Właśnie wracałem z treningu. Nie łatwe było wyjść tak, aby Hinata-chan nie biegł za mną. Wstąpiłem po drodze do sklepu po mleko z słomką i wychodząc wpadłem na wyższego o pół głowy chłopaka.
-Uh, gomen nasai... - usłyszałem i jednocześnie z nim podniosłem głowę. - Proszę, proszę. Tobio-chan, jak leci? - zmienił swój uśmiech z uroczego na zadziorny.
- Dobrze, Tooru-san - odpowiedziałem krótko siorbiąc przy tym mleko.
- Macie ogromne szczęście wiesz? Inaczej się tego nie wytłumaczy. Aoba Johsai jest lepsza niż Karasuno. Zawsze tak było - uśmiech zszedł z jego twarzy. Dokładnie mu się przyglądając, wyglądał na przygnębionego i intensywnie myślącego. Coraz wokół oka zabłysnęła pojedyncza łza. Czy on naprawdę tak cierpiał po przegranej?
Po paru minutach jego oczy stały się suche i niespokojne. Wymusił uśmiech, który należał do prowokujących.
-Wątpię - odpowiedziałem spokojnie - Pokonaliśmy Shiratorizawę. Już za parę miesięcy jedziemy na krajowe. Ponownie staniemy przed wielkim boiskiem słysząc pisk butów ocierających się o podłogę i dźwięk odbijanej piłki. Ushijima jeszcze przyzna, że jestem lepszym zawodnikiem niż Ty - po tej wypowiedzi przypomniałem sobie, gdy Hinata podszedł do mnie po jednym z treningów przed Turniejem.
- Może sam jesteś słaby i każdy może Cię pokonać. Jednak ze mną będziesz najlepszy! Ze mną u Twojego boku będziemy nie pokonani! - krzyknął, po czym obraz mi się rozmazał, a po przy mrużeniu znów zobaczyłem Oikawę.
- Hai, hai. Jednak nie sądzę - wymusił uśmiech i powoli mnie ominął, unikając kontaktu wzrokowego. Mogę się założyć, że w jego oczach coraz bardziej lśniły łzy, a gdy postanowiłem się odkręcić jego już nie było.
Poszedłem w stronę parku. Jakoś natchnęło mnie na spacer i rozmyślenia. Było to dziwne, jednak w środku coś mnie ściskało i zmuszało do pójścia tam. Przypomniałem sobie jak pokonaliśmy Shiratorizawę, każdą moją wystawę i blok, oraz zabójczy atak Wakatoshi'ego. Powróciłem wspomnieniami również do naszych meczów z Sejioh. Aoba Johsai chwaliła się bardzo dobrymi umiejętnościami i talentem. Jednak najbardziej w mojej głowie zaczepiał mnie Oikawa. Jego cholernie idealna zagrywka z wyskoku, zwana "Śmiertelną". Jego cholernie dobre wystawy. Jego cholerny odbiór i cholerny blok. Jest cholernie dobrze wysportowany, cholernie popularny to jeszcze każda cholerna dziewczyna w cholernym liceum Aoba Johsai - i nie zdziwiłbym się gdyby też w Karasuno - na niego leci. Cholerny dupek!
Gdy tak spokojnie spacerowałem zobaczyłem pod drzewem ciemną postać z ładną sylwetką. Nie była ona drobna, jak u dziewczyny, tylko dobrze zbudowana. Podszedłem bliżej i zauważyłem, nikogo innego jak Toru Oikawę we własnej osobie. No zresztą, ponownie dziś.
Jednak nie był uśmiechnięty i ślicznie uczesany jak na początku naszej rozmowy. Siedział na murku znajdującego się pod drzewem wiśni, jednak to jeszcze nie ta pora, aby drzewo wypuściło plony, a parki pokolorowała różowa Sakura. Wokół było ciemno, zresztą się nie dziwię, jest już późny wieczór. W parku jest wiele dróżek ozdobionych świecącymi lampami i po obstawianymi ławkami wokół. Tooru-san siedział w tej ciemniejszej i smutniejszej części parku, gdzie było mało osób. Jego twarz była mokra, nie od deszczu tylko od łez spływających po jego zaczerwienionych policzkach. Oczy miał ciemne i smutne, bez radośnie świecących iskier. Jego usta były zaciśnięte w prostą linie i przygryzione zębami, próbował nie łkać głośno. Widać, że nie chciał, aby ktoś go zobaczył w tym stanie.
Z powolna do niego podszedłem siadając na murku. Podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi pięknymi, maślanymi oczami.
- Skąd się wziąłeś? - szepnął.
- Przechodziłem, zauważyłem Cię i siadłem obok - odpowiedziałem cicho.
- Czemu nie poszedłeś dalej tylko zostałeś?
- A chcesz abym poszedł?
- A mógłbyś zostać?
- Tak. Tylko powiedz mi... - spojrzał na mnie smutno - Czemu pan wielki Oikawa-san płacze? - zmarszczył czoło
- Nie mów tak do mnie.
- Jak?
- "Pan wielki Oikawa".
- Nie będę, tylko odpowiedz mi.
- Dlaczego Cię to tak interesuje?
- Martwię się - odpowiedziałem, po czym Toru zaśmiał się drwiąco. - A więc?
- Pokonaliście nas. Gdybym się bardziej postarał to byśmy wygrali. Pokonalibyśmy Shiratorizawę i tego Ushibakę! To... Po prostu moja wina - spuścił głowę, a na murek kapnęły łzy. Zacisnąłem powieki. Nie mogę patrzeć jak on cierpi! Serce mi się łamie widząc go tak załamanego. Otworzyłem delikatnie oczy i przytuliłem go do siebie. Ten się zdziwił, a ja już myślałem, że powie coś pyskatego, ale jednak tego nie zrobił. Wtulił się mocniej, a ja oparłem swoją głowę o jego ramię.
Byłem... Szczęśliwy. Osobę, którą kocham mam przy sobie.
~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ~ღ
Słuchajcie i na dziś to tyle.
Napisałam ok. 777 słów. (XD)
Nie wiem czy to dużo,
Czy może mało,Ale mam nadzieje, że się podobało!
Piszcie mi jakie chcecie jeszcze shipp'y, a postaram się napisać.
Dziękuję za czas poświęcony na ten rozdział i do następnego!
//Rachelxy
CZYTASZ
❝ONE SHOTS❞ » shipy z HQ «
FanfictionKsiążka nie jest kontynuowana i została zawieszona po dwóch rozdziałach (jak zresztą inne). Przeszła mi faza na HQ, ale mimo to dalej miło wspominam to anime i możliwe, że kiedyś ją dokończę. Jeżeli mimo to wpadłeś zobaczyć co tam jest to miło mi...