13

2.4K 170 47
                                    

- Wasze wczorajsze zachowanie było karygodne. - Zagrzmiał Michelle. Siedzieliśmy z Louis'em w jego pokoju, a on chodził i opieprzał nas za to co się wczoraj wydarzyło w clubie. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak złego.
- Ja przepraszam. - Jęknął żałośnie Tomlinson. Chłopak siedział ze spuszczoną głową, bojąc spojrzeć mi się w oczy.
Ja siedziałem po drugiej stronie łóżka, byłem już zmęczony tą całą sytuacją, tak cholernie zmęczony. Niall nie wrócił tej nocy do pokoju, a ja nie spałem w ogóle, spędziłem noc na ryczeniu w poduszkę i zastanawianiu się co dalej.
- Po powrocie porozmawiamy z Zack'iem i wyciągniemy konsekwencje, póki co waszą karą będzie nie uczesniczenie w dzisiejszym rejsie.
- Chcę odejść. - Powiedziałem gdy zapadła cisza.
- Dobrze możesz już iść. - Machnął Michelle ręką.
- Nie, chcę odejść z zespołu. - Myślałem nad tym w nocy tysiące razy, nie czuję się tutaj dobrze, jak małe dziecko na pierwszym w życiu letnim obozie, tylko że tutaj jest sto razy gorzej.
- Co?! - Zapytali Michelle i Louis w tym samym momencie.
- Nie chcę tutaj już być. - W moich oczach zebrały się łzy, chciałem stąd już wyjść bo czułem że zaraz się rozpłaczę.
- Nie możesz Harry, masz kontrakt. - Głos menadżera był ostry i nieznający sprzeciwu. Młodszy chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem i szeptał pod nosem coś na wzór nienienie.
- To go zerwę, nie chcę tutaj już być. - Powtórzyłem drżącym głosem.
- Mamy już prawie całą płytę, nagrany teledysk, zaplanowaną trasę nie możesz się teraz wycofać. Kara za zerwanie umowy będzie cię kosztowała miliony.
- Ja już tak dłużej nie mogę. - Rzuciłem po czym szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia, ledwo powstrzymując łzy płynące z moich oczu.
- Harry! - Usłyszałem za sobą wołanie lecz się nie zatrzymałem.
Wbiegłem do windy, a gdy ta zjechała na parter moje policzki były całe mokre. Po wyjściu z hotelu nie wiedziałem dokąd mam się udać, wszędzie było pełno ludzi patrzących się na mnie jak na wariata. Bez zastanowienia wbiegłem do metra. Nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy aby kupić bilet do podziemnego pociągu, więc usiadłem przy jednym z automatów sprzedających napoje. Po schowaniu twarzy w dłoniach, puściły wszystkie moje hamulce i zacząłem ryczeć. Zanosiłem się tak płaczem że już po chwili nie byłem w stanie złapać oddechu.
Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle i jeszcze nigdy nie byłem tak samotny. Chciałem to z kimś obgadać, tę całą pokurwioną sytuację, nie miałem jednak tutaj takiej osoby. Max'owi wstydziłem się spojrzeć w oczy po tym jak chłopak skończył przeze mnie z podbitym okiem, Niall i Jordyn tylko by się z tego wszystkiego śmiali. Z Holly nie rozmawiałem już od kilku tygodni i to głupie jakbym teraz miał zadzwonić do niej i wypłakiwać się. Pozostawała jeszcze mama i Gemma, lecz co miałem im powiedzieć? Że miały racje a ja teraz siedzę w bagnie po uszy. Z tej sytuacji nie ma wyjścia, bo jeśli nie uzbieram skądś kilkunastu baniek na zapłacenie kary, to przez najbliższy rok utknę w jednym zespole z psychopatą który raz mnie całuje, następnie mówi że nie chce ze mną być, a chwilę później urządza chorą scenę zazdrości.
Po kilku minutach poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię. Podniosłem wzrok a przede mną stało dwóch policjantów. Ten który przed chwilą mnie szturchał, teraz pytał się o coś, lecz ja z jego słów zdołałem wyłapać tylko "seniore".
- Nie mówię po hiszpańsku. - Powiedziałem wstając z ziemi.
- Ohh... Wszystko w porządku? - Zapytał z mocnym akcentem.
- Yhm, tak, wszystko jest w porządku. - Chciałem odejść lecz policjant mnie powstrzymał.
- Mogę prosić o pańskie dokumenty?
- Ja nie mam ich. - Cholera, nie zabrałem ze sobą portfela.
- Pójdzie pan z nami. - Chwycił mnie za ramię.
- Ja jestem tutaj ze znajomymi na wakacjach. - Przypomniałem sobie o karcie do pokoju, którą miałem w tylnej kieszeni. - Mieszkam w tym hotelu, pokłóciłem z kolegą i zapomniałem portfela wychodząc. - Podałem mu kawałek plastiku, ten spojrzał na niego badawczym wzrokiem, po czym jeszcze raz przyjrzał się mi. Nie wyglądałem na narkomana ani bezdomnego, tylko na zapłakaną pizdę ale przecież za to nie mogą mnie aresztować.
- Dobrze, niech pan już idzie. - Oddał mi kartę. - I proszę nie płakać, nie ten to inny.
Ta, łatwo mu mówić. Też tak myślałem gdy Tomlinson dał mi kosza, lecz wnioskując po jego wczorajszym zachowaniu, nie mogę być z nim ani z nikim innym. Ten chłopak jebie mi życie, na każdym kroku rani mnie coraz bardziej, choć co chwile powtarza że nie chce tego robić.
Pożegnałem się z policjantami i nie mając większego wyboru, musiałem wrócić do hotelu. Odczekałem jeszcze chwilę nim wszedłem do środka, musiałem się uspokoić.
Kilka minut później, gdy byłem już na moim piętrze, przechodząc obok pokoju Malika i Tomlinsona, usłyszałem krzyki. Powinienem był to zignorować i odejść stamtąd, słysząc jednak swoje imię poczułem się uprzywilejowany do usłyszenia tej rozmowy. Przybliżyłem się i jak najostrożniej przystawiłem ucho do drzwi.
- Żałuję że ci o tym powiedziałem. - Powiedział Louis. - Nie musiałbym wysłuchiwać twojego zrzędzenia.
- Chyba sobie kurwa kpisz. - Prychnął wściekle Malik. - To ja, od prawie dwóch miesięcy muszę wysłuchiwać twoich jęków.
- Nie musisz tego słuchać.
- Okej, to już nie będę! - Przez kolejne pięć sekund żaden z nich się nie odezwał. - Nie masz jaj aby mu o tym powiedzieć to ja to zrobię.
- Nie! Zayn proszę cię, nie. - Usłyszałem ruch po drugiej stronie drzwi.
- Jak ty mu o tym nie powiesz to ja to zrobię. - Głos Mulata było słychać bardzo głośno i wyraźnie, co znaczyło że stoi zaledwie kilka kroków od wyjścia. Nie chcąc być przyłapany na podsłuchiwaniu, czym prędzej stamtąd uciekłem.
Wpadłem do mojego pokoju z sercem w gardle. Nie wiedziałem o czym dokładnie rozmawiali, ale czułem że chodziło o mnie. Stałem przy drzwiach, głośno oddychając i próbowałem zebrać myśli, więc dopiero po kilku sekundach zorientowałem się że nie jestem sam w pomieszczeniu.
- Co jest? - Zapytał Niall podnosząc na mnie wzrok znad swojego telefonu.
- Nic nic. - Zapewniłem go, kładąc się na łóżku.
- Ty się nie szykujesz? Za pięć minut wychodzimy.
- Nie mogę, mam karę. - Prychnąłem. Nespodzianką Michelle'a było spędzenie całego dnia na jachcie, pływając u wybrzeża Barcelony. Czy było mi przykro że nie mogę w tym uczestniczyć? Może by było gdybym tak bardzo nie chciał wrócić już do domu.
- A no tak, ta wasza wczorajsza kłótnia. Co to w ogóle było? - Roześmiał się jakby było z czego.
- Nie mam pojęcia i szczerze mówiąc mam to w dupie. - Nie miałem ochoty z nim o tym rozmawiać skoro dla niego to było tylko żartem.
- Aż mi się przypomniały nasze początki, jak kiedyś Liam i Zayn podbijali do tej samej panienki a potem się o nią pobili. Chłopcy zawsze się biją, tak było jest i będzie a czy ciągnie ich do cycków czy do kutasów to nie ma znaczenia. - Wstał z łóżka zarzucając sobie sportową torbę na ramię. - Nie ma się czym przejmować Hazza.
Powiedział i wyszedł. Zostałem sam nie wiedząc czy mam się czuć pocieszony jego słowami, czy wkurzyć za to że tak bardzo bagatelizuje sprawę przez którą ja chcę odejść z zespołu.
Gdy emocje trochę już ze mnie opadły, zacząłem zastanawiać się nad kłótną Louis'a z Zayn'em. Czy to naprawdę może chodzić o mnie? O czym Louis nie chce mi powiedzieć, a skoro Zayn postanowił to zrobić to kiedy to zrobi? Żałuję teraz że tak szybko stamtąd odszedłem, może gdyby mnie przyłapali to przynajmniej dowiedziałbym się prawdy. Ale do kurwy jasnej jakiej prawdy? Prawdy o czym?
Po dwudziestu minutach bezsensownego gapienia się w sufit, chciałem wstać z łóżka i iść w końcu coś zjeść, w tym samym momencie dostałem esemesa.
"Możemy pogadać?"
Brzmiała wiadomość tekstowa od Tomlinsona.
"O czym?"
Nie powinienem był mu odpisywać ale nie mogłem się powstrzymać. Może to wszystko moja wina? Bo pomimo tego jak chłopak mnie traktuje, ja zawsze jestem na każde jego zawołanie.
"O nas."
Prychnąłem głośno na te słowa.
"A są jacyś my?"
Chwilę musiałem poczekać na odpowiedź.
"Przyjdź, proszę."
  - A pocałuj mnie w dupę. - Powiedziałem na głos.
Odłożyłem telefon i wróciłem do łóżka. Po piętnastu minutach dostałem kolejną wiadomość.
"Proszę."
Nienawidząc siebie, wstałem z łóżka i tam poszedłem. Jestem idiotą, uległym idiotą, który powinien nauczyć się odpuszczać.
- Słucham. - Stałem ze skrzyżowanymi  ramionami w drzwiach jego pokoju.
- Wejdź. - Odsunął się wpuszczając mnie do środka. - Usiądź.
- Postoję. - Oparłem się o biurko, wciąż krzyżując ręce na klatce piersiowej. On także nie usiadł, przez dobre kilkanaście sekund staliśmy w ciszy. - Tyle miałeś mi do powiedzenia? - Chciałem już stąd wyjść, miałem dość tej pieprzonej szopki.
- Muszę cię przeprosić.
- Nie tylko mnie. - Rzuciłem.
- Wiem, ciebie i Max'a. - Znowu zapadła pomiędzy nami cisza.
- Dobra Louis, jak zwykle nie ma sprawy i pomiędzy nami spoko. - Chciałem go wyminąć, on powstrzymał mnie kładąc dłoń na moim boku.
- Nie możesz odejść z zespołu.
Zawiodłem się, czyli przeprosił mnie tylko po to abym został w zespole.
- Poradzicie sobie beze mnie. - Chłopak odszepnął coś lecz tak cicho i niewyraźnie że go nie zrozumiałem. - Co?
- Ja sobie bez ciebie nie poradzę. - Powtórzył podnosząc głowę, spojrzał mi w oczy i choć na te słowa poczułem ciepło rozlewające się po moim sercu, sekundę później ogarnęła mnie złość.
- Przestań. - Strzepnąłem jego dłoń. - Myślisz że tyle wystarczy? Że rzucisz kilka słabych tekstów i nie odejdę, masz mnie za idiotę?
- Nie mówię tego aby cię przekonać żebyś nie odchodził.
- To po co?
- Bo musisz wiedzieć. - Był naprawdę zdesperowany i wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Wiedzieć co? - Zbliżyłem się i spojrzałem na niego z góry.
- Proszę usiądź, porozmawiajmy spokojnie.
- Jestem spokojny.
- To bądź spokojniejszy. - Pociągnął mnie za sobą na łóżko, nie mając ochoty się wyrywać, poddałem się temu. - Chciałbym ci wytłumaczyć dlaczego taki jestem wobec ciebie. - Nadal trzymał mnie za dłoń, nie zabrałem jej ale miną próbowałem pokazać że jestem lekko poirytowany.
- Słucham? - Ponagliłem go.
- Nie wiem jak to powiedzieć... - Zawiesił się na moment. - Uwierzysz mi, jeśli powiem ci że robiłem to dla twojego dobra?
-  Co robiłeś dla mojego dobra? Byłeś wredny, ignorowałeś mnie czy omal nie pobiłeś, dla mojego dobra? - Po raz kolejny podniósł mi ciśnienie.
- Nigdy bym cię nie uderzył. - Zapewnił lecz w odpowiedzi otrzymał tylko moje prychnięcie. - Musiałem cię odrzucić, tak było lepiej.
- Dla kogo lepiej?
- Dla ciebie, próbowałem cię chronić. - Wybuchnąłem głośnym i szyderczym śmiechem.
- Kurwa co to jest serial dla nastolatek? Kocham cię ale nie możemy być razem. - Jęknąłem przedrzeźniając go.
