierająca dech w piersiach panorama miasta. Obserwowałam całe otoczenie popijając mrożoną kawę. 

-Sądzę, że to bardzo dobry pomysł - zwrócił się do mnie szatyn podgryzając kawałek tarty z owocami. 

Sięgnęłam po telefon, który leżał na stole, lecz zatrzymał mnie Rich, łapiąc za dłoń.

-Dzwoniłaś godzinę temu. Przez ten czas naszej córce nic nie zagroziło.

Spojrzałam w błękitne oczy swojego męża. Miał rację. Podczas dwóch tygodni, które spędziliśmy na naszym miesiącu miodowym dzwoniłam do Hope, a raczej swoich rodziców tysiąc razy dziennie.

Zostawiłam urządzenie na stole i powróciłam do delektowania się kawą. Kiedy obserwowałam panoramę, poczułam jak robi mi się niedobrze. Bez słowa zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę łazienki. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu momentalnie pochyliłam się nad muszlą klozetową i zwróciłam wszystko co zjadłam dzisiejszego dnia lub wczorajszego. 

Na swoich ramionach poczułam duże i ciepłe dłonie chłopaka. Kiedy skończyłam oczyszczać swój żołądek podał mi ręcznik, który był mokry od chłodnej wody. 

-Wszystko w porządku? 

Jego spojrzenie wyrażało współczucie i zmartwienie.

-Pewnie zwykła niestrawność - powiedziałam starając się go uspokoić. 

Odsunęłam się od niego i odkręciłam chłodną wodę w zlewie dokładnie pukając usta od smaku wymiocin, które sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej.

-Może zadzwonić po jakiegoś lekarza? 

-Nie trzeba, wszystko w porządku. Zjadłam coś co mi zaszkodziło i mam tego efekty.

-Jesteś okropnie blada - powiedział patrząc na mnie w lustrze. 

Przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu. Cienie pod oczami były jeszcze bardziej fioletowe niż zwykle. Cera zrobiła się bardzo blada, a na policzkach przez jasność cery widoczne były małe naczynka. Wyglądałam potwornie i wcale nie dziwiłam się, że Richard patrzył na mnie z ogromnym współczuciem. Poczułam jak moja głowa zaczyna pulsować co spowodowało ogromny ból, a po krótkiej chwili przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy.

-Gayle! - usłyszałam jak dociera do mnie krzyk męża, lecz nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo straciłam kontrolę nad moim ciałem.

Richard

Byłem wystraszony kiedy siedziałem przed salą w szpitalu. Strach ogarnął moje ciało i modliłem się, żeby mojej żonie nic się nie stało. Po niecałej pół godzinie pojawił się mężczyzna w białym kitlu, który zaopiekował się Gayle kiedy została przywieziona. 

-Pan jest mężem? - zapytał po angielsku stając przede mną. 

-Tak, co się stało? 

W moim głosie emanował strach oraz zniecierpliwienie. 

-Przejdziemy do mojego gabinetu - powiedział patrząc na siedzących pacjentów - Wolę, żeby to dotarło tylko do Pana. 

Lekarz ruszył przodem, a ja podążałem za nim. Kiedy znaleźliśmy się w jego biurze wskazał dłonią, żebym zajął miejsce, a sam usiadł na masywnym fotelu. 

Otworzył teczkę gdzie dostrzegłem imię i nazwisko Gay. Uważnie przyjrzał się prawdopodobnie wynikom badań i westchnął.

-Panie doktorze..

-Bardzo trudno mi to Panu oświadczać, ale taka jest moja praca, a Pan jako mąż może to usłyszeć - wziął głęboki wdech - Pana żona jest w ciąży..

-To cudownie - powiedziałem. 

Cieszyłem się, że zostanę po raz drugi ojcem, lecz mina mężczyzny w kitlu świadczyła, że to nie koniec informacji. 

-Wyniki badań i moje przepuszczenia wskazują, że Gayle jest chora - wziął głęboki wdech i starł pot z pomarszczonego czoła - Przypuszczamy, że to nowotwór. 

Całe szczęście wywołane poprzednią informacją opadło. Byłem zdruzgotany. Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. 

-Wiem, że to dla Pana bardzo trudna sytuacja, ponieważ byłem w takiej samej - spojrzałem na doktora, który widocznie posmutniał - Niech Pan wyjedzie z Rio i zabierze ją do dobrego onkologa, ponieważ u nas trudno o takiego. Wiem jednak, że jest mała szansa, że Pani Wilde da radę urodzić dziecko. Powiedziałem jej o możliwości aborcji i podjęciu leczenia, ale Pani Wilde oświadczyła, że nie zabije swojego dziecka - wstał z swojego miejsca i położył swoją dłoń na moim ramieniu - Niech Pan z nią porozmawia i powie o konsekwencjach jakie może kosztować ją taka decyzja. 

Wyszedł z pomieszczenia, a ja zostałem sam z swoimi czarnymi myślami. Czy bałem się? Byłem cholernie wystraszony. Wiedziałem, że nie mogę stracić Gayle, bo życie bez niej nie będzie takie same. Jest miłością mojego pieprzonego życia i przysiągłem sobie, że nie pozwolę jej skrzywdzić nikomu. Wygramy tą walkę, pomyślałem ścierając łzy i wychodząc z pomieszczenia.

Wszedłem do pokoju, w którym znajdowała się ona. Ruszyłem w stronę łóżka, lecz jej wzrok wbity był w jedyne okno w całej sali. Usiadłem na krześle obok niej i złapałem jej dłoń, która była chłodna. Przez cały czas milczała i nie zwracała na mnie uwagi. 

-Kochanie.. - zacząłem, lecz szybko mi przerwała.

-Nie pozwolę zabić swojego dziecka. 

Wyrwała dłoń z mojej, a w jej oczach dostrzegłem pojedyncze krople łez. Leżąc tutaj wydawała się krucha i tak maleńka, że jedna okropna rzecz potrafi zniszczyć ją na tysiące maleńkich cząsteczek. 

-Nie mogę Cie stracić, rozumiesz?! Kocham Cię i nie pozwolę, żebyś odeszła!

Dziewczyna widząc mój wybuch emocji rozpłakała się jeszcze bardziej. Usiadłem na jej łóżku i wziąłem ją w ramiona mocno tuląc do swojego ciała oraz przepraszając gorączkowo za mój krzyk. 

Siedzieliśmy pogrążanie w milczeniu, a po naszych policzkach spływały łzy bezradności. 

-Nie płacz, kochany - powiedziała odsuwając się na parę centymetrów i ścierając swoją kruchą dłonią moje łzy - Jestem silna, pamiętasz? Urodzę nasze dziecko i przeżyje to. Podejmę się leczenia i zobaczysz, że będziemy szczęśliwą rodziną. 

-Obiecaj mi to, że zrobisz wszystko, żeby żyć. Dla mnie, dla Hope, dla nas.

Brunetka spojrzała głęboko w moje oczy i wyszeptała słowa przysięgi, która wzbudziła we mnie wielką nadzieję. 

-Obiecuję, że przeżyje. 


Komu podoba się taki zwrot akcji?

Pozdrawiam,

W.

Pamiętasz mnie? cz.II[Completed]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz