Drugi etap podróży mieli odbyć na pokładzie niewielkiego kupieckiego statku. Zevran znalazł dla nich miejsce na pokładzie jednej z nielicznych jednostek wypływających z małoznaczącego portu znajdującego się jakieś dzień drogi na południe od miasta Antiwy.
Plan był prosty. Stąd mieli udać się do równie nieznaczącego portu leżącego pomiędzy Treviso i Afsaaną. Podróż miała trwać, przy dobrej pogodzie około dwóch tygodni. Stamtąd wiodła zaniedbana droga wprost do Berynnlaw. Nie zamierzali zatrzymywać się w mieście, ale wedle wskazówek Flemeth iść w górę strumienia, który zaopatrywał miasto w wodę. Strumień brał początek w leśnych ostępach Arlathanu i właśnie w miejscu, gdzie ów potok wypływa z lasu mieli czekać na dalsze instrukcje od wiedźmy.
Być może dużo prościej było po prostu załadować bagaże na konie i ruszyć do Brynnlaw lądem. Zevran jednak przekonany był, że Erendis nadal nie jest w najlepszej kondycji. Nawet magia Flemeth nie wystarczył by wróciła jej dawna sprawność. Odległość z ich niewielkiej posiadłości do portu odbyli pieszo i zabrała im ona więcej czasu niż się spodziewali. Tak więc wybór drogi morskiej był najlepszym wyjściem. W ten sposób Strażniczka zyskiwała kolejne dwa tygodnie odpoczynku. Było to też bardziej logiczne wyjście jeśli Zevran nie chciał być widziany.
...
Znalazła go na rufie statku, wpatrującego się w odległy brzeg. Z tej odległości ledwie było widać miasto leżące na łagodnie znoszących się pagórkach. Jasne mury budynków odcinały się od soczystej zieleni, woda w zatoce była koloru ciemnego turkusu, niczym białe obłoczki przesuwały się po niej żaglowce.
- Antiva? – zapytała przystając przy nim. Jej wzrok spoczął na wysokiej wieży zbudowanej na wystającym cyplu.
- Latarnia morska, duma Antivy, wiesz, że jej koronę wieńczy dwanaście rzeźb. Jedna z nich przedstawia Kruka – w jego głosie znać było szczyptę dumy. Erendis oparła się o burtę.
- Tęsknisz za domem? – zagadnęła próbując rozszyfrować wyraz goszczący na twarzy elfa.
Zerkną na nią, ramieniem opasał w tali i przyciągnęło bliżej. Głowę złożył na ramieniu Strażniczki, nie odrywając jednak wzroku od miasta.
- Nie wiem czy to jest tęsknota, czy raczej sentyment... spędziłem tam większość życia, i chodź wiem, że to nie prawda, teraz wydaje mi się, że więcej było dobrych dni, niż tych gorszych.
- Moglibyśmy wrócić, jeśli... - urwała w pół zdania, nie wiedząc, co w zasadzie powinno nastąpić po tym „jeśli".
- Nie, moja droga, nie będę zabierał cię w ten gąszcz żmij. Pozycja mistrza ma swoje niewątpliwe zalety, ale przebywając w mojej obecności byłabyś narażona na ataki.
Potrzasnęła z niedowierzaniem głową. Musiała uchodzić w jego oczach za naprawdę słabą.
- Mówisz, jakbym całe życie spędziła pod kloszem – rzuciła z nutą irytacji w głosie.
- Ach, mi Amora, meandry Antivańskiej polityki, to zupełnie inna rzeczywistość niż zawiłości i niebezpieczeństwa na fereldeńskim dworze. Tutaj króluje intryga, tajemnica, sztylet i trucizna.
Nic nie powiedziała, skrzyżowała tylko dłonie na piersi łypiąc teraz z niezadowoleniem na miasto, które powoli mijali. Zevran pokręcił głową, uśmiechnął się, po chwili przychylił się do niej, by pocałować w policzek.
- Teraz wiem, że czujesz się lepiej, dąsasz się jak mała dziewczynka, znowu.
Prychnęła niczym zirytowana kotka, aż ją korciło, żeby pokazać mu język. W końcu jednak zdecydowała się tylko na krzywy uśmiech.
CZYTASZ
Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)
Fiksi Penggemar(Część 2 uniwersum Eris&Zev) Wydawać by się mogło, że nie pozostało już nic, jak tylko znikać w dusznej ciemności Głębokich Ścieżek. A jednak ona wybrała inny koniec, na ostrzu sztyletu kierowanego ręką skrytobójcy, w blasku bursztynowych oczu. Jed...