Bez zastanowienia udałam się do wyznaczonego przez przyjaciela miejsca. Byłam przerażona, ale wiedziałam jedno. Chodziło o niego. Wsiadłam w pierwszy autobus, który jechał w kierunku szpitala. Po chwili byłam już w środku budynku.
- Co z nim? - Podbiegłam do Pana Krystiana, który nerwowo krążył po szpitalnym korytarzu.
- Usiądź, Nikola... - Objął mnie ramieniem i chciał sprawić, bym zajęła miejsce na plastikowym krześle, jednak nie uczyniłam tego.
- Jak on się czuje? Mogę do niego wejść? - Pytałam nauczyciela, jednak ten nie odpowiadał na moje pytania.
- Nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego stan nie jest najlepszy, ale jest pod stałą opieką wykwalifikowanych lekarzy. - Tłumaczył.
- Jak to się stało? Co mu jest?! - Wypytywałam pana Krystiana, który wciąż miał kamienny wyraz twarzy.
- Podczas meczu wybuchła awantura między zawodnikami. Kacper postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i w wyniku bójki doznał poważnych obrażeń głowy. - Opowiadał, a po moim policzku spłynęła łza.
- Wszystko będzie dobrze. Musimy być dobrej myśli... - Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Starał się mnie uspokoić, ale nie mogłam być spokojna, wiedząc, że życie Kacpra stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dlaczego akurat on? Dlaczego, teraz gdy zrozumiałam, że go potrzebuje?
- Chce go zobaczyć. Muszę go zobaczyć... - Wyrwałam się z ramion Pana Krystiana i podążyłam w stronę drzwi sali, obok której staliśmy.
- Nie możesz. On śpi, nie usłyszy, nie ujrzy Cię w tym momencie. Jego rodzice są przy nim.- Nauczyciel powstrzymał mnie przed wkroczeniem do sali.
- Kiedy będzie coś wiadomo? - Spytałam zmartwiona. W tym momencie ujrzałam lekarza, który właśnie wychodził ze szpitalnej sali, w której leżał Kacper.
- Czy wszystko dobrze, doktorze? - Zapytałam, zbliżając się do niego. Czekanie na jego odpowiedź zdawało się trwać wieki.
- Jest zdecydowanie za wcześnie, żeby to stwierdzić. Przeszedł niezbędną operację głowy, jednak nie wiemy, czy pewne obszary mózgu nie zostały uszkodzone. Potrzeba czekać. Wszystko okaże się, gdy chłopak wzbudzi się ze śpiączki farmakologicznej, jeśli to nastąpi...- Odpowiedział zmartwiony mężczyzna.
Zamilkłam. Byłam jak bezradne dziecko. Potrafiłam tylko płakać. Krystian przytulił mnie do siebie i próbował uspokoić, co nie za bardzo mu wychodziło. Po chwili moim oczom ukazało się małżeństwo, opuszczające pokój szpitalny. Podbiegłam do nich jak najszybciej.
- Mogę go zobaczyć? - Zapytałam, zapłakaną kobietę. Widziałam, że była załamana. Jej jedyny syn był jej oczkiem w głowie.
- Jestem przyjaciółką. Proszę mnie wpuścić. - Poprosiłam, przejęta stanem Kacpra.
- Wejdź. - Powiedział beznamiętnie ojciec, który nie wyglądał najlepiej, ale starał się trzymać fason.
Bez słowa minęłam ich i weszłam do środka. Kacper leżał z obandażowaną głową, podpięty licznymi kabelkami do szpitalnej aparatury. Miał zamknięte oczy, jakby spał, ale nie... on nie spał.
Usiadłam na krześle obok szpitalnego łóżka. To było najgorsze, że nie wiedziałam tak naprawdę nic o jego stanie, a jedyne czym podzielili się ze mną lekarze to " Trzeba być dobrej myśli i czekać ".
- Proszę, powiedz, że mnie słyszysz. - Rzekłam i strachliwie dotknęłam jego dłoni, jak gdyby mogło mu to jakoś zaszkodzić.On mnie nie słyszał. Nie reagował, ale na co ja liczyłam? Na cudowne ozdrowienie? Wciąż nie docierało do mnie, że jego stan jest ciężki. Co, jeśli coś będzie nie tak? Jeśli dozna jakiegoś nieodwracalnego uszczerbku na zdrowiu? Przed nim jeszcze całe życie, o które musi walczyć. Chciałam z nim porozmawiać albo żeby chociaż otworzył oczy, żeby zareagował, dał jakikolwiek znak. Siedziałam i patrzyłam na niego. Obserwowałam, łudząc się, że zaraz otworzy oczy, chwyci mnie za dłoń i powie, że czuje się dobrze. Nie pozwolono mi zostać przy nim na dłużej. Wkrótce do sali wszedł lekarz wraz z pielęgniarką, którzy poprosili mnie o opuszczenie pomieszczenia. Wyraz twarzy lekarza mówił wiele - operacja najprawdopodobniej się nie powiodła. Doktor nie chciał mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny, ale nie rozumiał tego, że tak samo się martwię. Jak mi kazano, wyszłam na korytarz. Moim oczom ukazali się załamani rodzice Kacpra. Lekarz musiał wyjawić im prawdę, okrutną prawdę o stanie Kacpra. Już nawet jego ojciec nie potrafił ukryć swych emocji. Rozpaczliwie przytulał swą żonę, która płakała w obawie o swego syna. Bałam się, ale musiałam wiedzieć, co związanego ze stanem Kacpra wyjawił lekarz.
- Przepraszam, czy już coś wiadomo? - Przykucnęłam przed siedzącym na krzesłach małżeństwem i zwróciłam się do kobiety, która mimo fatalnego nastroju, wydawała się bardzo ciepłą i łagodną osobą.
- Operacja się powiodła, ale... - Mówiła kobieta, zalewając się łzami.
- Ale lekarze nie mogą zapewnić nas, że pewne obszary mózgu nie zostały uszkodzone. - Dokończył za nią jej mąż. Zaniepokoiłam się, bo to, co powiedział mężczyzna, zabrzmiało groźnie.
- Kiedy się obudzi? Bo obudzi się, prawda? - Palnęłam bezmyślnie. Jak mogłam pomyśleć, że Kacper nie wybudzi się ze śpiączki?
- Jeszcze nie wiadomo. Byle jak najszybciej... - Odpowiedział mężczyzna.
- Kim jesteś dla naszego synka? Wspominał o jakiejś dziewczynie... - Zapytała mama Kacpra, łapiąc za moją dłoń. Posmutniałam.
- Mam na imię Nikola, ale państwa syn nie miał mnie na myśli. Ja jestem przyjaciółką. - Powiedziałam, przypominając sobie widok klejącej się do niego Patrycji.
Po chwili na korytarzu rozległ się głośny tupot obcasów. Skierowałam swój wzrok na korytarz, którym szła ona.Podniosłam się i podeszłam do blondynki, która zaraz po tym, jak przemierzyła mnie wzrokiem, minęła mnie i usiadła obok mamy Kacpra. Ja zaś zajęłam miejsce przy Krystianie, który równie jak my wszyscy był przejęty stanem Kacpra. Nie potrafiłam ukrywać emocji, kiedy tak naprawdę nic nie wiedziałam o tym, co teraz dzieje się w jego głowie. A co jeśli dozna jakiegoś uszczerbku na zdrowiu? Im więcej myślałam, tym gorsze wnioski wyciągałam. Mężczyzna złapał za moją dłoń i próbował wytłumaczyć mi, że nie potrzebnie się zadręczam.
- Czyli jednak coś do niego czujesz. - Rzekł na tyle cicho, bym tylko ja z osób obecnych na poczekalni to usłyszała.
- Przyjaźnimy się tylko. - Wytłumaczyłam. Nie wiem, jak mam nazywać relację moją i Kacpra. Jest dla mnie bardzo ważny, ale przesadą byłoby nazywać nas parą.
- Nie tłumacz się. - Uśmiechnął się. Widział, że jestem bliska płaczu i chciał mnie pocieszyć.
- Wszystko będzie dobrze. Jest młody i silny, więc uwierz, że da sobie radę. - Objął mnie ręką i potarł dłonią o moje ramię w geście pocieszenia, a ja cały czas wgapiałam się w Partycję, która rozmawiała z rodzicami Kacpra. Gdy tylko poczuła na sobie mój wzrok, podniosła się i stanęła naprzeciwko nas.
- Miło mi, że troszczysz się o Kacperka, ale nie musisz już tutaj siedzieć. - Mówiła swym piskliwym głosem. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Czy ona właśnie próbowała mnie wyprosić?
- Chętnie posiedzę i poczekam, aż się wybudzi. - Odpowiedziałam złośliwie dziewczynie, która nawet teraz bawiła się swymi gęstymi lokami.
- Dzięki za pomoc, ale nie jesteś tu już potrzebna. Potrafię zająć się moim chłopakiem. Gdy Kacperek się wybudzi, wspomnę mu, że byłaś. - Nie przesłyszałam się. Patrycja w bezszczelny sposób kazała mi turlać dropsa. Czy ona nazwała go swoim chłopakiem? Już chciałam wstać, kiedy nauczyciel złapał za mój nadgarstek.
- Spokojnie... Nikola osobiście przekaże mu, że zamartwiając się, wyczekiwała poprawy jego stanu zdrowia. - Krystian postanowił przerwać tę głupią rozmowę, lecz jego zachowanie nie umknęło uwadze Patrycji.
- Widzę, że nawet pana okręciła sobie wokół palca... - Powiedziała ze śmiechem. Korzystając z tego, że rodzice Kacpra znajdowali się zbyt daleko, by słyszeć naszą rozmowę, nie zważała na słowa. W tym momencie przeszła samą siebie. Czy ona oskarżała mnie o kokietowanie Krystiana? Nawet jego w tym momencie zamurowało.
- Ale od Kacpra trzymaj się z daleka! - Warknęła wściekła, jakby był on jej własnością. Zarzuciła swoimi włosami i obrażona odeszła, niemiłosiernie tłukąc swymi obcasami o kafelki.
Po chwili z sali wyszedł lekarz i podszedł do państwa Wysockich i Patrycji, która stała nieopodal nich. Zbliżyłam się do doktora.
- Mam dla państwa dwie wiadomości - dobrą i złą. - oznajmił.
- Doktorze, co z moim synkiem? - Zmartwiona matka podniosła się i podbiegła do lekarza. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Jest źle, jest bardzo źle. Lekarz milczał. Każda chwila oczekiwania na jego diagnozę zdawała się trwać wieczność. Zaszokowana wgapiałam się w doktora, który jak na złość zwlekał z wyjawieniem prawdy.
CZYTASZ
I tak będę z Tobą (w trakcie edycji)
Romance- Jakim cudem mnie znalazłeś? Co ty tu do cholery robisz? - Zbieram szczenkę z podłogi, gdy dostrzegam, że siada obok. - Siedzę, złotko. Zamiast się bulwersować, przyznaj lepiej, że umierałaś z tęsknoty. - Założył ręce na siebie, szyderczo się uśmie...