Rozdział 6

145 10 2
                                    


Kiedy otworzyłam lekko oczy, poczułam jak promienie słoneczne wpadające przez okno ogrzewają mi twarz. Podniosłam głowę i przecierając powieki spojrzałam na zegarek. Było dość wcześnie, więc postanowiłam jeszcze poleżeć przez ten czas. Położyłam się, jednak było mi jakoś niewygodnie, słońce zaczęło mi przeszkadzać. Oj chyba jednak nie, dobra wstanę już to będę mieć więcej czasu. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Pościeliłam łóżko i zaczęłam się ogarniać. W ciągu godziny byłam już cała gotowa do wyjścia, zdążyłam nawet od razu pozmywać po śniadaniu i posprzątać w pokoju, więc kiedy skończyłam mogłam z czystym sumieniem wyjść do pracy. Miałam nawet spory zapas czasu, więc postanowiłam bez pośpiechu pójść spacerkiem. Nałożyłam buty i wyszłam z mieszkania. Schodząc po schodach upewniłam się jeszcze, czy wszystko spakowałam.

Mój blok miał na każdym piętrze klatki schodowej okna, więc kiedy schodziłam zauważyłam, że na dworze słońce już całkiem wzeszło, choć było dopiero po 8 rano. Po chwili odczułam to na własnej skórze, świeciło tak mocno, że musiałam zmrużyć oczy wychodząc z budynku.

-Dzień dobry Sasaki-chaaan~~ -usłyszałam po zamknięciu się za mną drzwi.

Ktoś mnie woła? Chwila! Spojrzałam w stronę, skąd dobiegał głos. Jakiś metr dalej na ławce siedział uśmiechnięty Dazai. Kiedy na niego spojrzałam zamknął książkę, którą miał w ręku, wstał i podszedł do mnie.

-Widzisz? Dotrzymałem obietnicy –powiedział pochylając się nade mną. Mimo, że takie zbliżenia z jego strony przyprawiają mnie o rumieńce, to teraz się powstrzymałam, a przynajmniej próbowałam. W sumie to było dość normalne, ponieważ kiedy stał prosto moje oczy były gdzieś na wysokości jego klatki piersiowej, a tak były prawie na równi.

-Ee.. dzień dobry? -wydukałam.- Ale przecież nie musi pan na mnie czekać i się tak fatygować, jak mówiłam wczoraj...

-To moja praca, nie ma o czym mówić -rzekł, nim zdążyłam dokończyć.- chodźmy lepiej już do księgarni. Czy może wolisz pojechać?

-Nie...to znaczy, chciałabym coś z Panem wytłumaczyć. Czy moglibyśmy usiąść?

Poszliśmy do ławki, na której on sam wcześniej siedział.

-O co chodzi?~~

-Otóż... ee... jakby to ująć... -jak zwykle będąc tak blisko niego nie umiałam ubrać moich myśli w słowa. - nawet jeśli to wszystko jest prawdą... nie rozumiem jednej sprawy. Czemu akurat pan musi się tak zachowywać wobec mnie? Nagle jakieś czekanie rano, odprowadzanie? Szczerze myślałam, że to wszystko był jakiś żart, a tu pan pod blokiem...

-Hah... to był pewnie dla ciebie niemały szok, ale spróbuj się do tego jakoś przyzwyczaić, przynajmniej póki sprawa się nie uspokoi. -po czym zerknął na mnie.- Cóż osoby obdarzone, takie jak my, często muszą przeżywać różnego rodzaju podobne sytuacje, niektórzy mają gorzej, inni lepiej... –nagle Dazai wstał i chwycił mnie za rękę- Jednak nie musisz się o nic martwić, albowiem masz mnie! ~~

Wypowiedział to zdanie z pełną dumą, trzymając mnie mocno za rękę i mrużąc oczy. Czułam jak twarz pali mi się od rumieńców, ale postanowiłam powiedzieć coś co od wczoraj leżało mi na sercu.

-Mimo tego, ja.. nadal nie czuję się komfortowo w pana towarzystwie...

W tym momencie wyglądał jakby ktoś oblał go wiadrem zimnej wody. Opadł nagle na kolana przy ławce puszczając moją dłoń. Wpatrywał się we mnie swoimi kasztanowymi oczami, wyglądał jak jakiś biedy, opuszczony szczeniaczek. Tylko, że szczeniaczki nie są takie duże... 

–Czemu Sasaki-chan źle się przy mnie czuje? Ja chcę, aby czuła się dobrze, po to tu jestem, by zapewnić jej pełne bezpieczeństwo. –głos jakby mu się lekko załamał.

Odwrócił się tyłem i zaczął po kilkakroć krzyczeć:

-Ach! Czy popełniłem jakiś błąd?

Zauważyłam, że inni ludzie zaczęli się przyglądać, spanikowałam i podeszłam do niego, próbując uspokoić.

-Proszę pana, niech się pan uspokoi.. ludzie patrzą..

-Jak mam się uspokoić, skoro moja Sasaki-chan mnie nie chce? Jestem taki niepotrzebny, biedny, samotny!! –krzyczał jeszcze głośniej, unosząc ręce do góry i zakrywając sobie oczy.

Już cała czerwona ze wstydu jaki mi przynosił, postanowiłam w końcu dać za wygraną, aby tylko przestał.

-Ale ja nie mówiłam przecież, że pana nie chcę... -powiedziałam dotykając delikatnie jego dłoni i odsłaniając jedno oko.

Jedno zdanie a sprawiło cud. Dazai zamilkł. Odsłonił twarz i patrzył mi się prosto w oczy, uśmiechnął się.

-A pozwolisz mi być swoim ochroniarzem?~~ -zapytał jakby cała ta „wielka rozpacz" przeszła jak ręką odjąć.

Nie dość, że byłam już zdenerwowana przez tę jego scenkę, to jeszcze ten kontakt wzrokowy, całkowicie spanikowałam. Zerknęłam na bok, ludzie nie patrzyli na nas chyba, a przynajmniej tak mi się wydawało.

-Do-dobrze... -odpowiedziałam, patrząc w bok.

Na szczęści on nie zauważył mojego zdenerwowania. Wstał i otrzepał płaszcz.

-Chodźmy, bo spóźnisz się do pracy –powiedział, posyłając mi mrużąc oczy i posyłając kolejną wesołą minę.

Mimowolnie odwzajemniłam to, przez co moja twarz lekko się rozpromieniła i sama wstałam. Podjęłam moją torbę i zaczęłam iść przodem. Szczerze to jeszcze obawiałam się kolejnego przedstawienia, ale już nic nie mówiłam.

*

Cisza trwała do momentu, kiedy doszliśmy do parku. Dazai, który do tej pory był z tyłu, szedł teraz krok w krok obok mnie. Spojrzałam na niego, wyglądał na zadowolonego, nucił sobie coś pod nosem. Ręce trzymał w kieszeniach płaszcza, który rozpięty, lekko powiewał na wietrze. Nie jest mu za gorąco? – pomyślałam. Mimo wszystko było bardzo ciepło, że ja ubrana w dość letnią sukienkę bardzo odczuwałam tą wysoką temperaturę. W sumie to nie lubiłam jak była taka pogoda, zbyt duże upały mnie męczyły. Wolę wtedy schować się w jakimś zacienionym miejscu i poczekać na ochłodzenie. Lubię jak jest ciepło, ale bez przesady. Teraz było jeszcze znośnie, choć już na samą myśl o gorących wakacjach i chodzeniu wtedy po mieście, napawała mnie wielką niechęcią.

-Wczoraj jechałaś do pracy autobusem? –to pytanie wyrwało mnie z moich rozmyślań.

-.. nie, a czemu pan pyta? –troszkę mnie to zdziwiło, może po prostu chce jakoś nawiązać rozmowę?  Ale to było jednak dość niespodziewane.

-Pytam, bo nie widziałem cię w parku, a czekałem.

A więc czekał na mnie?! Wtedy nie byłam tego świadoma i postanowiłam ominąć spotkanie z nim, wybierając inną ścieżkę. Co prawda przypuszczałam, że na kogoś oczekuje, wnioskując z jego zachowania. Jednak za żadne skarby nie zgadłabym, że to o mnie chodziło. Pewnie dlatego, że to byłoby po prostu śmieszne. Kolejne "przypadkowe spotkanie" taa jasne..

-No nic, teraz będę zawsze czekał pod blokiem.

Wzdrygnęłam się. Myśl, że codziennie ten oto osobnik miałby warować z rana pod moim mieszkaniem napawała mnie lekkim przerażeniem a zarazem zawstydzeniem zmieszanym z zażenowaniem. Dlaczego? Ja nie dam rady dzień w dzień z nim tak wytrzymywać, zwłaszcza po tej scenie pod blokiem..

- ..chan... Sasaki-chan! -

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 06, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Moja przygoda z Dazaiem OsamuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz