Rozdział XVII:Złe dobrego początki.

9 2 0
                                    

Zaprowadziłam nowego towarzysza do naszego "domu". Przedstawiłam go reszcie. Izumi była wpatrzona w niego jak w obrazek. Chłopak zdjął kaptur.

Stanęłam obok Aki'ego i głośno westchnęłam.
-Pasują do siebie. Słodzcy są.
-Oho.. Ty wiesz coś, czego nie wiem ja.

Powiedziałam mu na ucho o tym co widziałam w wizji. Aki spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Te wizje są przydatne.
-Tak, niestety nawet ja nie potrafię przewidzieć dokładnego przebiegu wydarzeń. Przyszłość łatwo zmienić.
-W każdej umiejętności jest jakieś "ale".
-Dokładnie.
-Właśnie dzisiaj mija rok od naszego przybycia tutaj.
-Skoro już mowa o wizjach i kolejnym roku. Gdzie Adachi?

Wszyscy spojrzeli na mnie z zapytaniem.
-Nie mówicie mi, że... Cholera.

Wybiegłam z domu i ruszyłam w kierunku znajomego z mojej wizji miejsca. Usłyszałam znęcanie się nad kimś. Wyszłam zza rogu i spojrzałam w kierunku kilku facetów, którzy torturowali Adachi'ego. Od razu go poznałam.
-Dopełniło się....-pomyślałam i podbiegłam do nich.

-Wybaczcie panowie, ale trafiliście pod zły adres.
Jeden z nich położył rękę na moim ramieniu. Złapałam go i przerzuciłam przez ramię. Drugi miał nóż. Zadawał ciosy jednak niecelnie. Chwyciłam za jego nadgarstek i wykręcałam do momentu aż zwijał się z bólu i wypuścił broń. Pozostałych dwóch uciekło.

Podeszłam do półprzytomnego chłopaka. Był cały we krwi i ranach ciętych. Miał sine usta. Dużo siniaków i zadrapań.
-Adachi...

Nagle przybiegli moi towarzysze. Aki i Tetsu złapali go pod ramię i prowadzili do budynku.

Spojrzałam na mury. Stał tam Sho. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się szyderczo. On z przerażeniem zaczął uciekać. Pobiegłam za nim. Wspięłam się zwinnie na mury, załapałam go za kark i powaliłam na ziemię.
-Wiesz... To nie miało najmniejszego sensu.-powiedziałam do mojej ofiary.
-M...m...moi s...s...snajperzy mają go na celowniku.-pokazał drżącą dłonią na Aki'ego.
-Zatem mam dla Ciebie propozycję.  Puścisz nas wolno.
-N...n...nie mogę.
-Prosisz się o odcięcie ręki. Powiedziałeś, że nie mogę Cię zabić. Ale skrzywdzić i owszem.
-D...dobrze puszczę w...was tylko zostaw mnie już.
-Dobry chłopak.-poklepałam go po głowie i ruszyłam w kierunku reszty.

Spakowaliśmy się, odzyskaliśmy naszą broń i położyliśmy rannego na noszach. Obudził się i mogłam zobaczyć ból w jego oczach. Mieliśmy wychodzić za bramę. Gdy nagle usłyszałam świst strzały. Potem cichy jęk i znany mi śmiech.

Obejrzałam się. Adachi dostał strzałą prosto w serce. Podbiegłam do niego. Popatrzył na mnie przez chwilę i zamknął oczy.
-Co masz zamiar zrobić ze swoją wolnością?!-Sho krzyknął do mnie.
-Wrócę tu.-posłałam mu uśmiech.

Wyraźnie się przestraszył, a ja znów podeszłam do chłopaka. Jego ręce były zimne, a oddech ustał.
-Katsumi! To nie może być koniec!-Izumi zaczęła płakać, a czarnooki ją przytulił.
-To się nigdy nie miało tak skończyć. Mimo, że widziałam to w wizji mam zamiar to zmienić i znalazłam sposób.
-Co masz zamiar zrobić?-zapytał białowłosy lekko zaniepokojony.
-Uleczę go poświęcając moje moce.
-Że co?! A przeznaczenie?!-Aki nie był zadowolony.
-Co jest ważniejsze?! To jebane przeznaczenie czy jego życie?!

Chłopak zamilkł, a ja ułożyłam ręce na piersi Adachi'ego.
-Na siły Księżyca tego, który mnie przysłał i tego, który połączył nasz los. Na siły nieba i ziemi. Wróć do nas ty, którego straciliśmy. Ty, którego los się nie wypełnił. Ty, który jeszcze potrzebujemy. Adachi to właśnie Tobie powierzam nowe życie.-poleciała mi łza, która upadła swobodnie na moje ręce.

Pojawiło się oślepiające światło, a ja opadłam z sił. Jakby ktoś coś ze mnie wyrwał. Spojrzałam w kierunku chłopaka. Jego klatka piersiowa zaczęła się unosić, a rany zaczęły się goić.

-C..co się stało? Widziałem światło i nagle znów się obudziłem.
-Katsumi oddała swoje moce, żeby Cię uratować.-powiedział Aki ze zdenerwowaniem.
-Że jak?! To tylko żart prawda?
-Nie Adachi. To prawda. Witaj spowrotem wśród żywych.

Przytuliłam chłopaka i rozpłakałam się.
-Tak się bałam...-on również mnie przytulił i uspokajał.
Odsunęłam się od niego i popatrzyłam na Aki'ego. Podszedł do mnie i pocałował namiętnie. Nie spodziewałam się tego, więc byłam lekko zdziwiona. Odwzajemniłam pocałunek i wplotłam dłonie w jego miękkie włosy.

Odsunął się ode mnie i jeszcze przytulił.
-Jesteś głupia.
-Wiem, wiem.-uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam.

Trwaliśmy tak minutę. Stanęłam wśród moich przyjaciół.
-Ruszajmy rodzino. Czas nas goni. Kierunek- wioska Tamatoa!
-Aye!-krzyknęli chórem i ruszyliśmy przed siebie.

Po drodze zaszliśmy jeszcze do domu Izumi. Powiadomiła o wszystkim ciocię, która bardzo się o nią martwiła, ale miała przeczucie, że nic jej nie jest.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę z tą cudowną kobietą i poszliśmy ku naszej przygodzie. Zatrzymaliśmy się w kilku miastach, aby odpocząć lub uzupełnić zapasy.

-Katsumi, jeżeli nadal będziesz kupować te książki to nie wiem czy dojdziemy do wioski.-Aki ledwo trzymał torby wypelnione literaturą
-Masz rację. Potrzebny nam koń!

Podeszłam do jednej ze stajni.
-Konie są drogie, a z tego co wiem Ciebie raczej nie stać na nic prócz książek.
-Coś wymyślę.-weszłam do stajni i rozejrzałam się. Po chwili wyszłam na zewnątrz na wybieg dla koni.

Zobaczyłam w pewnym momencie piękną karą klacz. Zrzucała każdego jeźdźca.
-Aki-kun! Ta jest idealna!-powiedziałam z zachwytem.
-Mówisz?
-Idź i pokaż im jak to się robi.
-Jak rozkaz, to rozkaz.

Poszłam za nim.
-Panowie jak ten tu oswoi tą klacz bierzemy ją ze sobą.
-Zgoda, ale wybacz panienko niestety ta klacz nie...

Mężczyzna nie dokończył, bo zauważył, że Aki siedzi na niej i jeździe jak gdyby nigdy nic.
-No cóż. Dziękuję. Do zobaczenia!-zauważyłam tylko ich miny zachwytu pomieszanego ze strachem.

Chłopak podał mi rękę i usiadłam za nim. Pojechaliśmy do przyjaciół. Patrzyli na nas z niedowierzaniem.
-Z nim można konie kraść!-powiedziałam do nich z uśmiechem i pocałowałam chłopaka w policzek.

Podpieliśmy jej juki i włożyliśmy nasz bagaż, którego nie byliśmy w stanie nosić. Klacz szła obok nas. Trzymałam ją za lejce, co jakiś czas glaskałam. Jest naprawdę śliczna.

Po kilku dniowej podróży doszliśmy do celu. Przeszliśmy przez bramę i wtedy to zobaczyłam. Wioska była opuszczona. Co najmniej kilka lat nikt tu nie mieszkał.
-Chyba trzeba będzie zrobić kilka remontów i posprzątać tu wszystko.
-Masz rację.-powiedział białowłosy.
-Nie ma co. Czas brać się do roboty.-uśmiechnęłam się w stronę ciekawych przyjaciół.

Wojownicy cieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz