XI. Gdzie jesteś?

58 5 0
                                    

***
Otworzyłam drzwi i lekceważąc wszystko poszłam do kuchni po coś do jedzenia. W progu stała mama i patrzyła się na mnie z troską. 

Niech spierdala.
Niech tylko coś powie głupiego albo zrobi mogę się z nią nawet bić.

- Możę ja ci coś zrobię? - spytała patrząc się w podłogę.

- Poradzę sobie - odpowiedziałam oschle.

- Jak twoja szyja? - spytała po chwili milczenia.

Nagle zgrywa martwiącą się mamusie.

- Ślepa jesteś? - popatrzyłam na nią spod byka.

Nic nie odpowiedziała. Wyszła. 

Możliwe, że za ostro ją potraktowałam bo przecież ona uderzyła ojca i odciągneła go odemnie. Ale nie zmienia to faktu, że przyczyniła się do tego całego gówna.
Zrobiłam sobie płatki z zimnym mlekiem i skierowałam się do pokoju.
Chwilę po tym jak zamknęłam drzwi od pokoju one otwarły się gwałtownie a w nich pojawił się ojciec. Miał wściekłość na twarzy ale było mi już wszystko jedno.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - ryknął.

- Odsuń się.

- Myślisz, że po czymś takim możesz sobie tu od tak przebywać smarkulo i wyjadać jedzenie z lodówki?! - on mówi poważnie? - Mam nadzieje, że nikomu nie powiedziałaś o tym co sie stało? - zbliżył się i zagroził mi palcem.

- Nie.

- I niech tak zostanie. Ale jeśli myślisz, że to koniec to grubo się mylisz - naprawdę się przestraszyłam - Robert, mój kolega potrzebuje kogoś na zmywak do swojej knajpy, Jesi chcesz tu dalej mieszkać to od poniedziałku do czwartku po szkole i w soboty będziesz zapierdalać i nie myśl, że na swoje przyjemności.

- Chyba sobie żartujesz! Ja mam 16 lat!  - krzyknęłam - Nie będe nigdzie pracować!

- Będziesz, jeśli chcesz tu mieszkać.

- W takim razie nie chce tu mieszkać!  - mogłam tego nie mówić.

- No to wypierdalaj! - wziął mnie za ramiona i popchnął na przedpokój.

- Ała! Zostaw mnie! - uderzyłam go w brzuch a ten się skulił.

- Co tu sie dzieje! - mama wyszła z pokoju - Zostaw ją. Charléne do pokoju! A ty chodź porozmawiamy.

Mama pociągnęła ojca do salonu a ja wbiegłam do pokoju. To za wiele. W jednej sekundzie wyszłam przez okno i zaczęłam biec w stronę budynku gdzie mieszkał Timi.
Wbiegłam do ruiny cała zapłakana.

- Char... Co się stało? - spytała Paulette, która siedziała i paliła z Calixte.

- Mój ojciec - powiedziałam zdyszana - nienawidzę go.

- Siadaj, uspokój się już. - przytuliła mnie. - Co sie wydarzyło? 

- Ta szyja.. On mnie dusił - załkałam - i każę mi pracować bo inaczej nie będe mogła mieszkać w domu.

- To nie mieszkaj - powiedziała Calixte stanowczo - możesz mieszkać tutaj!

- Nie wiem. To nie takie proste.

- Poprostu nie wracaj do domu. Chcesz żeby następnym razem zrobił ci coś gorszego?

Zaczęłam się nad tym zastanawiać,  w końcu kazał mi wypierdalać, więc poprostu go posłucham. Ale boje się, co jeśli pójdą na policję, nakłamią a mnie umieszczą znowu w domu dziecka albo w jakimś ośrodku... 

- Zapal sobie. - Calixte poczęstowała mnie papierosem. Nie protestowałam.

- Dzięki - uśmiechnęłam się sztucznie - Gdzie Timothée?

- Nie mam pojęcia - powiedziała Paulette. 

- Ja też - dodała Calixte - może poszedł się gdzieś przejść.

Timi proszę wracaj, potrzebuję Cię.

- Ok. - rzuciłam.

***

Minęły ok. 2 godziny a Timi się nadal nie zjawiał. Może coś mu się stało?  Niecierpliwiłam się bo potrzebowałam jego obecności. Chciałam mu opowiedziec co sie dzieje i przytulić go, popatrzeć w te jego piękne oczy. Chwiiiilaaaaaa...
Od kiedy tak podobają mi się jego oczy i czy ja za nim tęsknię? Jeszcze tego mi brakowało żebym się zakochała. Ale ja się nie zakochałam! Poprostu on jest moim bardzo dobrym przyjacielem. Myślę o nim tylko w ten sposób i bardzo go lubię ale to tyle.
I próbuje oszukać samą siebie...

- Pójdę się przejść - powiedziałam i wyszłam. Miałam nadzieje, że znajde gdzieś chłopaka, bo już tak bardzo chciałam go zobaczyć. Szłam wzdłuż ulicy jakieś 15 minut i coraz bardziej się niecierpliwiłam.

A może go minęłam i jest już w "domu"?

Zawróciłam. Miałam wielką nadzieje, że mam rację i spotkam Timothée'ego na miejscu. W tym momencie poczułam ręcę na mojej talii. Obrócił mnie o 180° i wbił swoje ciepłe i mokre wargi w moje. Poczułam podniecenie i dziwny prąd przepływający przez moje ciało, zaczęłam szybciej oddychać a on pieścił moje wargi coraz namiętniej dołączając język. Jeździł ręką po moich plecach i ramionach a ja zawiesiłam na nim ręcę nie otwierając oczu ale dokładnie wiedziałam kto to jest. Nigdy nie czułam czegoś tak wspaniałego.
Odsunął się powoli i spojrzał na moje wargi a później w oczy.

- Hej - powiedział seksownym głosem.

- Timothée. - uśmiechnęłam się i przytuliłam go mocno. - Nawet nie wiesz jak tego pragnęłam.

- Wiem aniołku. - nazwał mnie aniołkiem!!!! <3 - nie mogłem się powstrzymać jesteś taka cudowna, nigdy nie znałem nikogo tak wspaniałego i dobrego jak ty.

Chyba śnię! CHCĘ TAŃCZYĆ ZE SZCZĘŚCIA.
 
- Powtarzasz się... - poczułam wypieki na mojej buzi.

- Mógłbym mówić Ci to codziennie.

Poraz pierwszy od kilku dni poczułam się naprawdę szczęśliwa i ważna. To wspaniałe uczucie kiedy mówi Ci to ktoś na kim Ci zależy. Odrazu zapomniałam o wszystkich problemach.

- Chodźmy, już późno - uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę.
Zakochałam się.

Poowraaacam! 
Wybaczcie za długą przerwę!
Mam nadzieje, że nie zepsułam :'(
Miłego czytania 💕

My Anioły : Na własne życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz