Pànama. Naród wielu poglądów, ale jednej religii. Naród pokoju o najliczniejszym wojsku na całym kontynencie. Naród niszczony i budowany na nowo w tym samym czasie. Ten naród nie wie co to stabilizacja i prawdziwy spokój. Dlatego jesteśmy my, Axeni.
Yovish, stolica Pànamy
Blake siedziała oparta rękoma o blat baru. Wokół panował głośny gwar, alkohol lał się litrami, a co niektóre odważniejsze kobiety tańczyły na stołach. Koło niej siedziało dwóch barczystych mężczyzn z pokaźnymi brodami, którzy toczyli ożywioną rozmowę.
- Podobno kapłan Zacrow jest jedną nogą w grobie. Słyszałem plotki, że poważnie choruje i długo nie pociągnie.
- Nie dziwię się, skoro jego jedynym "lekarstwem" jest modlitwa.- Prychnął drugi wpatrując się w kubeł z piwem.- mimo wszystko szkoda go. Jest dobrym kapłanem i człowiekiem.Jest dobrym człowiekiem, powtórzyła w myślach Blake, o mało co nie parskając śmiechem. Jeśli jest dobrym człowiekiem to proszę wyrwijcie mi serce i oddajcie diabłu. Kątem oka zauważyła zgrabną kobiecą postać, która usiadła obok niej. Rozpoznała, że jest nią Evie Wersten, informatorka bractwa, której obecność tutaj nie świadczyła o niczym dobrym.
- Nieźle ostatnio narozrabiałaś nad zatoką. -Powiedziała łagodnym głosem, niemal melancholijnym.
- Daj mi żyć.- Powiedziała ponuro Blake kręcąc głową.
-Twoje zachowanie ostatnio mocno zwraca uwagę gapiów. Jesteśmy skrytobójcami Blake, działamy w ukryciu, a ta ostatnia akcja nie była za bardzo cicha. Zostałaś wybrana jako jedna z Axenek, to bardzo wielka odpowiedzialność, na którą się zdecydowałaś. -Ich spojrzenia w końcu się spotkały i Blake zauważyła, że Evie była bardzo ładną kobietą w wieku około dwudziestu paru lat. Miała duże błękitne oczy i długie blond włosy splecione w luźnego warkocza, który swobodnie leżał na jej ramieniu.
- Dziękuję ci bardzo Evie za ten poruszający wykład, ale raczej nie przyszłaś tu prawić mi morałów.
-Oczywiście,że nie jestem tu z tego powodu.Mistrz chcę cię widzieć.
- Jasne, wpadnę do niego kiedy będę miała czas.- Rzuciła nonszalancko Blake krocząc w stronę wyjścia.
- Chce cię widzieć jeszcze dzisiaj. - Powiedziała stanowczo. Z gracją wstała z krzesła, minęła Blake i znikła wśród tłumu pijanych ludzi. Już po mnie, pomyślała.Blake stała tuż przed ogromnymi drzwiami bractwa. Głośno przełknęła ślinę i weszła do budynku,który niegdyś służył jako ekskluzywny hotel,jednak w wyniku wojny domowej,która miała miejsce osiemnaście lat temu właściciel opuścił lokal. Jak zwykle w środku panowała grobowa cisza. Tu i ówdzie po korytarzu przechodzili członkowie bractwa, którzy przeważnie zajmowali się papierkową robotą. Zwinnie i szybko minęła kilka korytarzy, aż w końcu dotarła do dużego jasnego pomieszczenia, w którym przeważnie ludzie z bractwa spotykali się ze sobą i gawędzili. Gdy osoby znajdujące się w pomieszczeniu zauważyli Blake przerwali rozmowy i w ciszy przyglądali się dziewczynie. Spojrzenia w jej stronę były zazwyczaj nieprzyjemne lub drwiące,lecz była już do nich przyzwyczajona.
- Mam nadzieję,że tym razem Gregor nie zlituje się nad tobą.- Syknął Eric Poll. Siedział rozłożony na czerwonym fotelu na końcu sali. W pomieszczeniu, które było dość ładnie ozdobione zapanował cichy gwar zgadzająch się z Erickiem ludźmi.
- Na pewno nie zlitowała się nad tobą twoja żona wyrzucając cię z domu. -Rzuciła nonszalancko Blake.Tym razem dało się usłyszeć ciche chichoty które błyskawicznie przerodziły się w głośny śmiech. Szybko przeszła koło Erica i w końcu przez schody dotarła do głównych drzwi gabinetu Gregora, mistrza bractwa. Oddychaj, przypominała sobie Blake. Przecież to Gregor, pomruczy, ponarzeka i uspokoi się. Otworzyła drzwi i ujrzała mężczyznę siedzącego przy biurku ze stertą papierów. Gregor po chwili podniósł głowę i ukazał swoje szare nieprzeniknione oczy, a na jego twarzy dało się zobaczyć kilkudniowy zarost.
- Wejdź i zamknij za sobą drzwi. -Powiedział chłodno. Dziewczyna posłuchała się i ustała w środku pokoju na wielkim dywanie. W całym pomieszczeniu panował półmrok i jedyne światło dawało słońce przez nie do końca zasłonięte zasłony.
- Gregor, wiem. -Zaczęła nerwowo dziewczyna. - Nieźle ostatnio narozrabiałam. Zburzyłam połowę mostu przy zatoce, podpaliłam rynek, wysadziłam dworek pewnego szlachcica, wiem. Ale to nie do końca moja wina, bo wiesz.. -Gregor przerwał jej podnosząc rękę. Blake skrzywiła się i już tylko czekała na porządną reprymendę, ale ku jej zdziwieniu mężczyzna milczał .Po dłuższej chwili ciszy zaśmiał się i powiedział:
- Wiem co zrobiłaś, Blayki.- Już dawno nie słyszała, żeby ktokolwiek tak do niej mówił. -Bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę.- zdziwiła się lekko nagłym dobrym humorem mistrza, lecz mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem. -Mam dla ciebie zadanie.
- Wyślesz mnie do Baldoru? - Baldor, według opowieści Axenów,to miasto na południu, gdzie wysyłano tam na "misję" zdrajców lub członków bractwa, którzy nie przestrzegali zasad Axenu.
- Nie... Przynajmniej jeszcze nie - Zaśmiał się sucho. - ta misja jest bardzo ważna, a mianowicie twoim zadaniem będzie ochrona księcia Pànamy, Marcusa Arenvena. -Blake zrobiła duże oczy i o mało co nie parsknęła głośno śmiechem.
- Czekaj...Co? Ja mam być strażnikiem księcia? Czy przypadkiem nie upadłeś ostatnio na głowę Greg? - Nie mogła w to uwierzyć. Znów chce się ze mnie ponabijać? Pomyślała.
- Nie żartuję. Poza tym, gdy jesteśmy w bractwie masz się do mnie zwracać mistrzu.- Spojrzała na Grega i dopiero wtedy zauważyła, że nie żartuje. Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Jasne mistrzu, ale dlaczego akurat ja? Przecież niszczę na swojej drodze połowę rzeczy.
- Ale zawsze doprowadzasz zadanie do końca. - Skwitował Gregor.
- Jest tylu uzdolnionych Axenów w naszym bractwie, ja się kompletnie do tego nie nadaję.
- Słuchaj mnie teraz uważnie Blake. W bractwie podejrzewam niektórych o zdradę,zaczynam tracić zaufanie do swoich ludzi. Ostatnio dużo osób chce śmierci króla, a my Axeni nie możemy do tego dopuścić, ponieważ przysięgaliśmy wierność królowi i naszemu państwu.- Przez chwilę nastała głucha cisza. Przerwał ją Gregor głośnym westchnieniem.
- Jesteś teraz jedną z nielicznych osób, którym bezgranicznie ufam. Tym, którym jeszcze potrafiłem zaufać dałem inne, również ważne zadania.
- Dziękuję, że mi ufasz. - Powiedziała z takim spokojem, którego sama nigdy nie słyszała w swoim głosie.
- Nie masz za co. Znam cię od niemowlaka i nie ma opcji, żeby było inaczej. - W milczeniu przyglądali się sobie. Czy on zawsze był taki przystojny? Może to ten lekki zarost? Szybko zbeształa się w myślach. Przecież ma on dobrą trzydziestkę na karku, a ja ledwo osiemnaście. Nie ma opcji żeby mi się podobał, nie Gregor.
- Blake? W porządku?- Greg przyglądał jej się z zaciekawieniem.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że bujała w obłokach. Szybko kiwnęła głową i lekko się zarumieniła.
- Znasz mnie. - Zbyła pytanie siadając na jednym z wielkich okien odsłaniając do końca zasłonę.
- Właśnie dlatego pytam.- Przez dłuższy moment panowała niezręczna cisza. Blake wpatrywała się w ludzi przechodzących po ulicy.
- Ja tylko nie jestem przekonana co do tej misji.- Gregor wstał z krzesła i szybkim krokiem znalazł się koło niej, złapał ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy swoim nieprzeniknionym wzrokiem.
- Nikomu innemu tego zadania nie powiężę, Blayki. Proszę. -Pod wpływem jego wzroku, która była dla niej zawsze w pewnym sensie hipnozą pokiwała twierdząco głową.
- Dziękuję. - Powiedział z wdzięcznością Greg.
CZYTASZ
Axen - Tajemnica Bogów
FantasyKiedy wojna domowa zbliża się wielkimi krokami Blake, jedna z Axenów, dostaję piekielnie ważną misje - a mianowicie ochronę dziedzica tronu Marcusa Arenvena. Gdy zły kapłan Zacrow zawiera pakt z diabłem pod znak zapytania staję czy w tej wojnie brać...