- Bo tak jest.
- Co tak jest? - Warknąłem żądając odpowiedzi.
- Nie chciałem cię zranić, bałem się że cię stracę.
- Jak mogłeś mnie stracić skoro nigdy nie chciałeś ze mną być? - Przecież sam to powiedział.
- Ja wtedy skłamałem. - Spuścił wzrok.
- Skąd mam wiedzieć że traz nie kłamiesz. - Ścisnąłem jego dłoń przypominając sobie że nadal się za nie trzymamy.
- Przysięgam. - Jęknął wybuchając płaczem. 
Tak jak jeszcze chwilę temu wiedziałem że muszę być twardy i nie okazywać mu żadnych pozytywnych uczuć, tak teraz nie miałem pojęcia jak się zachować. Louis dalej płakał, jedną dłonią próbował ścierać wciąż napływające łzy. Chciał także coś powiedzieć, lecz szloch mu na to nie pozwalał.
- Louis czego ty chcesz? - Mój głos był teraz delikatniejszy i pełen współczucia. Nie umiałem być na niego zły, gdy chłopak rozklejał się przede mną.
- Chcę ciebie. - Szepnęł drżącym głosem.
- To dlaczego mnie odtrącasz? - Mój głos także nie był głośniejszy od szeptu.
- Bo załugujesz na kogoś lepszego. - Na te słowa zareagowałem prychnięciem pomieszanym z chichotem.
- Och Lou. - Pogładziłem go po policzku, po czym chwyciłem go za podbródek i uniosłem jego głowę abyśmy mogli patrzeć sobie w oczy. - Jesteś chyba największym idiotą jakiego znam.
- Właśnie, jestem idiotą. Jestem największym idiotą na świecie, który zawsze wszystko psuje.
- Chcesz zepsuć ten związek?
- Nie, ale to zrobię. - Odsunął się ode mnie i spuścił wzrok. - Lepiej będzie dla ciebie jeśli znajdziesz sobie kogoś lepszego.
Pokręciłem zrezygnowany głową. Jak mogłem zakochać się w kimś tak głupim i upartym? A co gorsza, jak w jednej chwili potrafię zapomnieć mu wszystkie te głupoty które zrobił przez ostatnie dni? Wstałem z łóżka, on nawet na mnie nie spojrzał ale na jego twarzy dostrzegłem grymas, pewnie myślał że teraz wyjdę, ale ja nie miałem tego w planach. Z tylnej kieszeni wyciągnąłem portfel, który tym razem zabrałem ze sobą przy wychodzeniu z pokoju. Otworzyłem go i wyciągnąłem dowód osobisty.
Przykucnąłem przy Louis'ie podając mu plastikowy prostokącik.
- Co to jest? - Zapytał zdziwiony.
- Ten dokument zobowiązuje mnie do brania odpowiedzialności za swoje czyny.
- Co?
- To. - Naparłem na jego usta.
Bałem się że mnie odepchnie, gdy to się jednak nie stało odważyłem się pogłębić pocałunek a on mi na to pozwolił. Nasza ślina mieszała się ze słonymi łzami, które jeszcze przed chwilą spływały z jego oczu. Powinno mnie to chyba brzydzić ale tak nie było. Podniosłem się z podłogi i usiadłem okrakiem na jego kolanach, nie przerywając pocałunku.
- Przepraszam. - Powiedział Louis gdy oderwaliśmy się od siebie aby złapać oddech.
- Zabiję cię jeśli powiesz że nie możemy być razem. - Z wciąż zamkniętymi oczami, przyciskałem czoło do jego czoła, zaciskając pięści na jego koszulce.
- Przepraszam że byłem dupkiem.
Tym razem pocałunek wyszedł od niego. Nie mogłem przestać się uśmiechać, przez co były to strasznie pokraczne pocałunki. Po kilku dłuższych chwilach, poczułem jak jego dłonie zaciskają się na moim tyłku. Jęknąłem odrywając się od jego ust z głośnym mlaśnięciem.
- Możemy się nie spieszyć? - Zapytałem będąc lekko zażenowany.
Chciałem tego, och od kilku tygodni myślałem nad tym widząc go co rano w samych bokserkach, ale nie chciałem zrobić tego teraz, tutaj w tym hotelu, tak od razu. Do tego przecież nie padły jeszcze pomiędzy nami żadne deklaracje, nie jesteśmy w związku.
- Oczywiście Harry. - Pogładził mnie po policzku. - Z niczym nie musimy się spieszyć.

~~~~
I co o tym myślicie?

Falling In Love Is Different The Second Time ~~ HarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz