【OiKage】Czemu pan wielki Oikawa-san płacze? ✔

63 5 0
                                    

   Właśnie wracałem z treningu. Nie łatwe było wyjść tak, aby Hinata-chan nie biegł za mną. Wstąpiłem po drodze do sklepu po mleko z słomką i wychodząc wpadłem na wyższego o pół głowy chłopaka.

-Uh, gomen nasai... - usłyszałem i jednocześnie z nim podniosłem głowę. - Proszę, proszę. Tobio-chan, jak leci? - zmienił swój uśmiech z uroczego na zadziorny. 

- Dobrze, Tooru-san - odpowiedziałem krótko siorbiąc przy tym mleko. 

- Macie ogromne szczęście wiesz? Inaczej się tego nie wytłumaczy. Aoba Johsai jest lepsza niż Karasuno. Zawsze tak było - uśmiech zszedł z jego twarzy. Dokładnie mu się przyglądając, wyglądał na przygnębionego i intensywnie myślącego. Coraz wokół oka zabłysnęła pojedyncza łza. Czy on naprawdę tak cierpiał po przegranej? 

  Po paru minutach jego oczy stały się suche i niespokojne. Wymusił uśmiech, który należał do prowokujących. 

-Wątpię - odpowiedziałem spokojnie - Pokonaliśmy Shiratorizawę. Już za parę miesięcy jedziemy na krajowe. Ponownie staniemy przed wielkim boiskiem słysząc pisk butów ocierających się o podłogę i dźwięk odbijanej piłki. Ushijima jeszcze przyzna, że jestem lepszym zawodnikiem niż Ty - po tej wypowiedzi przypomniałem sobie, gdy Hinata podszedł do mnie po jednym z treningów przed Turniejem. 

- Może sam jesteś słaby i każdy może Cię pokonać. Jednak ze mną będziesz najlepszy! Ze mną u Twojego boku będziemy nie pokonani! - krzyknął, po czym obraz mi się rozmazał, a po przy mrużeniu znów zobaczyłem Oikawę. 

- Hai, hai. Jednak nie sądzę - wymusił uśmiech i powoli mnie ominął, unikając kontaktu wzrokowego. Mogę się założyć, że w jego oczach coraz bardziej lśniły łzy, a gdy postanowiłem się odkręcić jego już nie było. 

   Poszedłem w stronę parku. Jakoś natchnęło mnie na spacer i rozmyślenia. Było to dziwne, jednak w środku coś mnie ściskało i zmuszało do pójścia tam. Przypomniałem sobie jak pokonaliśmy Shiratorizawę, każdą moją wystawę i blok, oraz zabójczy atak Wakatoshi'ego. Powróciłem wspomnieniami również do naszych meczów z Sejioh. Aoba Johsai chwaliła się bardzo dobrymi umiejętnościami i talentem. Jednak najbardziej w mojej głowie zaczepiał mnie Oikawa. Jego cholernie idealna zagrywka z wyskoku, zwana "Śmiertelną". Jego cholernie dobre wystawy. Jego cholerny odbiór i cholerny blok. Jest cholernie dobrze wysportowany, cholernie popularny to jeszcze każda cholerna dziewczyna w cholernym liceum Aoba Johsai - i nie zdziwiłbym się gdyby też w Karasuno - na niego leci. Cholerny dupek! 

   Gdy tak spokojnie spacerowałem zobaczyłem pod drzewem ciemną postać z ładną sylwetką. Nie była ona drobna, jak u dziewczyny, tylko dobrze zbudowana. Podszedłem bliżej i zauważyłem, nikogo innego jak Toru Oikawę we własnej osobie. No zresztą, ponownie dziś.

  Jednak nie był uśmiechnięty i ślicznie uczesany jak na początku naszej rozmowy. Siedział na murku znajdującego się pod drzewem wiśni, jednak to jeszcze nie ta pora, aby drzewo wypuściło plony, a parki pokolorowała różowa Sakura. Wokół było ciemno, zresztą się nie dziwię, jest już późny wieczór. W parku jest wiele dróżek ozdobionych świecącymi lampami i po obstawianymi ławkami wokół. Tooru-san siedział w tej ciemniejszej i smutniejszej części parku, gdzie było mało osób. Jego twarz była mokra, nie od deszczu tylko od łez spływających po jego zaczerwienionych policzkach. Oczy miał ciemne i smutne, bez radośnie świecących iskier. Jego usta były zaciśnięte w prostą linie i przygryzione zębami, próbował nie łkać głośno. Widać, że nie chciał, aby ktoś go zobaczył w tym stanie. 

Z powolna do niego podszedłem siadając na murku. Podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi pięknymi, maślanymi oczami. 

- Skąd się wziąłeś? - szepnął.

- Przechodziłem, zauważyłem Cię i siadłem obok - odpowiedziałem cicho.

- Czemu nie poszedłeś dalej tylko zostałeś? 

- A chcesz abym poszedł? 

- A mógłbyś zostać?

- Tak. Tylko powiedz mi... - spojrzał na mnie smutno - Czemu pan wielki Oikawa-san płacze? - zmarszczył czoło

- Nie mów tak do mnie.

- Jak?

- "Pan wielki Oikawa". 

- Nie będę, tylko odpowiedz mi. 

- Dlaczego Cię to tak interesuje? 

- Martwię się - odpowiedziałem, po czym Toru zaśmiał się drwiąco. - A więc?

- Pokonaliście nas. Gdybym się bardziej postarał to byśmy wygrali. Pokonalibyśmy Shiratorizawę i tego Ushibakę! To... Po prostu moja wina - spuścił głowę, a na murek kapnęły łzy. Zacisnąłem powieki. Nie mogę patrzeć jak on cierpi! Serce mi się łamie widząc go tak załamanego. Otworzyłem delikatnie oczy i przytuliłem go do siebie. Ten się zdziwił, a ja już myślałem, że powie coś pyskatego, ale jednak tego nie zrobił. Wtulił się mocniej, a ja oparłem swoją głowę o jego ramię. 

Byłem... Szczęśliwy. Osobę, którą kocham mam przy sobie. 


  ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ

Słuchajcie i na dziś to tyle. 

Napisałam ok. 777 słów. (XD)
Nie wiem czy to dużo,
Czy może mało,

Ale mam nadzieje, że się podobało!

Piszcie mi jakie chcecie jeszcze shipp'y, a postaram się napisać.

Dziękuję za czas poświęcony na ten rozdział i do następnego!

//Rachelxy


❝ONE SHOTS❞ » shipy z HQ «Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz